sobota, 25 grudnia 2010

Naciumkany

Antoś nie wykazuje przesadnego zapału jeśli chodzi o przemieszczanie się. Wiadomo - rodzice zawsze pomogą, poza tym 8,5kg ciałka to jest spory ciężar do dźwigania. Zatem nie możemy się na razie poszczycić sukcesami z turlaniem, a tym bardziej próbami pełzania (a wiem, że są maluchy, które już takie sztuczki mają w swoim najmniejszym z paluszków :P). Troszkę mi smutno z tego powodu, bo wiadomo - chciałoby się, żeby MOJE dziecko wszystko robiło najlepiej, najszybciej i było zdolniejsze od rówieśników. Ale nie zawsze jest tak, jakby się chciało.

   Zatem...

   ... patrzymy, co innego zmienia się u Antka. A właśnie dwa dni temu zaczęło się dziać coś ciekawego z piersiowego punktu widzenia. Otóż Antoś nie zasypia już zawsze z ciumkiem w dziobku (czytaj: zasysając pierś). Teraz moje dziecko kochane naciumka się do oporu, po czym spokojnie porzuca pierś i po prostu zasypia. Samo. Przytulone do mnie albo i wręcz odwrócone ode mnie główką w drugą stronę. Ha! Dziś dodał do tych wyczynów nowy update - zasnął kompletnie bez ciumka, po prostu przytulił się do mnie, gdy oboje leżeliśmy na łóżku, possał chwilkę paluszki swojej łapki i oczka same mu się zamknęły. Piękne to chwile z kilku powodów:
primo - wiadomo, więcej wolności w perspektywie dla mamy (czytaj: dla mnie :D);
secundo - jasny symptom "dojrzewania" bobasa do samodzielności w ogóle, a w zasypianiu w szczególe;
tertio - potwierdzenie faktu, że nie da się dziecka uzależnić od piersi i że dzieci w końcu same "wyrastają" z wiszenia przy cycku. :) Tylko czasu trzeba, czasu.

   I tym jakże ciekawym spostrzeżeniem kończę w pierwszy dzień świąt, z życzeniami dla wszystkich mam i ich maluszków, także tych przyszłych. :)

czwartek, 16 grudnia 2010

Fajny dzień

Qrcze, dziś taki dziwny i zupełnie nie-antolkowy dzień, że aż muszę się podzielić. :)

   Rano standardzik - pobudka o 7:00 (z tym, że w nocy tylko jedno przebudzenie na karmienie - cud!), potem 2h harców + poranna toaleta, potem 30 minut drzemki przy piersi, potem znów trochę harców, znów drzemka, potem spacerek w chuście i przy okazji zakupy spożywcze, w gratisie też drzemka krótka w chuście, a po powrocie do domu, czyli od 14:30 do godziny 19:00 Antol nie spał W OGÓLE. Wcale, ani trochę. Mało tego - w ogóle nie był marudny,senny, rozdrażniony, płaczliwy ani nic. Nic w ogóle - bawił się na całego, pozwolił mi zrobić cały obiad, zjeść go w spokoju, potem się poprzytulaliśmy, były tańce i piosenki i głupie zabawy, było jedzenie gazety :P przez Antka (bo tak fajnie szeleści i łatwo złapać łapkami, a wiadomo, że co do rączki to do buzi ;)), była kąpiel i dopiero po kąpieli i przystawieniu do piersi Antek padł, dosłownie w 5 minut. Jestem jeszcze w ciężkim szoku, ale jak najbardziej pozytywnym! :D I się tylko zastanawiam, czy to kolejny update pod tytułem "skończyłem 4 miesiące" czy chwilowy bonus.

   Cieszę się i taka zacieszona kończę tą krótką notkę. :)

wtorek, 14 grudnia 2010

Emigracja z bobasem

No i uciekliśmy z Polski na jakiś czas. Jak długi - tego nie wie nikt. Na razie próbujemy ogarnąć się w nowym miejscu, intensywnie szukamy czegoś do wynajęcia na dłużej i po prostu sobie żyjemy.
   Antoś pierwszy raz leciał samolotem! Obawiałam się tego chrztu bojowego, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo samolot nie zrobił na Antku najmniejszego wrażenia - zasnął sobie słodko wtulony w moją pierś i przespał cały lot. Nie zakłóciły tego słodkiego snu nawet start i lądowanie, nie rozproszyły go zmiany ciśnienia w kabinie, a także wkładanie Antola do chusty już po przylocie. :P Musimy tylko mądrzej zorganizować się w kolejce do samolotu, bo tutaj już tak różowo nie było - Antolek był śpiący, chyba także głodny, a przede wszystkim rozdrażniony późną porą, o której powinien już dawno spać, więc płakał i krzyczał dość mocno. Na razie nowych podróży lotniczych nie planujemy, więc na przemyślenia logistyczne w kwestii pory wylotu, karmień i drzemek jeszcze przyjdzie czas. Ale i tak uznaję ten pierwszy antkowy lot za sukces. :)
   Nowe miejsce też nie wywarło na moim dziecku specjalnego wrażenia. Ot, miejsce jak miejsce, byle była mama z tatą, ciepło i jeść. :P Chodzimy na spacerki zachustowani (wózka nie braliśmy, bo to kobyła ogromna i do samolotu się z tym tarabanić nie zamierzałam) i zupełnie nie marudzimy. :) A już ostatnio sądziłam, że mi się bobas obraził na chustę. A to nie tak, chusta jest jak najbardziej na TAK, ale tylko na spacer po świeżym powietrzu, bo w domu to lipa. :P Więc wiążemy się i siup na dwór. :) Kąpiemy się w prawdziwej "dorosłej" wannie, bo takiej małej dziecięcej tu nie ma, i Antoś się cieszy, że ma tyyyyyle miejsca na machanie rączkami i wierzganie nóżkami. A ponieważ bobas potrafi się już śmiać w głos, więc śmieje się i cieszy jak szalony, a ja pękam ze śmiechu, jak słyszę ten jego śmiech, bo jest przekapitalny! :D
   Zainwestowaliśmy w "elektroniczną nianię". W domu była niepotrzebna, bo tam i tak życie nasze toczy się w ramach jednego pokoju i gdy Antoś płacze, to wszystko słychać i można od razu reagować. Tutaj po wieczornej kąpieli i porcji ciumka Antoś śpi sobie w naszym pokoju, a my się "wyprowadzamy" do living roomu i pojawił się problem "a co, jak młody się przebudzi i go nie usłyszymy?" (bo po drodze są dwie pary drzwi). Niania sprawuje się świetnie, a ja mogę spokojnie posiedzieć przy kompie, herbacie lub pogadać ze znajomymi i nie biegać co 2 minuty do pokoju sprawdzać, czy dziecię śpi czy nie śpi. Także mam w końcu jakiś elektroniczny gadżet. :P