wtorek, 23 marca 2010

Złe strony ciąży

Że wahania nastroju? Że wymioty? Nie, tego mi Matka Natura na szczęście oszczędziła. Niestety, dopadła mnie inna zmora, która nie szczędzi chyba żadnej z nas - ciężarówek: ubrania. Nagle wydaje się, że wszystkie skurczyły się w praniu. Staniki można na okres ciąży odstawić na półkę i rozglądać się za nowymi, w większych rozmiarach (ja ułatwiłam sobie jak na razie ten dylemat - nie noszę żadnego :P). Spodnie się nie dopinają - normalka, trzeba przecież kupić nowe-ciążowe, ze specjalnym klinem poszerzającym. Nie dopinają się też kurtki. Chciałam uczcić oficjalne przybycie wiosny radosnym zrzuceniem zimowego płaszczyka i przerzuceniem się na moją ulubioną, zakupioną w październiku, kurtkę przejściową. A tu lipa - kurtka jest za mała. I to nawet nie na linii brzucha, który AŻ tak nie urósł: ona jest za mała w biuście! Nie dopnę jej, żeby nie wiem co... chyba że przyklepnę sobie ten mój wielki, ciążowy biust i przykleję do żeber, ale wtedy wyglądam jak spłaszczona decha. Co - kurtkę na wiosnę też sobie muszę nową kupić???
   Marzę o lecie. Wtedy żadne kurtki mi nie będą potrzebne.

sobota, 20 marca 2010

Dziś wkurzona

Czytam dużo o porodach. Wiem, wiem - mam jeszcze czas, dopiero półmetek się zbliża. Ale sama ciąża przebiega spokojnie, bez problemów i nie ma co się nad nią wielce rozwodzić: bobas rośnie, ja czuję się dobrze, wszystko gra. Więc myślę o tym, co potem. Czytam o polskich szpitalach, relacje kobiet z porodówek, opinie na temat placówek poznańskich. Trafiłam też na temat porodów domowych, który mnie zainteresował. Po obejrzeniu film "Porodowy biznes" (link po lewej) przekonałam się, jak piękny może być poród. Jest dużo fizjologii, krew itd., ale jednak jest niesamowite piękno w naturalnym porodzie, bez "wspomagaczy" medycznych, na warunkach kobiety. W wodzie, w kucki, stojąc... jak jej wygodnie. A jako asysta, położna (niefortunne polskie tłumaczenie "akuszerka" w filmie, trochę staromodnie), mąż, czasem bliższa rodzina. Spokojnie, normalnie, w zaciszu domowym. Spodobało mi się.
   W Polsce nie jest tak łatwo - porody domowe to ciągle dziwactwo. No i niestety, zdecydowanie dla tych, którzy mają też trochę gotówki na podorędziu: ok. 1000-2000zł, w zależności od położnej czy miasta działania. NFZ tego nie refunduje, bo to przecież taka fanaberia. :/ Podzieliłam się tymi danymi z Adamem przez net... i widzę, że niepotrzebnie.
   Qrde, dużo rozumiem - faktycznie jest jeszcze wczesny (dość) etap ciąży, można porozmawiać o tym później. Można, ale ja mam fazę na poszukiwania teraz. I chcę wynikami tych poszukiwań podzielić się z najbliższą mi osobą. To chyba nie jest dziwne? Przecież to ważne, JAK będę rodzić. Nie chcę się czuć, jak kolejna statystyczna pacjentka w szpitalu, gdzie mogą być dla mnie niemili, podłączyć mnie do swoich kroplówek, ponacinać dla ułatwienia sprawy itd. Nie chcę tak. Poród domowy wydawał się cudowną alternatywą. Jednak Adam zbył mnie i temat, z ulgą przyjmując wieść o sporych kosztach: "No fajnie, ale nas nie stać". Fajnie, ale - brzmi jak: na szczęście nie musimy o tym rozmawiać. Brak zrozumienia - tak właśnie to poczułam.
   Ja wiem, że w ciąży kobieta potrafi być emocjonalna. Ale nie chcę każdego złego samopoczucia czy kłótni tłumaczyć hormonami. Nie mam wsparcia. Od niego. Nie interesuje go ten temat w ogóle. To boli. Po prostu.

wtorek, 16 marca 2010

Pukanie

Od dwóch wieczorów czuję jakiś dziwne pukanie w dole brzucha. Dziś poczułam je nawet w ciągu dnia. I teraz nie wiem, czy to już Antek daje znać o sobie, czy to jakieś tiki mięśni, czy mam urojenia jakieś czy co. Bo to może być wszystko, naprawdę. Jak położę się wieczorem i jest bardzo cicho w całym domu, a ja próbuję "wsłuchać się" w brzuch, to tam jest tyle odgłosów, że doprawdy - skąd mam wiedzieć, które to TO?
   No ale coś puka. Puka mi bardziej po prawej stronie. Się jeszcze nie podniecam, że to bobas, bo nie wiem. Ale coś puka...

niedziela, 14 marca 2010

Ruchy

Mój suwaczek jest bardzo optymistyczny. Sugeruje mi, że już powinnam odczuwać ruchy bobasa gdzieś tam w środku brzucha. A ja nie odczuwam. Nie, już nawet nie jest mi przykro, że "nie jestem pierwsza". Kiedy poskarżyłam się mojej gince na ostatniej wizycie, że nic nie czuję i że już powoli zaczynam w panikę wpadać, że może dziecko nie żyje albo co, to doktorka się tylko uśmiechnęła i powiedziała, że to tak ok. 20 tygodnia zwykle i żeby nie przesadzać. Suwak mówi jedno, lekarz drugie, książki starają się wyważyć i piszą "między 16 a 22 tygodniem" - to bardzo wygodne, taka rozpiętość półtoramiesięczna. Także nadal czekam, ale czujnie, co wieczór, wsłuchuję się w brzuch, przykładam ręce i mam nadzieję, że może dziś...
   Moja Mądra Książka Ciążowa mówi mi, że kończę czwarty miesiąc w tym tygodniu i zaczynam piąty. Wyglądam za to tak samo, jak w trzecim :P, a czuję się jak w pierwszym. :P Stanęłam sobie dziś na wagę, żeby się przekonać, ile tak naprawdę mi przybyło i wyszło jakieś 3kg. Czyli prawie-że zgodnie z książką przeżywamy tą ciążę razem z bobasem. Spokojnie, bez nerwów. Aż to dziwne i straszliwe czasem, że nie mam o czym pisać, bo się sensacje żadne nie dzieją. :P Teraz byle do 20 tygodnia, czekam na pierwsze kopniaczki malucha.

wtorek, 9 marca 2010

Antek :D

Dziś miałam kolejną wizytę u gina. Miała być tylko kontrolna cytologia, ale małe sprawdzające USG też się udało zrobić. :D Potwierdza się domniemanie, iż mamy z Adasiem syneczka! :D Jest coraz większy i macha nóżkami, i bardzo się cieszę, że jednak to USG mi pani doktor zrobiła. Trochę już się martwiłam ostatnio, że dziecko się nieprawidłowo rozwija, bo coś nie mogę przybrać na wadze w tej mojej ciąży, brzuch jest taki sam jak 2 tygodnie temu no i po prostu nie widać "postępów". A jednak - bobas rośnie sobie tam w środku, tylko jakiś taki nieśmiały jest i się z tym na zewnątrz nie afiszuje. :D

  Moje wyniki badań pokazują, że: a) powinnam pić więcej płynów (staram się, staram, ale mi się po prostu nie chce tak bardzo pić), b) ciśnienie mi spada, czyli obrzęków żadnych nie będę raczej miała. Moja ciąża to sielanka. :P

   Nową fotkę kaczątka wrzucę do galerii później. :)

czwartek, 4 marca 2010

Chustowanie

Z nudów przeglądam neta w poszukiwaniu informacji o małych dzieciątkach i trafiłam na chusty dla niemowlaków. Fajna się wydaje taka chusta: ręce masz wolne, dzidzia sobie wisi na brzuszku mamy albo na biodrze, jest w stałym kontakcie... Cena trochę mnie zatkała, zwłaszcza tej chusty --> RAPALU, ale jest ich sporo różnych rodzajów (np. KANGALU).
   Ktoś ma jakieś doświadczenia z takim cudem? Przyznam, że bardzo mnie to zainteresowało i będę Adasia molestować o zakup chusty jako Niezbędnego Wyposażenia Domu. :P Pytanie - czy wózek w takim wypadku staje się zbędny? A może spacerówka oki, ale bez gondolki?

   A u mnie nadal bez zmian: spokojnie, błogo, trochę nudnawo. :P Odebrałam ostatnie wyniki badań krwi i moczu, we wtorek idę z nimi na wizytę kontrolną do mojej ginekolog. Wyniki wydają się ok, czegoś-tam mam za mało (puryny bodajże). Wujek Google i ciocia Wikipedia mi mówią, że to brak ryb w diecie. Prawda - ryb nie jem prawie wcale. No nie mam ochoty i już, trudno się mówi.

   I jeszcze link do bardzo fajnej strony a propos chust, ich wiązania, rodzajów i tego,dlaczego warto to robić ---> CHUSTOMANIA. Dodałam go też do linkowni, mam nadzieję, że się przyda.

Edit. Adam nie jest tak zachwycony perspektywą chust, jak sądziłam. :/ Będzie trudniej, ale nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? :)

poniedziałek, 1 marca 2010

We dwoje... a nawet we troje

Dni mijają, podobne do siebie jak dwie krople wody. Tylko pogoda, brak śniegu i temperatury utrzymujące się już przez całą dobę na poziomie dodatnim sugerują, że coś się zmienia - idzie wiosna. Najwyższy czas!
   Pod koniec lutego przyjechał Adaś. Smutne, że tylko na 3 dni, ale cudnie, że był. Po prostu pobyć razem, zjeść śniadanie, iść na spacer, kupić firanki do pokoju - te proste czynności, robione wspólnie, nabierają większego znaczenia w moich oczach. Że jesteśmy MY, a nie tylko ja czy on. Teraz było jeszcze słodziej, bo brzuszek z maleństwem coraz bardziej wystaje poza linię paska od spodni. Adaś się do niego tulił, dotykał, rozmawiał z małym ludzikiem, który mieszka w środku, mówił mu "dobranoc" przed snem. Poczułam, że naprawdę mamy rodzinę i że to spaja nas jeszcze bardziej - o ile to tylko możliwe. Piękne to. Niespodziewane. I jednocześnie takie oczywiste.
   Teraz znów sama, odliczam dni do kolejnego powrotu, tym razem na dłużej (w końcu bierze urlop i dwa tygodnie będą nasze), wyszywam kolejne obrazy, niańczę kotusia i wypatruję wiosny. Trudno wraca się do pustego domu, gdy jeszcze przed momentem był tak pełen nas. Byle do kwietnia.