sobota, 29 stycznia 2011

Wielki przekręt

TA-DA!!!

   Ogłaszam oficjalnie, wszem i wobec, że od wczorajszego wieczora, tuż po kąpieli, Antoś zaczął przewroty z plecków na brzuszek. :D :D :D Oboje rodzice kaczorkowie są zachwyceni i dumni jak nie wiem co! :D :D :D
   Czekamy teraz na przewrót w drugą stronę. :)
   Jejku, no normalnie mordka mi się śmieje od ucha do ucha, jaki zdolny ten mój kaczorek maleńki. Ach, och i ech! :D Sam zainteresowany też wydaje się szczęśliwszy z tą umiejętnością - w końcu może dorwać te zabawki, które dotąd były zbyt daleko na wyciągnięcie małej rączki. Not anymore! :D

piątek, 28 stycznia 2011

Czym jest normalność?

Rozmawiałam niedawno z przypadkowo spotkanym chłopakiem, młodym ojcem 7miesięcznej dziewczynki. Też Polak na emigracji. Wymienialiśmy luźne uwagi: a co nasze dzieci już umieją, co mówią, jak rosną, ile ważą itd. No wiecie - taka typowa rozmowa dwojga rodziców. :P I nagle pada w moją stronę pytanie:
- A karmisz go (w sensie: Antka) normalnie czy piersią?
  Padłam z wrażenia. No jak to - to piersią to jest jakoś nienormalnie?? O.O Ze stoickim spokojem odparłam, że oczywiście piersią, i że piersią to JEST normalnie. Chłopak trochę się zmieszał, że mu się przekręciły słowa i w ogóle.
   No i dobra. Może faktycznie mu się przekręciły. Niemniej Freud miałby tu spore pole do popisu. I dziwny to świat zaczyna być, gdy karmienie butelką staje się normą, a pierś jest jakaś "be". W najbliższym mi otoczeniu nie znam ANI JEDNEJ kobiety, która karmi piersią. No a skoro większość ma rację, to znaczy, że butelki są normą, a piersiowanie... No właśnie, czym jest? Przeżytkiem?
    Na szczęście Antol o tym nie wie i ciumka ile się da. :) Wkrótce zacznie przygodę z jedzonkiem innym, niż mamine mleczko. Ale jeszcze nie, jeszcze nie.

wtorek, 25 stycznia 2011

Dumny mors i inne story

Antolek na całego opanował już unoszenie ciałka na dłoniach, a nie - jak to drzewiej bywało - na łokciach i przedramionach. Wypina przy tym dumnie pierś do przodu, jak mors. Tylko tych foczek nie widać, coby się miały tym zachwycać. :P Jest za to mama, która zachwyca się bardzo. :)
   Fajna zabawa ostatnich dni - giglanie Antolka! Jego bezbłędne śmianie się w głos, taki jakby żabi rechot przy tym... no kapitalna sprawa po prostu! :D Dziesięć minut giglania i antkowych rechotów i mam dobry humor na resztę dnia. :)
   Przewrotów jak nie było, tak nie ma. Za to pojawiły się jakieś próby przemieszczania do przodu: Antoś unosi pupkę na zgiętych w kolanach nóżkach i wypina ją wysoko w górę, jednocześnie odpychając się stopami od podłoża. Ot, taki "pies z głową w dół", mówiąc po jogowemu. ;) Na razie donikąd go te próby nie zaprowadziły, ale coraz odważniej sobie poczyna i tylko czekać dnia. :)
   No i z cyklu: scenki rodzajowe z życia kaczorków.

   (T)ata bawi się z (A)ntkiem w próby podciągania do siadania, z różnym skutkiem. Antolek nawet i ładnie się podciąga, ale w pierwszym stadium głowa jest nadal odchylona w tył. Tata, niepocieszony, pyta w przestrzeń:
T: Czy ta głowa naprawdę jest taka ciężka??
A: Yhy!
   Boki zrywaliśmy. :D Bo toż to prawie rozmowa, i to z sensem. :P

piątek, 21 stycznia 2011

Zima + bobas = dramat

Już ponad miesiąc minął, odkąd zasiedliliśmy całą naszą trójką tzw. "Zieloną Wyspę". Zielona to ona jest chyba na pocztówkach, bo Dublin, w którym obecnie przebywamy, to szarość i brud totalny. Beznadziejne miasto, nigdy go nie lubiłam. Ale mus to mus, w końcu nie jesteśmy tu na zawsze.
   Nie jest dobrze. Przynajmniej w mojej głowie. Czy to kwestia emigracji? A może panującego zimna? Krótkich dni? Jak znam życie, wszystko naraz. Pobudki w kompletnych ciemnościach, bo przecież Antek nie kuma jeszcze, że jak jest ciemno, to mamie się wstać nie chce, choćby była już nawet 8:00. Dni wypełnione monotonnymi czynnościami. Nawet spacery mnie nie ratują, bo zimno jest i wcale wychodzić się nie chce. Antolek ostatnio ma dość leżenia w wózku i po godzinie wycieczki zaczyna się na serio wkurzać, stękać, kwękać, pitulić i miągwić, że to mu już kompetnie nie pasuje. Więc i mi przestały pasować długie wyjścia, bo to żadna radość jest lecież pędem przez miasto z krzyczącym Antkiem w wózku.
   W dodatku nie ma tu za bardzo gdzie iść na spacer z takim maluchem. Najbliższy sensowny park jest godzinę drogi od domu, a - jak już pisałam wyżej - spacer dłuższy niż godzina... no, dajmy na to półtorej, może skończyć się niefajnie. A szkoda, bo zabierałam tam Antolka i karmiliśmy kaczki, gołębie, mewy i łabądki. Antoś był zachwycony wrzeszczącym ptactwem na wyciągnięcie łapki, a ja byłam zachwycona zachwytem Antka: te jego szeroko otwarte ze zdziwienia oczy i paszcza, też otwarta, z której miarowo kapie ślina. :P Na razie więc nic z tego. W zamian "spacery" przerodziły się w zwykłe łażenie na zakupy, od sklepu do sklepu, w centrum miasta, gdzie jest głośno, tłoczno i gdzie Antek męczy się, a my z nim. :/
   Zimno na dworze i brak ciekawych miejsc powoduje, że kisimy się w domu. Gdzie zresztą też nie jest najcieplej, bo takie tutaj niestety mają domy. :/ Nudzę się i ja, i Antoś. Ileż można leżeć na tym kocyku i bawić się grzechotkami czy innymi grającymi/szeleszczącymi zabawkami? Gdzie nowe wyzwania, nowi ludzie? Znajomych tu jak na lekarstwo, a i tak wszyscy ciągle w pracy i spotkać się można tylko wieczorami. A wieczorem Antosia trzeba wykąpać i naciumkać do snu, i koło się zamyka - nie widujemy tu często gości. Z nostalgią myślę o Poznaniu, gdzie niedawno naszym zaprzyjaźnionym sąsiadom urodziła się córeczka i teraz byłoby jak znalazł - wspólne rozmowy o dzieciach, spotkania we czwórkę... a w zasadzie w szóstkę, wliczając szkraby. Ale co? Nie ma nas tam.
   Wiem, że marudzę. No ale muszę i już. Odliczam dni do wiosny - może więcej słońca i cieplejsze dni nastroją nas pozytywnie do świata. Na razie staram się dzielnie trzymać na tej emigracji, ale i tak średnio co drugi dzień łapię "doła", że po co nam to było. Ale wiadomo - pieniądze. Przekleństwo. Więc zaciskam zęby i bawię się z Antkiem po raz enty grzechotkami i grającymi/szeleszczącymi zabawkami, biegnę z nim na zakupy, karmię i tulę. I chcę już wiosnę.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kreativ Blogger

Się narobiło. :P Teraz to ja dostałam nagrodę, choć tylko wirtualną! Za wyróżnienie dziękuję Kacperkowej Mamie z bloga http://kacperkowy-pamietnik.blogspot.com/ a także Mujer z http://a-mimundo.blog.onet.pl/
Zasady przyznawania tegoż wyróżnienia są następujące:

1. Po otrzymaniu nagrody, umieszczamy na swoim blogu logo Kreativ Blogger oraz informujemy, kto przyznał wyróżnienie. (to już zrobiłam :) )
2. Nominujemy 7 lub więcej blogów i podajemy link każdego z nich.
3. Informujemy wyróżnionego o nominacji na jego blogu.
4. Jakimś nowym , dodatkowym wymogiem, jest wypisanie 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie.

No i teraz ja muszę ten specyficzny łańcuszek ponieść dalej w wirtualny świat. Przyznam, że nie będzie łatwo. Czytam bardzo różne blogi, nie tylko dzieciaczkowo-mamusiowe, choć z linków na tym blogu może tak wynikać. Część czytam siłą rozpędu - bo kiedyś zaczęłam i tak mi zostało. Część już została porzucona na rzecz życia w prawdziwym, a nie tylko wirtualnym świecie, więc już ich nie da rady nominować. :/ Czy uda mi się uzbierać 7 blogów? Jedziemy

1. Ivette (
http://maybebaby-ivette.blogspot.com/)- za niesamowitą, wieloletnią walkę o potomka, którym został szczęśliwy Marcello. :) Przeczytałam jej poprzedniego bloga od deski do deski.
2. Rivulet (http://zeszlaku.blog.onet.pl/) - za piękne połączenie zwykłych opisów życia we troje i świadectw wiary. Choć sama nie jestem wierząca, dobrze czyta mi się jej piękne przypowieści i zwykłe opisy prostej, ufnej wiary w Wyższą Siłę, która stale czuwa.
3. Luthien (http://familialnie.blogspot.com/) - za ciekawy styl pisania o perypetiach małego Lwa. Po jej notkach zwykle pyszczek mi się cieszy, że są takie fajne mamy na świecie. :)
4. Kamino70 (http://kamino707.blogspot.com/) - za przepiękne rękodzieło, które na razie podziwiam tylko przez internetowe łącze, ale kiedyś się w końcu skuszę i przygarnę jakieś cudo, obiecuję. :)
5. Gabi13 (http://mlodamatka.blog.onet.pl/) - za cudowny styl, pełen ironii i opisów życiowych absurdów made in Szwajcaria.
6. Mama-Kangurzyca (http://mama-kangurzyca.blogspot.com/) - choć znamy się krótko, ale kocham jej wpisy o karmieniu piersią, cudowne filmiki propagandowe i wyszperane demotywatory w tym temacie. :)
7. Mujer (http://a-mimundo.blog.onet.pl/) - w zasadzie trudno mi powiedzieć, dlaczego. Po prostu dobrze mi się ją czyta. Ot tak. :)

A z cyklu - czego o mnie nie wiecie:

1. Mam na imię Ania. Mąż - Adam i synek Antoś dają w sumie 3xA. Nie planowaliśmy tego, samo wyszło.
2. Przez 5 lat byłam wegetarianką.
3. Do dziś nie skończyłam studiów, choć zaliczyłam wszystkie przedmioty. :P Jeno mi się magisterka ostała.
4. Kocham krowy. Dosłownie i w przenośni. Można mi podarować dowolną rzecz w kształcie krowy, z nadrukiem w łatki albo z wizerunkiem krowy i jestem wniebowzięta. :D
5. Przez wiele lat byłam harcerką, potem drużynową i przewodniczącą kręgu akademickiego. Kawał życia to moje harcerstwo zajęło.
6. Jestem fanką filmów indyjskich (tak, tak, Bollywood!) i chińskich.
7. Potrafię szydełkować i robić na drutach, mama mnie nauczyła. Trochę może staroświeckie, ale fajne. :)

sobota, 15 stycznia 2011

Podwójne "urodziny"

Wczoraj Antosiowi "stuknęło" 5 miesięcy. A mi przy okazji, tego samego dnia, 28 lat. Tak się bowiem składa, że również urodziłam się 14-ego, jeno innego miesiąca. :) Moja siostra zresztą też - widać taka tradycja rodzinna, ta czternastka.

   Od miesiąca chodzą za mną dwie notki, ostatnio trzecia mi doszła, ale nie mam kiedy pisać, a jak już nawet mam - to wtedy akurat ogłaszam konkurs i przez tydzień mam blokadę na pisanie nowych notek. :P Więc korzystając z okazji, że jest po temu okazja, dziś będzie wielka zbiorcza notka o ostatnich zmianach.

   Antoś przeszedł pierwsze prawdziwe postrzyżyny. Kiedyś-tam lekko podcięliśmy włosy z czoła, bo wpadały Antolkowi do oczu, ale była to kropla w morzu potrzeb. Dojrzewała w nas decyzja, żeby najzwyczajniej w świecie chwycić za maszynkę do strzyżenia i włosy równo wszędzie obciąć. Jednak pierwsza próba zapoznania Antosia z maszynką nie była zbyt udana: maszynka zabrzęczała, Antolek zamarł w bezruchu z oczami wielkimi jak dwa spodki, a potem uderzył w płacz. No normalnie wystraszył się brzęczącego cuda. Po tygodniu powtórzyliśmy próbę, ale z inną maszynką - bo brzęczała ciszej. Antoś powitał nowe urządzenie z lekkim zaciekawieniem, nawet łapkę wyciągnął do niego. Czyli - dobra nasza. Adam krążył wokół bobasa z maszynką i dotykał lekko a to rączki, a to nóżki, a to główki i badał reakcje. Po trzech dniach takiego tańca z maszynką do strzyżenia przyszedł czas na strzyżenie. A tu nowy ambaras - Antoś tak się zainteresował brzęczącym cudem, że wodził za nim wzrokiem, kręcił przy tym głową i nie dało się nic zrobić. Musieliśmy użyć obu dostępnych nam maszynek - jedna służyła do odwrócenia uwagi Antka, a druga do strzyżenia. :P Teraz na całej głowie nasze kaczątko ma równo 2,5cm. Trochę łyso wygląda, jak nie on - przyzwyczaiłam się już do tych jego długaśnych włosów. Ale co tam - odrosną. :)

   W kwestii lokomocji na razie cisza. Antoś nie spieszy się bynajmniej z turlaniem ani pełzaniem - ma na to czas. :) My czekamy każdego dnia z wielką nadzieją na niespodziankę w postaci przewrotów z brzuszka na plecki tudzież odwrotnie. Na razie jakieś przypadkowe dwa przewroty się Antkowi udały, ale nic ponad to. Za to rozsmakował się w... jedzeniu stóp! :P Najśmieszniejszy jest, gdy obiema rączkami podciąga sobie do buzi jedną stopę (najczęściej lewą) i z wielką, rozdziawioną buzią rzuca się wręcz na nią, jak na najlepszą golonkę. :P W slangu domowym nazwaliśmy tą czynność "jedzeniem sandwicha". :D Boki zrywać!

   Wraz z sandwichami doszło przewracanie się na boczki - początkowo tylko na prawy, a obecnie już też na lewy. Niemniej strona lewa dominuje od samego początku: lewa rączka częściej manipuluje zabaweczkami, lewa nóżka została pierwsza odkryta do "zjedzenia". Mam wrażenie, że dziecię me będzie leworęczne. Nawet poród by na to poniekąd wskazywał: pięknie obrócony w brzuszku po lewej mojej stronie na dwa tygodnie przed porodem Antoś zmienił stronę na prawą, która ponoć jest gorsza z punktu widzenia przebiegu porodu. Dzieciom łatwiej jest się wpasować w kanał rodny wykręcając się z lewej strony brzucha mamy. A Antek - odwrotnie. Ale nie przeszkadza mi to. :) Ciekawa jestem, czy moje spostrzeżenia okażą się trafne. :)

   Ostatnimi czasy Antol zrobił się marudny i płaczliwy. Najchętniej siedziałby znów na rękach, był noszony. Ja nie mam nic przeciwko, gdyby nie fakt, że 9kg to nie przelewki. Czyżby zęby miały się wyrzynać? Oprócz tego marudzenia nic więcej na to nie wskazuje. bo ślinienie się i pakowanie wszelkich napotkanych na swoje drodze przedmiotów do paszczy Antol praktykuje od wielu tygodni i nic z tego jak dotąd nie wynikło. Ale czas płynie, szósty miesiąc w toku, więc i zęby coraz bliżej. Zaglądam z nadzieją Antkowi do dziobka codziennie, sprawdzam stan dziąsełek, ale na razie nic tam nowego nie widać. Dziąsła różowe i twarde, żadnych białych siekaczy.

   No i na ostatek - nowomowa antolkowa. :) Codziennie pojawia się w słowniku mojego kaczątka jakieś nowe "słowo". Na porządku dziennym są okrzyki poranne "AAAAAA!" oraz "YYYYYY", a także buczenie "UUUUUUU" - gdy coś jest nie tak, jak być powinno (np. rodzice udają, że jeszcze śpią, a Antoś już nie śpi i żąda zainteresowania). No i pisk jest normalką, ale pisk jest nie do odtworzenia w piśmie. Dziwaczne mamrotania, bulgotania, jakieś "ehe", "ojoj" czy "abu" też już od dawna są w użyciu. Za to ostatnio pojawiają się takie nowotwory mowy jak "ubo" (na widok choinki), "niuniu" (nie wiem, o kim czy o czym), ooeeuu (na wszystko :P). Było jeszcze kilka, ale zapomniałam. Muszę je chyba zacząć spisywać gdzieś, ku potomności. :)

   No i taka śmieszna sprawa - Antoś ma nową minę. Chowa obie wargi wewnątrz ust i z takimi zaciśniętymi ustami patrzy na świat albo muczy i buczy. Mina jest śmieszna, ale nie udało nam się złapać Antola aparatem z tą miną na twarzy, niestety. Wszystko przed nami. :)

czwartek, 13 stycznia 2011

Zwyciężczyni wyłoniona! :D

Przyznam, że naprawdę miałam dylemat. Dwa opisy podobały mi się w zasadzie tak samo i nie umiałam zdecydować, kto wygrywa. W rozstrzygnięciu pomógł mi głos doradczy męża, za co mu serdecznie dziękuję. :)

   Niniejszym ogłaszam, iż zwyciężyła Kacperkowa Mama!

Przede wszystkim za bardzo dokładny opis wszelkich czynności pielęgnacyjnych przed, w trakcie i po kąpieli oraz nienaganną polszczyznę. :) Serdecznie Ci gratuluję, kochana.

Dodatkowo chciałabym wyróżnić wpis Mamy Kini, który przegrał o włos - bardzo mi się podobał ciepły styl opisu i to, jak w każdej czynności kąpielowej staraliście się pomagać Kini zrozumieć, co się z nią dzieje i ułatwić jej te pierwsze chwile.

   Z waszych wpisów wynika dość jasno, że najczęściej kąpią nasze dzieciaczki tatusiowie. :) I zwykle jest to nadal tradycyjna wanienka dziecięca. Nieodłącznym elementem są też pieluszki tetrowe: do okrywania maluszków w trakcie kąpieli, żeby zminimalizować ewentualny dyskomfort, do wyłożenia na dno - antypoślizgowo, albo do wycierania maluszka. Jak mantra także powtarzają się podobne kosmetyki: Nivea, Bambino - te polecaliście najczęściej jako bezpieczne i skuteczne. Oswajanie z wodą często nie jest potrzebne - w końcu dzieci w brzuszku też pływały przez 9 miesięcy w wodzie, niemniej zawsze warto przy pierwszych kąpielach o spokój, powolne zanurzanie dziecka w wodzie, czasem dodatkowe okrycie, np. pieluszką albo ręcznikiem. I rozmowa z dzieckiem, wyjaśnianie mu krok po kroku, co się dzieje, co zaraz będzie. To głównie dzięki tym czynnościom maluchy są w kąpieli spokojne i radosne. :)

   Dziękuję wszystkim za wpisy.

czwartek, 6 stycznia 2011

Kto chce nagrodę? :) KONKURS!

Pamiętacie moje dziwne przygody z panią położną środowiskową? I jej rewelacje na temat kąpania chłopców? Albo nasze zmagania z tym, żeby Antolek nie płakał w kąpieli? Co przeżyliśmy, to nasze, a i Wasze podpowiedzi sporo pomogły. :)
   Także dziś, uwaga uwaga!, KONKURS! Wspólnie z Lovelą zachęcam wszystkie mamy i tatusiów, którzy czytają kaczątkowego bloga, do wypowiedzi na temat:

"Jak kąpać niemowlaka i w czym?"

   Jak dawaliście radę przy pierwszej kąpieli?
   Co się wam sprawdziło?
   Jak przygotowywaliście swoje "miejsce pracy" przed kąpielą, czyli miejsce do przewijania/wycierania maluszka?
   Jak wkładaliście maluszka do wanny?
   Jakie triki stosowaliście, żeby dziecko oswoić z kąpielą?
   A może wcale nie macie wanny, tylko wiaderko do kąpieli albo po prostu kąpiecie się razem z dzieckiem pod prysznicem/w wannie?
   Jakich kosmetyków używacie do kąpieli/po kąpieli?
   Które z nich są OK, a które uczulały?

   Piszcie jak najszerzej o swoich doświadczeniach kąpielowych. :) Dla najciekawszego wpisu przewidziane są nagrody. :) A oto i one:

Dodatkowo pluszak dla maluszka. :)

Na wasze wypowiedzi w komentarzach czekam do 12 stycznia tego roku włącznie. Pełen regulamin akcji można znaleźć TUTAJ.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Guliwer w krainie liliputów?

Producenci odzieży dziecięcej chyba nie są na czasie ze światem obecnym. Albo mój syn jest po prostu ponadprzeciętnym dzieckiem. Już pominę kwestie estetyki: dziewczynki=różowy i w kwiatki, chłopcy=bladoniebieski, opcjonalnie szarosinopapuciasty. :/ Dramat kolorystyczny. Ale ja nie o tym.
   Antolek dostał pod choinkę od "cioci" komplecik ubranek w rozmiarze 80. Na metkach jak byk stoi napisane: 12-18 m-cy. Tja, wolne żarty. Antek JUŻ nosi ten rozmiar, a jego wiek to doprawdy niecałe 5 miesięcy. Szok! Ja wszystko rozumiem, dzieci szybko rosną, ale żeby AŻ TAK??? Miał sporo fajnych ubranek 74cm, ale wszystkie jak jeden po świętach zostały spakowane do siatki "za małe". Wszelkie bodziaki i pajace i tak muszą być zawsze o rozmiar za duże, bo Antol jest długim dzieckiem i o ile rękawki to jeszcze ujdą, o tyle dopiąć w kroku się tych rzeczy nie da.
   No i mam zagwozdkę: czy to Antek jest mutantem wzrostowo-wagowym, że nosi rozmiary przeznaczone dla dzieci ZNACZNIE starszych od siebie, czy producenci nie nadążają za faktem, że obecnie dzieci rosną jakby bardziej, są odżywione, dowitaminizowane (już od życia płodowego) i rozwijają się z prędkością światła? Wiem wszak, że nie tylko mój synek ma takie zapędy do bycia wielkim bobasem (vide: synek Katariny). Dlatego w odstawkę tak naprawdę muszą pójść już wszelkie "niemowlęce" ubranka (np. rzeczone bodziaki i pajace), bo po prostu na większe rozmiary się ich nie produkuje. Wiadomo - starsze dzieci chodzą już w "dorosłych" ubraniach: spodenkach i bluzach. Więc i Antoś też je nosi. Choć bardziej z musu niż potrzeby. Bodziaki są takie wygodne, nie podwijają się pod pachy przy każdym wzięciu dziecka na ręce... No ale cóż, jak się już nie jest małym kaczątkiem, a wielkim kaczorem, to tak już widać musi być.

sobota, 1 stycznia 2011

Życzenia na Nowy Rok

Miało być o czym innym, ale jest w końcu okazja - minął rok. I teraz mogę już mówić, że urodziłam synka rok temu. :P I przez to on jakiś poważniejszy się wydaje, dojrzalszy. Sam chyba też tak czuje, bo zaczyna świadomie trenować przewroty na brzuszek, ku mojej wielkiej radości (choć na razie wychodzi mu tylko na boczek :P).

   Więc będą życzenia. Dla Ciebie, Antolku, na Nowy Rok. I dla Was wszystkich, żebyście mieli siłę i odwagę odkrywać nowe lądy na morzu swojego życia. :) A u dołu muzyczka do tego, by Turnau. Bo to on właśnie zaczął ze mną ten rok.

"SZUKAJ PRZYGODY"

Płyń, póki jeszcze krew śpiewa we skroniach
płyń w dal nieznaną, za nic miej lamenty
szukaj przygody w tajemnych ustroniach
i płyń z ochotą na morskie odmęty
Nie wiedząc wcale, gdzie teraz dopłynę
żagiel wichrowi podałem rozpięty
i na szerokość zmierzyłem głębinę
i wypłynąłem na morskie odmęty

Widziałem dzikie i piękne krainy
w niejednym przyszło mi tonąć odmęcie
wspominam wszystkie spotkane dziewczyny
ich cień unoszę na swoim okręcie

Szukaj przygody, nim wszystko przeminie
niech cię nie trwożą najdziksze odmęty
znajdziesz tam bajkę w odległej krainie
i wszystkie morza, i sny, i okręty

Choć zda się czasem, że niegdyś tam byłeś
brzegiem znikomym w bezkresów przezroczu
brzegiem, skąd okręt swój biały odbiłeś
i że sam siebie straciłeś już z oczu

Szukaj przygody, nim wszystko przeminie
niech cię nie trwożą najdziksze odmęty
znajdziesz tam bajkę w odległej krainie
i wszystkie morza, i sny, i okręty

I z muzyką: TURNAU