Jak się ma w domu bobasa, który je wg BLW, czyli: to samo, co dorośli, własnymi rączkami i w kawałkach, to przychodzi czas na totalne zmiany w kuchni. No dobra - może nie totalne, ale jednak zmiany. Może pod tym względem rodzice "słoiczkowych" dzieci mają prościej (przynajmniej na początku), bo dalej jedzą tak, jak jedli, a dla dziecka jest coś osobno.
U nas też tak jest, do pewnego stopnia. Niemniej sytuacją idealną byłoby, gdyby rodzice jedli dokładnie to samo, co dziecko, w myśl zasady, że dzieci chcą we wszystkim naśladować rodzica, więc czemu - jeśli tenże rodzic je gulasz z kapustą kiszoną - dziecko miałoby się zadowalać kawałkiem gotowanego na parze selera czy kabaczka? Przecież to gołym okiem widać, że u mamy na talerzu jest coś zupełnie innego. :P
Więc przychodzi taki czas, kiedy rodzic spogląda w swój talerz i zaczyna się zastanawiać, czy to, co je, jest aby na pewno fajne i zdrowe. Wydawało mi się, że jemy z Adamem w miarę zdrowo, ale jednak nie do końca tak jest. Nagle okazało się, że "Antek tego nie może jeść", że "to mu może zaszkodzić", że "w tym jest pełno chemii!" itp. Nagle okazało się, że Fix Knorra do spagetti to nie jest super wybór, że Ziarenka Smaku odpadają, że straszliwie dużo słodzimy i solimy wszystko, ja już o ostrej papryce nie wspomnę (mąż uwielbia i dodaje do wszystkiego w straszliwych ilościach). Że jednak strasznie mało w tej naszej diecie warzyw i owoców, a przynajmniej - bardziej urozmaiconych niż tylko jabłko, banan, pomidor i ogórek. Sporadycznie sałata masłowa, jeszcze bardziej sporadycznie rukola. A co z innymi? No i w ogóle - jakie są te inne?
Więc dzięki rozszerzaniu diety Antka nasza dieta też się ostatnimi czasy poszerzyła o szeroki wybór owoców i warzyw, na które pewnie sama bym nie wpadła. No bo co to jest ten jarmuż, na ten przykład? A teraz już wiem. Wiem, co to jest pasternak. Jadłam mango, melona; wiem, czym się różni czarna jagoda od borówki amerykańskiej. :P Na naszym stole zagościła soczewica czerwona (zielona w planach na najbliższą przyszłość). Umiem zrobić pastę z tejże soczewicy na kanapki, mam dwa tuziny przepisów na domowej roboty pasztety warzywne. Pierwszy raz w życiu robiłam mielone kotlety z indyka z marchewką, i to bez dodatku jajka (Antek jaj nie lubi - może kwestia alergii? Może po prostu nie lubi? :P). Poznałam i rozróżniam mnóstwo rodzajów kasz i w końcu wiem, co to jest kasza manna i dlaczego wcale nie jest taka fajna. ;) No po prostu zmiany, kochani, zmiany.
Zawsze się mówi, że dziecko wszystko zmienia w życiu. Człowiek nie śpi już tyle, co dawniej, tryb życia całkowicie się zmienia, często zmienia się grono znajomych, priorytety się zmieniają, centrum wszechświata wypada dokładnie tam, gdzie jest Twoje dziecko, a nie Ty sam/sama, jak to bywało dawniej. Jakoś rewolucja w kuchni nigdy mi się nie nasunęła jako pierwsze skojarzenie z tymi zmianami generowanymi przez dzieci. A jednak. :) I muszę przyznać, że to jest bardzo dobra zmiana. Horyzonty żywieniowe się nam poszerzają, zwracamy uwagę na to, co jemy, a ja mam coraz większą ochotę na szalone eksperymenty w kuchni i na wymyślanie "cudów-na-kiju" do zjedzenia dla mojego Antolka. Ot, fajnie jest być gotującą mamą. :)
Z cyklu - postępy żywieniowe: Antek chyba w końcu załapał, o co chodzi z tym piciem z niekapka! Well done! :D
U nas też tak jest, do pewnego stopnia. Niemniej sytuacją idealną byłoby, gdyby rodzice jedli dokładnie to samo, co dziecko, w myśl zasady, że dzieci chcą we wszystkim naśladować rodzica, więc czemu - jeśli tenże rodzic je gulasz z kapustą kiszoną - dziecko miałoby się zadowalać kawałkiem gotowanego na parze selera czy kabaczka? Przecież to gołym okiem widać, że u mamy na talerzu jest coś zupełnie innego. :P
Więc przychodzi taki czas, kiedy rodzic spogląda w swój talerz i zaczyna się zastanawiać, czy to, co je, jest aby na pewno fajne i zdrowe. Wydawało mi się, że jemy z Adamem w miarę zdrowo, ale jednak nie do końca tak jest. Nagle okazało się, że "Antek tego nie może jeść", że "to mu może zaszkodzić", że "w tym jest pełno chemii!" itp. Nagle okazało się, że Fix Knorra do spagetti to nie jest super wybór, że Ziarenka Smaku odpadają, że straszliwie dużo słodzimy i solimy wszystko, ja już o ostrej papryce nie wspomnę (mąż uwielbia i dodaje do wszystkiego w straszliwych ilościach). Że jednak strasznie mało w tej naszej diecie warzyw i owoców, a przynajmniej - bardziej urozmaiconych niż tylko jabłko, banan, pomidor i ogórek. Sporadycznie sałata masłowa, jeszcze bardziej sporadycznie rukola. A co z innymi? No i w ogóle - jakie są te inne?
Więc dzięki rozszerzaniu diety Antka nasza dieta też się ostatnimi czasy poszerzyła o szeroki wybór owoców i warzyw, na które pewnie sama bym nie wpadła. No bo co to jest ten jarmuż, na ten przykład? A teraz już wiem. Wiem, co to jest pasternak. Jadłam mango, melona; wiem, czym się różni czarna jagoda od borówki amerykańskiej. :P Na naszym stole zagościła soczewica czerwona (zielona w planach na najbliższą przyszłość). Umiem zrobić pastę z tejże soczewicy na kanapki, mam dwa tuziny przepisów na domowej roboty pasztety warzywne. Pierwszy raz w życiu robiłam mielone kotlety z indyka z marchewką, i to bez dodatku jajka (Antek jaj nie lubi - może kwestia alergii? Może po prostu nie lubi? :P). Poznałam i rozróżniam mnóstwo rodzajów kasz i w końcu wiem, co to jest kasza manna i dlaczego wcale nie jest taka fajna. ;) No po prostu zmiany, kochani, zmiany.
Zawsze się mówi, że dziecko wszystko zmienia w życiu. Człowiek nie śpi już tyle, co dawniej, tryb życia całkowicie się zmienia, często zmienia się grono znajomych, priorytety się zmieniają, centrum wszechświata wypada dokładnie tam, gdzie jest Twoje dziecko, a nie Ty sam/sama, jak to bywało dawniej. Jakoś rewolucja w kuchni nigdy mi się nie nasunęła jako pierwsze skojarzenie z tymi zmianami generowanymi przez dzieci. A jednak. :) I muszę przyznać, że to jest bardzo dobra zmiana. Horyzonty żywieniowe się nam poszerzają, zwracamy uwagę na to, co jemy, a ja mam coraz większą ochotę na szalone eksperymenty w kuchni i na wymyślanie "cudów-na-kiju" do zjedzenia dla mojego Antolka. Ot, fajnie jest być gotującą mamą. :)
Z cyklu - postępy żywieniowe: Antek chyba w końcu załapał, o co chodzi z tym piciem z niekapka! Well done! :D