niedziela, 24 kwietnia 2011

Retrospekcja

Na blogach teraz króluje Wielkanoc, a mnie wzięło na przemyślenia o tym, co było i co jest.

   Jest Antek. Nie da się tego ukryć. Antek piszczy, krzyczy, wyraża złość (i to JAK!), śmieje się na całego, czasem płacze, czasem mówi "mamama" albo "tatata" albo "dziadziadzia" ostatnio. Pełno go wszędzie, włazi na meble, zaczyna otwierać drzwiczki od śmietnika i wywala wszystko z szuflad, parapetów itd. Antek drapie i szczypie przypadkowo, ostatnio gryzie swoimi nowymi trzema górnymi zębami.
   Niesamowity jest sam fakt jego istnienia. Choć przywykłam już do posiadania dziecka, do zmian, którymi jest ono nieustannie poddawane, to jednak czasem łapię się na myśli: jakie to niesamowite, że on jest. Tak po prostu. Że mam dziecko. Jeszcze rok temu o tej porze go nie miałam, coś tam mi lekko w brzuchu bulgotało tylko. A teraz... dwie pulchne rączki i nóżki, uśmiech z pierwszymi zębolami, oczy zdziwione wszechświatem, mały człowiek...
   Czasem, najczęściej jakoś wieczorem przy usypianiu bobasa albo podczas jego drzemki, patrzę na śpiącą buzię mojego malucha i się nie mogę nadziwić, że on tu jest. Że tak po prostu urodziłam dziecko, które żyje, czuje, myśli, uczy się, bawi, jest. Pamiętam jeszcze sam moment porodu, gdy w jednej chwili koncentrowałam się na oddychaniu, a w następnej już miałam na brzuchu dziecko. Moje. Własne. Niesamowite uczucie. Kładą Ci takiego szkraba i mówią, że jest Twój. Już na zawsze. Jest taki nieporadny, umazany tą mazią płodową, chudziutki taki (w porównaniu do tego, co jest teraz :P) i od tej pory masz go chronić przed złem, uczyć świata i przede wszystkim - uczyć się jego samego, swojego dziecka. I nic już od tej pory nie będzie takie samo. Choć wszyscy Ci to mówili, gdy byłaś w ciąży, ale dopiero z perspektywy czasu widzisz, że to szczera prawda, choć tak banalna. Ten mały człowiek zmienia Twój cały świat, przestawia priorytety życiowe, wymusza reorganizację, często weryfikuje siłę związku z mężem/partnerem. Nawet nie on sam to zmienia, to Ty zmieniasz to wszystko w imię wielkiej, obezwładniającej miłości do swojego dziecka.
   Patrzę na Antka, gdy śpi i zastanawiam się, co mu się śni. Jakie sny ma ośmiomiesięczny bobas? Ile pamięta? Co rozumie? Jak jeszcze bardziej mogę mu pomóc się rozwijać, jak jeszcze mocniej mogę go kochać i być dla niego najcudowniejszą mamą pod słońcem? Jest taki malutki, bezbronny, niewinny... Chcę, żeby był taki jak najdłużej i wiem jednocześnie, że wszystko cały czas się zmienia. I dziwią mnie te zmiany tak samo, jak fakt, że mam dziecko.
   Kiedyś, gdy byłam znacznie młodsza, sądziłam, że trzeba jakiejś straszliwej mądrości, dojrzałości i nie-wiem-sama-czego-jeszcze, żeby móc być rodzicem dla jakiegoś dziecka. Że to niesamowita odpowiedzialność - powołać do życia nowe istnienie i być za nie odpowiedzialnym już na zawsze. Ale chyba nigdy do końca nie jest się gotowym na to, jak to NAPRAWDĘ jest.
   Ja uczę się być mamą każdego dnia od nowa. Bo dni są różne, lepsze i gorsze, a Antek zmienia się cały czas, więc i ja cały czas muszę się zmieniać, by za nim nadążyć, by go móc lepiej rozumieć. Tak - jest to praca na pełen etat, 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. . Tak - bywa ciężko i ponad siły. Nie - nie zawsze da się być ćwierkająco-szczęśliwą. Nie - nie zawsze da się wyglądać ekstra-super. Tak - czasem chciałoby się wystrzelić swojego potomka na Księżyc, a samej uciec na Mauritius i wrócić za 2 lata. :P
   Ale i tak się opłaca. Choćby właśnie dla tych momentów, kiedy Antek wtula się we mnie we śnie. Gdy uśmiecha się na mój widok. Gdy widzę, jak robi coś nowego, czego jeszcze wczoraj nie umiał i rośnie we mnie ogromna duma z jego osiągnięć. Gdy śpi tak słodko jak teraz właśnie, a obok niego mój mąż. Dwa słodkie kaczorki. Patrzę na nich i wiem, że coś dobrego jednak mnie w życiu spotkało.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Szczypce w ruch

Dziś będzie znów o jedzeniu, a wiadomo, że jak o jedzeniu Antka, to niestandardowo, więc wszystkich "wrażliwych" proszę o zachowanie spokoju. :P
   BLW jest fajne. Z różnych względów. Ostatnio mam takie poczucie, ponieważ obserwuję codzinnie Antka ćwiczącego na jedzeniu tzw. chwyt pęsetowy/szczypcowy (łapanie przedmiotów między kciuki i palec wskazujący).
   To już nie jest ten bobas, który całą, wielką, niezgrabną łapą sięgał po jedzenie. Teraz Antolek, niczym wysublimowany członek wyższych sfer, podnosi do ust maleńkie kąski w koniuszkach palców, ogląda ze wszystkich stron, po czym pakuje do dzioba. :P Wygląda to tak komicznie, że boki zrywam! :D Jak jakiś margrabia, jaśnie pan i książę. :D Dlatego też ostatnio w diecie kaczątka pojawiły się małe rzeczy, takie jak rodzynki (niesiarkowane), maliny (z mrożonki, póki świeżych nie widać), dziś będą ziarenka groszku i kukurydzy, bo akurat na dnie zamrażarki mi się taka mrożonka znalazła. Zresztą nawet standardowe rzeczy, jak np. fasolkę szparagową albo jajecznicę ściętą "na blachę", Antoś podnosi do buzi w dwóch paluszkach i to jest po prostu cudne i przesłodkie (a z jajecznicą to jest jeszcze taki patent, że sobie sam ostatnio zaczął odrywać mniejsze kawałeczki od wielkiego i zjada tylko w ten sposób, ha!)! Zdolniacha na sto dwa! Wspaniale obsewuje się takie postępy w rozwoju małej motoryki dziecka, naprawdę. No i też Antek więcej może dzięki temu spróbować, i coraz lepiej radzi sobie ze zjadaniem w ogóle (żucie idzie coraz sprawniej + dodatkowe zęby na stanie).
   Z rzeczy "dziwnych", próbowanych w ostatnich tygodniach: ogórek kiszony i cytryna. :P Smak kwaśny chyba przypadł Antkowi do gustu. Choć ponoć nie ma w tym nic dziwnego, bo na forum BLW czytałam sporo wpisów mam, które donosiły, że kwaśne=super!
   Poszerzyłam też Antkowi ofertę śniadaniową o owsiankę (ale na wodzie, bo do tego mleka krowiego nadal nie jestem przekonana, choć sama już jem normalnie i nic Antkowi nie jest, no ale co mnie położna - zresztą moja ulubiona pani N., grrrrr! - nastraszyła tą skazą białkową rzekomą, to moje, i teraz mam jakiś durny lęk, żeby żadnego nabiału nie podawać) z owocami, ostatnio z malinami właśnie. Owsiankę też próbuje łapać "szczypcami" i naprawdę udaje mu się coś-tam wziąć w ten sposób i zjeść nawet. ;) Większość jednak nadal zostaje rozmazana po tacce albo wywalona na podłogę. Sprzątanie rozciapanych malin nie jest może szczytem przyjemności, ale mówi się trudno i żyje się dalej. Grunt, że dziecko się cieszy. :)

wtorek, 12 kwietnia 2011

Zejście z góry

Jak już napisałam w komentarzu pod komentarzem Ivette - idą nam zęby. DUUUUUŻO zębów. Konkretnie schodzi Antkowi cała góra, czyli górne jedynki i dwójki naraz. W szoku jestem. To znaczy - ja słyszałam oczywiście różne opowieści mam, jak to ich dzieciom naraz wychodziło kilka zębów, ale co innego słyszeć historie, a co innego zobaczyć gołym okiem w paszczęce swojego kaczątka. :P
   Tym razem widać dominację prawej strony - prawa jedynka i dwójka już się przebiły i widać białe maleństwa na zewnątrz. Z lewej strony widać już wyraźnie jedynkę, która lada moment będzie "szła", a zaraz za nią pewnie podąży dwójeczka.
   Tak dziwnie trochę, że zęby nie idą Antkowi parami: dwie jedynki - dwie dwójki, tylko tak stronami właśnie. Ale najważniejsze, że już są. I do czasu wyjazdu do Polski (który już w maju), Antonio będzie miał pełne 6 zębów... albo i lepiej. :)

sobota, 9 kwietnia 2011

Ruszyła maszyna

No i się zaczęło na dobre. Jakoś następnego dnia albo i dwa dni po opublikowaniu mojej ostatniej notki Antoś zaczął naraz raczkować i stawać przy meblach. SZOK! Były takie chwile, że zastanawiałam się, czy on W OGÓLE będzie raczkował, że już o chodzeniu nie wspomnę, a tu proszę! Mówisz i masz, matka! :P
   Jest pięknie. Cudnie. Wspaniale. Antoś zasuwający po podłodze na czworakach budzi we mnie jeszcze większe pokłady czułości i zachwytów. Taki mały chrabąszcz: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa - i już jest na drugim końcu maty. I już przy lodówce/stole/kanapie/wózku/moich nogach itd. I zaraz potem zapiera się na rękach o dany przedmiot i staje na swoich nogach, zupełnie sam, i to całkiem już sprawnie i szybko! Jest to wprost niesamowite...
   ... i przerażające zarazem! Spuścić Antka na 2 sekundy z oczu jest po prostu nie sposób. Pół biedy, jakby sobie raczkował tylko. W to mi graj, uwielbiam patrzeć, jak on się przemieszcza. Ale te wspinaczki! Nosz kurcze, nie sądziłam, że dziecko tak szybko i tak często jest w stanie przywalić sobie w nos/głowę/wywalić się/upaść/spać z czegoś/pośliznąć się itd. w ciągu jednego dnia! Jestem pełna podziwu dla matek, które całe dnie są w domu same z takimi stającymi już małymi szkrabami. Bo ja czasem po prostu nie ogarniam! Muszę być w stałej gotowości bojowej do asekuracji mojego małego alpinisty, który KONIECZNIE musi po raz setny zobaczyć, co jest na stoliku. Albo dosięgnąć magnesu na lodówce, który tak fajnie dynda. :P Albo po prostu wstać przy szufladzie, która jednak ma to do siebie, że potrafi się otworzyć w najmniej odpowiednim momencie i znokautować mojego synka. :/ Więc jestem stale obok, ręce wyciągnięte, oczy skupione, stale blisko... Zrobienie obiadu w tych warunkach zakrawa czasem na mega-wyzwanie. Powinnam chyba nagotować na zapas na dwa tygodnie i tylko codziennie odgrzewać szybko porcję. :P Ale: a) zamrażarkę mamy tu maciupką i się tyle nie pomieści, b) ileż można jedno i to samo jeść? Więc kombinuję: obiorę pół ziemniaka - rzut oka na Antka - obieram drugie pół - drugi rzut oka... aaa! jest już przy stole! Rzucam wszystko, lecę asekurować, trwa to jakiś czas, potem odwracam uwagę od stolika jakąś fajną zabawką (piłka i balonik są na topie!), sadzam Antka na podłodze i lecę obierać drugiego ziemniaka. :P
   Najfajniej jest, jak Adam ma wolne, to wtedy tworzymy zmiany przy Antku i w ten sposób mogę nawet iść się wykąpać albo i napisać coś na blogu. :) Czasu jednak brak na pisanie, nie da się ukryć. Życie z Antkiem nas wciągnęło na dobre. :)

piątek, 1 kwietnia 2011

Przestrzenne podboje

Tyle się naraz dzieje, że czasem nie wiem, o czym te notki pisać. ;) Więc dziś tak z kategorii: rozwój ruchowy, bo się dzieje, oj dzieje!
   To może od ostatnich wydarzeń: Antek przedwczoraj sam podciągnął się przy ławie do stania! Naprawdę! Oczy mi wyszły z orbit, duma jak nie wiem co! :D O tym, że moje dziecię potrafi już na klęczkach "stać" sobie samodzielnie przy kanapie/ przy mnie/ przy czymkolwiek, to wiem od dobrego tygodnia (a jakoś nie ma kiedy pisać :P). Ale żeby wstawał na te swoje dwie pulchne nóżki? Szał! Powtórki jak dotąd nie zanotowałam, niemniej stanie w pionie jest ostatnio super-hiper-fajne, i już nawet pozycja siedząca (kiedyś tak preferowana przez moje dziecię) została zepchnięta na drugi plan. Jeśli chcę Antka posadzić, to on pręży nogi, odpycha się stopami i ze wszystkich sił stara się pokazać, że on siedzieć nie będzie. I już! ;) No i teraz po epizodzie z ławą, czekam jak na szpilkach na kolejny.
   Tymczasem Antoś postanowił w końcu trochę jakby poraczkować. Nie dużo. Bez szału. :P Przemieszanie się na czterech nogach jakoś go nie pociąga. Ale... w pięknej pozycji czworaczej Antoś robi już pełne dwa kroki naprzód! A potem nogi i ręce mu się rozjeżdżają na bok i pada na brzuch w pozycji, którą zwę "rozjechana żaba". ;) Więc teraz jest coś takiego: przeturlanie się z pleców na brzuch (Antek umie już przez obie strony!), potem powstanie na dłonie i kolana, chwila skupienia, potem kroczek raz, kroczek dwa, rozjechana żaba, krzyk i płacz "mamo, pomóż, nie wiem, co dalej". :P
   Zupełnie niezależnie od raczkowania i od stawania przy ławie, Antek w pełni opanował pozycję "pies z głową w dół". Wygląda ona tak:
Często zamiast raczkowania i rozjechanej żaby, Antoś z pozycji na kolankach przechodzi do tej właśnie, prostując mocno nogi w kolanach, odpychając się dłońmi od podłoża. Próbuje czasem też iść w tej pozycji, ale idą głównie nogi, więc w pewnym momencie, gdy nogi są zbyt blisko rąk, Antek traci równowagę i robi spektakularne BĘC na tyłek. Zastanawiam się, czy przypadkiem z tej właśnie pozycji moje kaczątko pewnego pięnego dnia nie postanowi stanąć na dwóch nogach zupełnie sam.
   Ale jeszcze nie. Na razie Antek zyskał pełną płynność w przechodzeniu z leżenia do siedzenia. Odpycha się na rękach do tyłu, jedną nogę zgina w kolanku,druga pozostaje wyprostowana do przodu, i tak właśnie siada, w tzw. siadzie płotkarskim. Bobas - sportowiec?