sobota, 28 stycznia 2012

Kijanka

   Kto spostrzegawczy, ten już wie, o czym będzie ten post. :)

   Mamy małą kijankę, ponoć ma na razie 4mm długości. A urodzi się gdzieś w okolicach 17-19 września (choć jak znam przewrotność losu, to albo 11 września, na rocznicę WTC, albo 14 września, żeby nasze życie było po brzegi wypełnione czternastkami ;)).
   Znów w ciąży.
   Szczerze mówiąc to bardzo mi trudno w to uwierzyć. Nie mam okresu, zrobiłam w sumie 4 testy ciążowe, wszystkie pozytywne, nawet zauważyłam jakiś taki nieokreślony spadek apetytu, który można podpiąć pod "objawy ciążowe". Ale poza tym czuję się tak, jak zawsze. Znów nie mam mdłości ani nic (i dobrze!) i nie mam absolutnie żadnego punktu zahaczenia, żeby się z tą nową ciążą i z tym nowym dzieckiem (dzieckiem? naprawdę? będę miała dziecko?) zaprzyjaźnić, jakoś je poczuć.
   Qrcze, no bo ja już MAM dziecko. W tej chwili śpi, ale zazwyczaj jest bardzo aktywne i absorbujące, wymaga wiele uwagi i posiada absolutne 100% mojej miłości. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie mieć dwoje. W ogóle. Niby od początku marzyliśmy o trójce, ale co innego sobie marzyć, a co innego stanąć przed faktem dokonanym. No bo jak to? Nie będę już mogła tak wiele czasu spędzić z Antkiem? A z drugiej strony - nie będzie można już tak jak w przypadku Antka poświęcić całej uwagi małemu dziecku, bo będzie też starszak. Dylemat karmiącej - czy teraz odstawić już Antka od piersi? Nie mam kompletnie ochoty karmić tandemu, ale plan początkowy był taki, że do drugich urodzin Antoś ma pierś, jeśli taka jego wola, potem odstawiam. Teraz, w związku z nową kijanką, powoli ograniczam cycanie (ot, odpadły nam na razie przedpołudniowe sesje). No i w ogóle na razie jestem chyba bardziej oszołomiona tą wieścią o ciąży niż szczęśliwa, że będzie kolejne dziecko.
   Gdzieś tam głęboko mam nadzieję, że kijanka okaże się dziewczynką. Lista imion na A już zrobiona. Nic, tylko wybierać. No i na razie tyle. Czekam, aż zacznie się jakiś bardziej zaawansowany etap ciąży. Bo normalnie nie wierzę.
   No a z wyliczeń wynika, że to dziecko "świąteczne". :P Nie ma to, jak sobie zrobić prezent pod choinkę. :P


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Nocny Bobo

   Kiedy Antoś był mniejszy, szedł spać zaraz po kąpieli, podłączony pod "ciumka". :P Jedyną stałością w tym naszym wieczornym życiu była kąpiel właśnie, zresztą często robiona w pośpiechu, bo dziecko już zmęczone... A nawet jeśli kąpiel szła super, to z wycieraniem i zakładaniem pieluszki, pidżamki itd. nie było już tak super.
   Ale wszystko przychodzi z wiekiem. Np. rytuały wieczorne.
   W sumie zainicjowałam to ja sama, jako że jestem maniaczką książkową i swym maniactwem zaraziłam Antolka. :P Na starym mieszkaniu, gdzie nie było miejsca na mądrzejsze rzeczy, a też nasz zapas zabawek był mniejszy, główną aktywnością stało się czytanie książek. Książki od rana do wieczora. Nigdy nie było Antkowi dość czytania. To się zmieniło. Antoś nadal bardzo lubi, gdy się mu czyta, ale ma też wiele innych zainteresowań, a czas jest limitowany. Więc czytanie koncentruje się głównie w godzinach wieczornych, pokąpielowych.
   Najpierw dążyłam do tego, by po kąpieli pójść z Antolkiem do jego pokoju (tam stoją na półce wszystkie książki mojego synka), poprosić niunia, żeby wybrał z nich ze 3-4, a potem ze zdobyczą szliśmy do naszej sypialni, właziliśmy na łóżko i zaczynało się wieczorne czytanie. Zwykle w trakcie czytania Antoś życzył sobie ciumka, przy którym usypiał.
   Poezja.
   Not anymore!
   Hitem ostatniego... hmmm... miesiąca (?) stała się książeczka o "Bobo". Inne książeczki czytane są wieczorem, owszem, ale do snu MUSI być Bobo. Jeśli odmówię czytania Bobo, jest płacz i dramat (który jest po prostu rozczulający - że moje dziecko tak bardzo kocha tą książeczkę i bez niej nie uśnie! :D). Książeczka ma, bagatela, ponad 100 stron! Bywały wieczory, że Antoś "łykał" ją na jeden raz (czytaj - czytałam mu całą od deski do deski, a on nie przerywał mi w połowie i zachowywał pełną koncentrację). Teraz bywa różnie, niemniej muszę czytać. Czasem w połowie Antoś przerywa na ciumka, ja już się cieszę, że dziecko chce iść spać, a on sobie pociumka i znów woła "bobo, bobo!" i zaczynamy czytać od nowa. Jeśli nawet książka dobiegnie szczęśliwie do końca, Antoś życzy sobie czytać ją ZNÓW. O.O Wierzcie lub nie, ale znam na pamięć chyba każde zdanie z tej książeczki i w sumie nawet nie muszę patrzeć na obrazki, żeby wiedzieć, co teraz będzie. Marzę o odmianie.
   Antoś jednak ani myśli zmieniać Bobo na inną książeczkę. A próbowałam przynosić inne. Naprawdę. Teraz już nawet nie wynoszę Bobo z naszej sypialni, ma swoje stałe miejsce na szafce nocnej tuż koło łóżka, żeby zawsze była pod ręką.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Opiekun-karmiciel

   Antoś opiekuje się swoimi zabawkami. Wie, jak je przytulić, daje im buzi (i podsuwa mamie, żeby też buziaczkowała wszystkie zabawki :P), umie robić "lulilaj", czyli kołysać w małych ramionkach np. swoją lalkę. Ostatnio jednak opieka nad zabawkami przybiera nowe formy. Antoś wozi zabawki swoim nowym-super-hiper-wypasionym autkiem, karmi je swoim jedzonkiem (lalka ma do dziś ślady na ubranku po ostatniej próbie nakarmienia jej owocem kiwi :P), a także... ciciumkiem mamy! :D Najchętniej karmiona "z cycusia" jest kaczka kąpielowa. Pewnie dlatego, że wtedy biust mam na wierzchu i łatwo o dostęp, a przecież taka kaczka też pewnie jest głodna i chętnie sobie coś-niecoś pociumka. :P
   Śmieszne i fajne.

   Antoś w ogóle chętnie dzieli się jedzeniem z napotkanymi na swojej drodze ludźmi, z dziećmi spotkanymi w sklepie, z babcią na ekranie komputera, która dzwoni przez Skype... Rozczula mnie to i jestem taka dumna, że moje empatyczne dziecko tak mocno myśli o innych. Pewnie mu się to jeszcze zmieni ze sto razy na przestrzeni dziejów, ale na tu i teraz jest to piękne.
   Chociaż gumowej kaczki piersią karmić nie będę. :P

piątek, 6 stycznia 2012

Same piątki

   N i szesnaście zębów za nami. :) Wczoraj zauważyłam przebitą już "na wylot" ostatnią trójkę. Fajnie wygląda uśmiech dziecka z takim sporym uzębieniem, najfajniejsze są te kły właśnie i przedtrzonowce, dodają czegoś takiego... hmm... dorosłego?
    Przed nami tylko piątki. Na razie żadnej nie widać. Marzy mi się, że wszystkie cztery przebiją się jeszcze przed Antka drugimi urodzinami (czasu jeszcze jest sporo) i że to może pomoże na jego śródnocne pobudki. Gdzieś tam z tyłu głowy mam już plan przeprowadzki mojego dużego-małego bobasa do jego własnego łóżeczka, ale najpierw to łóżeczko trzeba kupić, zataszczyć do domu itd. Trzeba na to czasu, i pieniędzy. Na razie trochę brak nam obu. ;)
   Chyba żadne z nas trojga (ja, Adam i Antek) nie wysypia się już porządnie śpiąc razem na jednym barłogu, bo jest zwyczajnie za mało miejsca. Antek rozrósł się monstrualnie i zajmuje ogromną część łóżka (dodatkowo efekt ten potęguje tendencja do spania w poprzek łóżka, z nogami na twarzy taty :P), a my z Adamem, skuleni na brzegach, śpimy niespokojnie. Najlepsze z mojego punktu widzenia są te noce, gdy Adam jest w pracy, bo wtedy łóżko zajmują tylko dwie osoby i można się jakoś rozciągnąć wygodnie ;) Ale Adam też zasługuje na przyzwoite warunki, dlatego już rozmawiamy o tej wyprowadzce tak na poważnie. Może przed ukończeniem przez Antka 1,5 roku nawet dojdzie to do skutku, kto wie?
   Także plan jest taki: Antkowi się szybko wyrzynają piątki, kupujemy łóżko wraz z pościelą, przenosimy tam Antonia i on tam SAM ŚPI CAŁĄ NOC. I się nie budzi. Ale byłby wypas!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Co nas czeka w tym roku?

   Ponoć jak się wita Nowy Rok, taki cały ten rok będzie. Jeśli jest w tym prawda, to dla nas rok 2012 upłynie na radosnej zabawie, wydawaniu mnóstwa pieniędzy, dobrym jedzeniu i fajnym, wspólnym czasie razem, bez spięć.
   Chyba dobrze to wróży, nie? ;)
   Sylwester upłynął nam w domu na gofrowej orgii (dostałam gofrownicę pod choinkę!), giglaniu się z Antolem i siedzeniu do dość późna (dla mnie to była druga w nocy - szok! Dawno tak długo nie siedziałam po nocach).
   Pierwszy dzień Nowego Roku spędziliśmy w wesołym miasteczku, wydając lekką ręką pieniądze na duperele, przejażdżki karuzelami, kolejkami i samochodzikami (Antoś uwielbia samochody! I karuzelę z konikami!).
   Drugi dzień, czyli dziś, spędziłam z Antkiem na shoppingu dedykowanym jego osobie. Kupowaliśmy li i jedynie zabawki dla Antka: magnetyczną tablicę z kompletem magnesów z literkami, książeczkę o dinozaurach, kredę do rysowania, ciastolinę, torbę plastikowych owoców i warzyw (Antoś chodzi z nimi i pyta: "niam-niam?", a my staramy się mu wytłumaczyć, że to jest tylko takie jedzonko na niby :P), szpulki + sznurek do ich nawlekania, zestaw sześciu dwuelementowych piankowych puzzli ze zwierzątkami, do kąpieli (dodatkowy bajer polega na tym, że głowa danego zwierzątka pojawia się dopiero pod wpływem ciepłej wody, na sucho jest tam tylko czarne kółko).  Tak naprawdę to i tak się hamowałam, bo w sklepach jest tyyyyle fajnych rzeczy dla niego, i są teraz "on sale", ale wpajane mi od dzieciństwa słowa "nie mamy pieniędzy" procentują. Ale czas to zmienić! Wczoraj wywlekłam na środek pokoju wszystkie antolkowe zabawki (zestaw powiększony o autko - takie do odpychania się nóżkami - które jest totalnym hitem ostatniego tygodnia!) i ze zdziwieniem i jakimś takim smutkiem stwierdziłam, że jest ich strasznie mało. Więc dziś zmieniliśmy to nieco. :)
   Jutro niestety muszę wrócić do pracy i znów przez pół dnia mnie w domu nie będzie, ale nawet się tak nie martwię. Grunt, to dobrze zacząć. I potem tylko siłą rozpędu dobrze robić przez resztę czasu. :)