poniedziałek, 4 czerwca 2012

Żywienie po raz sama nie wiem który

   Nasz wyjazd obfitował w wiele nowych doznań, także smakowych. Wybór potraw w hotelowej restauracji była oszałamiająca, zwłaszcza na kolację. Codziennie coś nowego. Nie wiadomo, gdzie oczy podziać i za co się złapać. Bo to była opcja szwedzki bufet - bierzesz co chcesz i ile chcesz z kilku zastawionych suto stołów.
   Antoś oczywiście również wybierał i smakował kraby, pieczone ryby, mule i inne takie (ale też jajecznicę, kiełbaskę i bułeczkę, spoko :P). Dopiero trzeciego dnia pobytu zorientowałam się, że jest na sali (ogromnej!) także coś takiego, jak bufet dziecięcy - osobny stolik z potrawami przeznaczonymi dla maluchów.
   No i tu się niestety straszliwie rozczarowałam. Ja nie wiem, co ta nasza zachodnia kultura z nami zrobiła i robi nadal, ale dlaczego wszędzie i zawsze opcją żywieniową dla dzieci są:
- frytki
- makaron w sosie pomidorowym
- smażona w panierce ryba i/lub
- smażone w panierce nóżki z kurczaka i/lub
- "nugetsy", czyli takie zmielone cholera-wie-co z kurczaka, w kształcie kotlecika, w panierce oczywiście
- wybór słodyczy: cukierki, żelki, we wściekłych kolorach i obficie okraszonych cukrem
- jakaś pseudo-sałatka z owoców, dla mnie mało atrakcyjna, dla dzieci chyba też, bo zawsze zostawała pełna micha (chyba nikt tego nie jadł :P)
- kilka plasterków pomidora, ogórka i sałaty jako opcja zdrowa

Dramat i żenada. Nie korzystaliśmy więc z dziecięcego stołu, tylko dawaliśmy wybierać Antolkowi z "dorosłego" jedzenia (jak zawsze zresztą), które było bardziej urozmaicone, także w warzywa i owoce, różne rodzaje mięs i ryb, owoce morza i cholera wie, co jeszcze. Jakieś sałatki, surówki... Ja nie wiem - to się naprawdę nie kwalifikuje jako jedzenie dla dzieci, tylko smażone w oleju fryty z również smażonym mięsem i do tego cukierki? Tyle się pisze wszędzie o epidemii otyłości u dzieci, ale jak widać, niewiele to zmienia w kwestii tego, czym te dzieci się karmi.

6 komentarzy:

  1. ehh no z tym bufetem dzieciecym przesadzili :/ jednak moja corcia juz zasmakowala frytkow, ale to jedyna rzecz z fast foodow ktora moja corka je. Ja piecze frytki w piekarnika, nie na oleju, a w roznych restauracjach nie wiadomo jak to robią. Jednak frytki bardzo smakuja Kini, zreszta ona na ziemniaki ma wielki język, a one tuczą, wiadomo. Ale posmakowal sobie Antoś bardzo;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to rzeczywiście porażka :( No ale prawda jest straszna - skoro zrobili dla dzieci takie menu, to znaczy, że zapewne było takie zapotrzebowanie...
    U nas z fast foodów Leosław poważa pizzę. Jemy ją może raz na dwa miesiące, ale jak już się trafi, to jest prawdziwe święto ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. dzieci od małego sa niezdrowo żywione ale co ma mama zrobic kiedy jej dziecko nie tyka chleba czym zastapic albo jest jednym słowem makaroniażem i tylko to je i nie chce spróbowac czegos nowego no przecież na siłe nic sie nie da bo może wogóle przestac jeść.. to sie próbuje chociaz czyms zapchać glodny brzuszek...

    OdpowiedzUsuń
  4. olguśka: poniekąd rozumiem ten absurd, że jeśli dziecko nie chce jeść tego, co się mu proponuje, albo je mało (za mało wg rodziców), to się daje kaloryczne i niezdrowe jedzenie, żeby chociaż głodne nie chodziło.
    Ja jestem jednak z tych, co uważają, że dziecko się na własne życzenie nie zagłodzi. I jeśli nie chce jeść ziemniaków - jego sprawa (Antek nie lubi ziemniaków gotowanych). Makaron uwielbia i mógłby go jeść cały czas prawie - ok, to niech je, ja tylko zadbam, żeby był pełnoziernisty, zdrowszy. Dzieci też mają prawo do swoich lubię/nie lubię. My jako dorośli też nie wszystko lubimy.
    A frytki itd. - ok, nie jestem purytanką, sama czasem jadam, ale na bogów: nie do każdego posiłku! Skoro uczy się dzieci, że non stop są frytki, to tak naprawdę zawężamy im horyzonty żywieniowe zamiast je poszerzać i utrwalać dobre nawyki. Raz na jakiś czas można i tabliczkę czekolady naraz zjeść, i michę lodów, i pochłonąć cheeseburgera z Maca. Ale czasem, dla odmiany. Nie cały czas. A w hotelu frytki i smażone mięso były dla dzieci na każdy obiad. Dla mnie to przegięcie.

    OdpowiedzUsuń
  5. jak przeczytalam na temat jedzenia "na stole dzieci" to az sie za glowe zlapalam, jak widac nie zawsze to idzie w parze ze zdrowiem dziecka - albo po prostu tak jest "najlatwiej" i tyle. U nas Emma jada frytki, raz na pol roku i zyje, nugettsow nie lubimy a kurczaka dostaje biale miesko i tez jej smakuje.

    Z tymi salatkami to tez przesada, no i cukierki, no nie wiem, Emcia nawet nie probowala

    OdpowiedzUsuń