Jak tylko pojawiła się w naszym życiu Ala, pierwsze smsy i telefony z pytaniami zaczynały się albo kończyły txtem: A jak Antek? Zazdrosny o siostrę?
Qrcze, ludzie, co wy macie z tą zazdrością? To jest jakaś taka konieczność w życiu starszego dziecka? Takie niefajne uczucie względem obcej (bądź co bądź) osoby?
Nikt nie pyta, czy mu trudno, nikt się o niego nie troszczy. Już go wrzucili do worka "zazdrosny starszy brat" i kropka. Już ma etykietkę, na dodatek o dość negatywnym wydźwięku.
Ja się troszczę. On był pierwszy. Kocham go strasznie, może nawet bardziej niż Alę, bo z nim przeżyłam już mnóstwo, dobrego i złego, i jest między nami niesamowicie silna więź. I widzę, jak mojemu dwuletniemu dziecku jest ciężko. Zaakceptować nową sytuację. Dorosnąć w oka mgnieniu. Pogodzić się z tym, że mama jest teraz dobrem limitowanym. Być ciągle "cicho, bo Ala śpi" (a ona w zasadzie ciągle śpi). Musieć się dostosować do reguł, których sam sobie nie wybrał i o które nie prosił. Żyć z lękiem, że mama może zniknąć gdzieś, zostawić go, że teraz ważniejsze są dla mnie inne sprawy, jakiś nowy bobas...
Najśmieszniejsze jest to, że do Ali jako takiej Antoś podchodzi z wielkim zaciekawieniem i czułością. Cieszy się, gdy Ala nie śpi, bo wtedy tak fajnie na niego patrzy, tak śmiesznie macha rękami. Bo można pokazać jej swoje zabawki. Antolek całuje ją w czółko, głaszcze po włosach, tuli się do niej, chce ją na ręce brać. Gdy Ala płacze, przychodzi do mnie i mnie o tym fakcie informuje, jakby chciał mi dać znać "mamo, idź ją utul, ona tam płacze". Cudne to jest. :)
I jednocześnie Antoś chce pozbyć się Ali, gdy za długo ją karmię, a on chce się ze mną bawić albo coś mi pokazać ważnego. Wtedy ciągnie za kocyk Alutki i chce, żeby babcia ją zabrała, bo teraz on chce być z mamą. Mama się nie bawi z nim już tak często (i tak głośno i spontanicznie) jak to bywało jeszcze 3 tygodnie temu. Mama uciekła mu w środku nocy do szpitala i wróciła stamtąd z jakimś nowym dzieckiem. To musi być dla niego niepokojące.
Gdy chcę, by Antonio zrobił coś, na czym mi bardzo zależy: umył zęby, poczekał na swoją kolej, poszedł się wykąpać, przebrać pieluszkę itd. - jest WRZASK. Nie tam jakiś krzyk, nie płacz, ale WRZASK, z całej pary, z głębi płuc, wielki i nieposkromiony WRZASK, pełen wściekłości, pretensji, zła... Takiego wrzaskuna, jakim nagle stało się moje dziecko, nie znałam dotąd. Jakiś tam jeden czy dwa epizody WRZASKU pojawiły się jeszcze przed narodzinami Alutki, ale teraz jest prawdziwe apogeum. Czasem sobie z tym nie radzę i każę mojemu dziecku dwuletniemu "się zamknąć". Wiem, że to nie załatwia problemu, ale WRZASK budzi młodą, która wtedy też krzyczy, że chce do mamy i do piersi, więc zajmuję się młodą, a starszy wrzeszczy jeszcze bardziej. Bo mama oddala się, zamiast przybliżać.
Noce też bywają ciężkie. Antoś ma jakieś koszmary nocne, często budzi się z płaczem albo płacze przez sen, krzycząc we śnie "Nie, nie!" Boli mnie patrzeć na niego takiego. Czasem nie daje się utulić. Czasem wybudza się kompletnie i wtedy też wrzeszczy, że np. tata go chce utulić, a nie mama. A on chce do mamy właśnie. W jego snach to pewnie ja mu uciekam, a on nie może mnie dogonić.
Żal mi strasznie mojego dwulatka, że musi przejść przez to wszystko. Że tak wiele od niego czasem wymagam, bo wydaje się taki duży na tle swojej miniaturowej siostry. Że nie mogę z nim być tyle, ile on potrzebuje, bo noworodek jednak pochłania moją uwagę i we dnie, i w nocy. Że na razie nie jest dla niego fajnie, jest dużo zmian i Antoś nie ogarnia. Więc go tulę, ile się da i mówię mu: "Jesteś moim kochanym synkiem". Skupiam na nim maksimum swojej uwagi, żeby wiedział, że chcę z nim być i nigdzie mu nie ucieknę. Nie wiem, czy to działa, ale tak czuje moje serce, więc tak będę robić dalej.
Qrcze, ludzie, co wy macie z tą zazdrością? To jest jakaś taka konieczność w życiu starszego dziecka? Takie niefajne uczucie względem obcej (bądź co bądź) osoby?
Nikt nie pyta, czy mu trudno, nikt się o niego nie troszczy. Już go wrzucili do worka "zazdrosny starszy brat" i kropka. Już ma etykietkę, na dodatek o dość negatywnym wydźwięku.
Ja się troszczę. On był pierwszy. Kocham go strasznie, może nawet bardziej niż Alę, bo z nim przeżyłam już mnóstwo, dobrego i złego, i jest między nami niesamowicie silna więź. I widzę, jak mojemu dwuletniemu dziecku jest ciężko. Zaakceptować nową sytuację. Dorosnąć w oka mgnieniu. Pogodzić się z tym, że mama jest teraz dobrem limitowanym. Być ciągle "cicho, bo Ala śpi" (a ona w zasadzie ciągle śpi). Musieć się dostosować do reguł, których sam sobie nie wybrał i o które nie prosił. Żyć z lękiem, że mama może zniknąć gdzieś, zostawić go, że teraz ważniejsze są dla mnie inne sprawy, jakiś nowy bobas...
Najśmieszniejsze jest to, że do Ali jako takiej Antoś podchodzi z wielkim zaciekawieniem i czułością. Cieszy się, gdy Ala nie śpi, bo wtedy tak fajnie na niego patrzy, tak śmiesznie macha rękami. Bo można pokazać jej swoje zabawki. Antolek całuje ją w czółko, głaszcze po włosach, tuli się do niej, chce ją na ręce brać. Gdy Ala płacze, przychodzi do mnie i mnie o tym fakcie informuje, jakby chciał mi dać znać "mamo, idź ją utul, ona tam płacze". Cudne to jest. :)
I jednocześnie Antoś chce pozbyć się Ali, gdy za długo ją karmię, a on chce się ze mną bawić albo coś mi pokazać ważnego. Wtedy ciągnie za kocyk Alutki i chce, żeby babcia ją zabrała, bo teraz on chce być z mamą. Mama się nie bawi z nim już tak często (i tak głośno i spontanicznie) jak to bywało jeszcze 3 tygodnie temu. Mama uciekła mu w środku nocy do szpitala i wróciła stamtąd z jakimś nowym dzieckiem. To musi być dla niego niepokojące.
Gdy chcę, by Antonio zrobił coś, na czym mi bardzo zależy: umył zęby, poczekał na swoją kolej, poszedł się wykąpać, przebrać pieluszkę itd. - jest WRZASK. Nie tam jakiś krzyk, nie płacz, ale WRZASK, z całej pary, z głębi płuc, wielki i nieposkromiony WRZASK, pełen wściekłości, pretensji, zła... Takiego wrzaskuna, jakim nagle stało się moje dziecko, nie znałam dotąd. Jakiś tam jeden czy dwa epizody WRZASKU pojawiły się jeszcze przed narodzinami Alutki, ale teraz jest prawdziwe apogeum. Czasem sobie z tym nie radzę i każę mojemu dziecku dwuletniemu "się zamknąć". Wiem, że to nie załatwia problemu, ale WRZASK budzi młodą, która wtedy też krzyczy, że chce do mamy i do piersi, więc zajmuję się młodą, a starszy wrzeszczy jeszcze bardziej. Bo mama oddala się, zamiast przybliżać.
Noce też bywają ciężkie. Antoś ma jakieś koszmary nocne, często budzi się z płaczem albo płacze przez sen, krzycząc we śnie "Nie, nie!" Boli mnie patrzeć na niego takiego. Czasem nie daje się utulić. Czasem wybudza się kompletnie i wtedy też wrzeszczy, że np. tata go chce utulić, a nie mama. A on chce do mamy właśnie. W jego snach to pewnie ja mu uciekam, a on nie może mnie dogonić.
Żal mi strasznie mojego dwulatka, że musi przejść przez to wszystko. Że tak wiele od niego czasem wymagam, bo wydaje się taki duży na tle swojej miniaturowej siostry. Że nie mogę z nim być tyle, ile on potrzebuje, bo noworodek jednak pochłania moją uwagę i we dnie, i w nocy. Że na razie nie jest dla niego fajnie, jest dużo zmian i Antoś nie ogarnia. Więc go tulę, ile się da i mówię mu: "Jesteś moim kochanym synkiem". Skupiam na nim maksimum swojej uwagi, żeby wiedział, że chcę z nim być i nigdzie mu nie ucieknę. Nie wiem, czy to działa, ale tak czuje moje serce, więc tak będę robić dalej.