Ktoś jeszcze ma szpital w domu w ten weekend czy tylko ja? :(
Antoś wczoraj gorączkował cały dzień, lekki kaszel się go trzyma do dziś. Gorączki na szczęście już nie ma, ale to nigdy nie wiadomo, czy nie wróci, więc rano po śniadaniu jeszcze mu Nurofen zapodałam, na noc też dostanie.
Ala z gilem do pasa od wczoraj, kaszle jak stary gruźlik, flegma jej zalega w gardle, spać nie może, bo się krztusi. Nos zawalony, oddychać przez sen też za bardzo nie może, przebudza się w nocy wiele razy, z czego raz skutecznie, tzn. trzeba z nią razem wstać, zabrać ją do pokoju obok (żeby jej krzyki nie pobudziły Antolka i mojego męża), przebrać pieluszkę, pozwolić trochę poeksplorować, a potem ululać do snu. Dziś pobudka była między 3 a 4 nad ranem. :/ No i zielone, wodniste kupy non-stop. Podałabym jej Dicoflor, bo tak się składa, że akurat mam na podorędziu, ale ta cholera nie wypije nic z butelki ani z kubeczka, wypluwa... :( Chyba jednak wprowadzę w czyn mój plan karmienia jej tym Dicoflorem pipetką, choćby to miało trwać pół dnia...
Mąż w pracy cały weekend na dniówki, więc zostałam sama na posterunku. Kończą mi się siły dziś na organizowanie życia rodzinnego, syf w domu jest nie do opanowania, dzieci marudzą, co chwila coś... Mąż dzwoni niby się dowiedzieć, co u nas, ale i tak najbardziej to przeżywa fakt, że my lecimy, a on nie, i już sobie tak od niechcenia przegląda ceny lotów do Nowego Jorku (*facepalm)! Przysięgam, mamy czasem kompletnie różne priorytety: ja się staram zaopiekować dziećmi, nie oszaleć, nikogo nie zabić, nie uderzyć, ogarnąć w miarę dom, posiłki jakieś ugotować, pamiętając cały czas o tym, że JA NIE JEM, więc dla mnie muszę uszykować coś osobno. Antek chce się bawić, Ala chce być ciągle na rękach, gil jej wisi pod nosem i wyciera go nonszalancko w moje koszulki i swetry, a ten mi o tym Nowym Jorku... Zabić czy jak? :/
No a pojutrze Ibiza. Mam nadzieję, że Ala wydobrzeje do wtorku, przynajmniej częściowo. Nie wiem, co mnie martwi bardziej - te kupy czy kaszel. Kaszel chyba bardziej. Ech... Rok 2013 jest jakiś niesprzyjający dla mnie.
Antoś wczoraj gorączkował cały dzień, lekki kaszel się go trzyma do dziś. Gorączki na szczęście już nie ma, ale to nigdy nie wiadomo, czy nie wróci, więc rano po śniadaniu jeszcze mu Nurofen zapodałam, na noc też dostanie.
Ala z gilem do pasa od wczoraj, kaszle jak stary gruźlik, flegma jej zalega w gardle, spać nie może, bo się krztusi. Nos zawalony, oddychać przez sen też za bardzo nie może, przebudza się w nocy wiele razy, z czego raz skutecznie, tzn. trzeba z nią razem wstać, zabrać ją do pokoju obok (żeby jej krzyki nie pobudziły Antolka i mojego męża), przebrać pieluszkę, pozwolić trochę poeksplorować, a potem ululać do snu. Dziś pobudka była między 3 a 4 nad ranem. :/ No i zielone, wodniste kupy non-stop. Podałabym jej Dicoflor, bo tak się składa, że akurat mam na podorędziu, ale ta cholera nie wypije nic z butelki ani z kubeczka, wypluwa... :( Chyba jednak wprowadzę w czyn mój plan karmienia jej tym Dicoflorem pipetką, choćby to miało trwać pół dnia...
Mąż w pracy cały weekend na dniówki, więc zostałam sama na posterunku. Kończą mi się siły dziś na organizowanie życia rodzinnego, syf w domu jest nie do opanowania, dzieci marudzą, co chwila coś... Mąż dzwoni niby się dowiedzieć, co u nas, ale i tak najbardziej to przeżywa fakt, że my lecimy, a on nie, i już sobie tak od niechcenia przegląda ceny lotów do Nowego Jorku (*facepalm)! Przysięgam, mamy czasem kompletnie różne priorytety: ja się staram zaopiekować dziećmi, nie oszaleć, nikogo nie zabić, nie uderzyć, ogarnąć w miarę dom, posiłki jakieś ugotować, pamiętając cały czas o tym, że JA NIE JEM, więc dla mnie muszę uszykować coś osobno. Antek chce się bawić, Ala chce być ciągle na rękach, gil jej wisi pod nosem i wyciera go nonszalancko w moje koszulki i swetry, a ten mi o tym Nowym Jorku... Zabić czy jak? :/
No a pojutrze Ibiza. Mam nadzieję, że Ala wydobrzeje do wtorku, przynajmniej częściowo. Nie wiem, co mnie martwi bardziej - te kupy czy kaszel. Kaszel chyba bardziej. Ech... Rok 2013 jest jakiś niesprzyjający dla mnie.