tag:blogger.com,1999:blog-77976163983034735302024-03-13T12:46:14.588-07:00Kaczątko w zalążkudzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.comBlogger304125tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-78898461019419593782017-03-29T16:05:00.002-07:002017-03-29T16:05:59.594-07:00Karmienie piersią w ciąży - part two<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Nie, nie jestem w ciąży. :P<br />
<br />
Ostatnio sobie tu zajrzałam, choć prawie już nie piszę, a tu pełno komentarzy niezatwierdzonych od kobiet, które są w podobnej do mnie sytuacji, gdy byłam w ciąży z drugim dzieckiem, ale ciągle karmiłam piersią swoje pierwsze.<br />
<br />
Myślałam, ze temat został wyczerpany, ale ilość dodatkowych zapytań skłania mnie do tego, żeby dopisać to i owo z nadzieją, że komuś to może pomóc podjąć decyzję dotyczącą karmienia.<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
<span style="color: purple;"><b>ILOŚĆ KARMIEŃ w ciąży</b></span></h4>
<br />
Mój synek miał ok 18 miesięcy, gdy zaszłam w ciążę z Alą, do tego pracowałam na pół etatu, więc siłą rzeczy (i wieku Antka) nie było to już karmienie "na żądanie", czyli tzw. "cycozwis" od rana do nocy, ale jedno karmienie po przyjściu z pracy popołudniu + karmienie do snu oraz w nocy (tu to nie wiem ile razy w ciągu nocy, to się zmienia w zależności od ząbkowania, chorób itd, niemniej było to karmienie na żądanie w nocy).<br />
<br />
Z czasem karmienie "po pracy" odpadło, zostało tylko do snu i w nocy. Nie ma w tym żadnej filozofii, po prostu nie było to dla mnie zbyt komfortowe - nadwrażliwe sutki powodowały, że karmienia niespełna dwulatka nie były samą przyjemnością, także troszeczkę chciałam te dzienne karmienia już wykluczyć.<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
<b><span style="color: purple;"> PRZEBIEG CIĄŻY a karmienie piersią</span></b></h4>
<br />
Moje obie ciąże były w 100% zdrowe, bez powikłań, bez plamień, bez przedwczesnych skurczy. Przy obu byłam aktywna aż do samego porodu. Przy drugiej ciąży pracowałam na pół etatu w kawiarni, mając tam pracę stojącą, a do samej pracy szłam codziennie 30 minut w jedną stronę. Pracowałam do końca 8 miesiąca włącznie.<br />
<br />
Nie piszę tego, żeby się pochwalić, jaka to ze mnie bohaterka, ale żeby pokazać, że NAPRAWDĘ nie było w tym wypadku żadnych przeciwwskazań do karmienia piersią. Badana podczas ciąży byłam co miesiąc, wszystko było ok. Nie robiono mi jakiś super-hiper-wypaśnych badań krwi ani innych , tylko sprawdzano mocz na obecność bakterii/białek + ciśnienie i ogólny wywiad zdrowotny na każdym spotkaniu.<br />
<br />
Nikt mnie o karmienie starszaka nie pytał (bo pewnie nikomu to nawet przez myśl nie przeszło, że można JESZCZE karmić dziecko w TAKIM wieku :P), ja też się nie wyrywałam do odpowiedzi niepytana. Także przez cały okres mojej drugiej ciąży karmiłam starsze dziecko (między półtorej a dwa latka) i nikt z lekarzy/położnych o tym nie wiedział. Swoją wiedzę czerpałam z cudownego forum o karmieniu piersią na gazeta.pl (nawet nie wiem, czy ono tam jeszcze jest, moja przygoda z KP skończyła się jakieś 2,5 roku temu). W każdym razie bardzo polecam, są tam kobiety bardzo doświadczone w KP, także w KP w ciąży, w KP starszego dziecka, w KP dwójki dzieci itd.<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
<span style="color: purple;">CO Z TYM MLEKIEM, czyli czy warto karmić starsze dziecko?</span></h4>
<br />
Otóż NIC z tym mlekiem. :P Na tym mogłabym zakończyć wywód na ten temat, serio-serio.<br />
<br />
Dziwi mnie do dziś i dziwić nie przestanie, że jak krowa daje mleko przez parę lat i się ją doi przemysłowo, dla ludzi, to nikt nie kwestionuje wartości odżywczych tego mleka. Mleko to mleko, nie?<br />
<br />Ale gdy przychodzi do karmienia naszych własnych dzieci naszym własnym mlekiem, którego główną funkcją jest karmienie ludzkiego potomstwa, to nagle nie jest to już takie oczywiste. Pojawiają się najróżniejsze ograniczenia, zabobony, restrykcje i poglądy na temat tego, czy w ogóle, a jeśli tak to jak długo karmić dziecko piersią.<br />
<br />
Odpowiedź będzie zawsze taka sama - ILE CHCESZ. I ILE CHCE TWOJE DZIECKO.<br />
<br />
Zalecenia WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) są od lat te same i mówią, że ZALECANE jest karmienie WYŁĄCZNIE piersią do 6-tego miesiąca życia dziecka, a następnie kontynuacja karmienia wraz z wprowadzaniem pokarmów dodatkowych do 2 ROKU ŻYCIA DZIECKA i dalej, jeśli MATKA I DZIECKO NADAL CHCĄ.<br />
<br />
Po polsku: tylko cyc przez 6 miesięcy, potem rozszerzamy dietę, ale KP dalej do 2 lat. Albo i dłużej, jeśli taka wasza wola.<br />
<br />
I ja wiem, że ciocia Gienia to uważa, że 6 miesięcy wystarczy, a potem butla.<br />
<br />
Wiem, że lekarz rodzinny uważa, że po 12 miesiącu to już mleko nie ma żadnych wartości odżywczych dla dziecka i właściwie to sama woda już z tych piersi leci, a karmienie to takie "ciumkanie".<br />
<br />
Wiem, że mama/teściowa uważają, że "takie duże dziecko z cyckiem w buzi to już nie wypada" itd.<br />
<br />
Że po 12 miesiącach NAGLE wytwarzają się jakieś szkodliwe substancje w tym mleku i dziecku szkodzi.... ???<br />
<br />
Że zalecenia WHO to są tylko "dla krajów 3ego świata", no bo my tu w Europie i Ameryce to jesteśmy tak niesamowicie postępowi, że już nie musimy karmić dzieci piersią, bo przecież mamy te wszystkie wspaniałe mieszanki, to kto by tam karmił piersią dwulatka? <br />
<br />
I tak dalej, i tak dalej....<br />
<br />
Ja też to wszystko słyszałam i czytałam w sieci.<br />
<br />
<br />
Tylko że to nieprawda. Mleko to mleko. I jak długo dziecko je pije tak długo ono jest, tak długo jest nadal pełnowartościowe i nadal jest dziecku potrzebne.<br />
<br />
OCZYWIŚCIE nie wystarczy mu już w pełni do życia, dlatego rozszerza się dietę po 6 miesiącu, bo zapotrzebowanie kaloryczne i na marko- oraz mikro-elementy rośnie wraz z dzieckiem, ale:<br />
<br />
1. TWOJE MLEKO NIE JEST SZKODLIWE<br />
2. TWOJE MLEKO JEST WARTOŚCIOWE PRZEZ CAŁY CZAS<br />
3. DZIECKO MOŻE PIĆ MLEKO Z PIERSI DO DWÓCH LAT, a nawet dalej, i NIE, nie wyrośnie z niego zboczeniec, pedał ani dewiant. Mój syn pił mleko z piersi przez 2,5 roku. Nic kompletnie teraz już z tego okresu nie pamięta, bo ma 6 lat. Trenuje piłkę nożną i jest ulubieńcem koleżanek z klasy :P.<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
<span style="color: purple;">CZY MLEKO ZMIENIA SIĘ W CIĄŻY?</span></h4>
<br />
Otóż TAK. Ale nie na arszenik. :P<br />
<br />
Nasze ciało jest mądre i "wie", że skoro jesteś w ciąży, to znaczy, że masz maluteńkie dziecko, które potrzebuje mleka odpowiedniego dla malutkiego dziecka. Jak wiemy (lub nie) na początku produkuje się tzw. siara, czyli gęstszy rodzaj mleka, który piją noworodki i którego jest mało, ale jest bardzo tłuste i sycące, i na te pierwsze 3-4 dni życia dziecka, kiedy pokarm właściwy jeszcze nie zaczął się produkować pełną parą - wystarcza.<br />
<br />
Przy drugim dziecku dzieje się dokładnie tak samo - pomimo faktu, że karmimy nadal i mleko cały czas jest, zmienia się jego konsystencja. Dopasowuje się ono do nowego "lokatora", który jest mniejszy i bardziej mu to mleko jest potrzebne niż - dajmy na to - dwulatkowi. Dwulatek może pić mleko z piersi i to jest ok, ale je już on także inne rzeczy, może pić także mleko krowie, kozie, roślinne, jeść nabiał itd. Jednym słowem - nie zginie, jest już "odhowany".<br />
<br />
Zatem z piersiach znów ruszają hormony ciążowe, zaczyna się produkować siara (która ponoć nie jest tak smaczna i słodka jak mleko właściwe), stąd zdarza się, że starszak sam się odstawia, gdy jego mama zachodzi w kolejną ciążę. Bo mleko mu nie smakuje. Albo jest go mniej niż zwykle i trudniej mu się napić. I ogólnie "nie jest już tak, jak dawniej". A poza tym jest teraz niezwykle zajęty poznawaniem świata z pozycji dwunożnej.<br />
<br />
Mój syn "niestety" był z tych upartych i ani myślał o samoodstawieniu, także karmiliśmy się całą ciążę, a także jakiś czas po niej, ale tylko do snu (żadnych karmień w nocy). Wszyscy przeżyli i mają się dobrze.<br />
<br />
Any more questions - dajcie znać w komentarzach. Wiem, że już tu za często nie piszę. Moje życie jest teraz pełne innych spraw i nie mam czasu ani weny na wymyślanie postów o tym, co robią moje dzieci śmiesznego. ;) Ale zaglądam czasem. Także piszcie.<br />
<br />
Ciao!<br />
<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-13743333904969408042016-09-26T14:59:00.000-07:002016-09-26T14:59:00.808-07:00Będzie zabawa, będzie się działo...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Za nami już 14 sierpnia i 14 września, co oznacza ni mniej ni więcej jak to, że moje dzieci mają odpowiednio:<br />
<br />
<h4 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>ANTOŚ - 6 lat</b></span></h4>
<h4 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>ALA - 4 lata</b></span></h4>
<br />
<span style="color: red;"><b>Nie-sa-mo-wi-te! :D</b></span><br />
<br />
Podobnie jak w roku poprzednim imprezę urodzinową zorganizowaliśmy z Adamem wspólną dla obojga dzieci, bo - pierwsze primo - mają te urodziny tuż obok siebie prawie, a po drugie primo - bo zestaw kolegów i koleżanek mają dokładnie taki sam, czyli wszystkie polskie dzieci z naszego osiedla. :P<br />
Impreza odbyła się 17 września, czyli w zeszłą sobotę. I od początku ciążyło na niej jakieś fatum.<br />
<br />
W piątek przed imprezą Ala dostała gorączki i skarżyła się na ból prawego ucha. Wszystko to późnym popołudniem, kiedy byłam już po pracy, a wszystkie przychodnie lokalne zamknięte na cztery spusty. Trzeba było jechać do szpitala. Nafaszerowałam Alunię lekami przeciwbólowymi, bo aż płakała przez to ucho, a ona odpłynęła w sen i musiałam na gwałtu-rety szukać starego wózka spacerówki, żeby jakoś ją do tego szpitala dowieźć. Taki powrót w czasie do momentu, jak ona miała roczek, półtora, i wszędzie ta spacerówka z nami jeździła (a teraz kurzy się na balkonie).<br />
Lekarz przyjął nas bardzo szybko (chwała mu i cześć), bardzo miły i konkretny pan doktor potwierdził moje obawy - zapalenie ucha środkowego, czyli antybiotyk przez tydzień.<br />
W ten właśnie sposób Ala przeszła swój chrzest antybiotykowy, choć i tak później niż Antek, który pierwsze "poważne" leki brał ok 2,5 roku życia (raz jeden tylko na szczęście).<br />
Zanim wyszliśmy od lekarza z receptą zrobiło się już późno i ciemno, apteki pozamykane - co tu robić? Adam w pracy na nockę, samochodu nie mam ,na dworze zimno... Na szczęście znajomi zaofiarowali się podjechać z moją receptą do apteki czynnej całodobowo i wykupić potrzebne leki. Dzięki temu pierwszą dawkę antybiotyku Ala dostała jeszcze w piątek przed snem. Niemniej impreza stanęła pod znakiem zapytania...<br />
<br />
W sobotę rano niunia obudziła się w fantastycznym nastroju i radośnie poinformowała mnie, że ucho już nie boli. Zatem ruszyliśmy do przygotowań: odebranie zamówionego tortu z cukierni, szykowanie jedzenia, sprzątanie domu, rozstawianie zabawek dla zaproszonych dzieci w miejscach strategicznych i chowanie tych, którymi nie chcieliśmy, żeby się bawili (bo tylko bajzel większy). Dzieci zaproszonych było - bagatela - jakieś dwanaścioro, z czego tylko dwoje nie przyszło. :P Także dom mieliśmy tego dnia pełen dzieci oraz dorosłych (część rodziców została, część po prostu oddelegowała dzieci na imprezę i poszła cieszyć się chwilą ciszy :P). Radość nie trwała jednak długo, gdyż po jakichś 20 minutach imprezy usłyszałam wielki krzyk z pokoju dzieci - krzyk Antosia. I wiedziałam, że to jest krzyk na serio, a nie jakieś tam zabawy w Indian czy inne "mamo, chodź!". Antek był przerażony i się darł na cały dom.<br />
Okazało się, że skakał z piętrowego łóżka na podłogę, bo chciał się kolegom pochwalić, że tak dobrze umie... no i mu nie wyszło, złamał sobie lewą rękę. :/ Złamanie na szczęście zamnięte, więc obyło się bez widoku krwi i różnych towarzyszących takim wydarzeniom tkanek, niemniej ręka zwisała smętnie w kształcie litery Z, ewidentnie złamana na pół.<br />
Samochód i do szpitala. Adam pojechał z Antkiem, a ja zostałam sama z tłumem gości, Alą i lekkim zamętem w głowie.<br />
Potem dowiedziałam się, że Adam gnał jak wariat do tego szpitala i go Garda zatrzymała po drodze za przekraczanie prędkości, ale jak zobaczyli mojego Antosia i jego rękę to puścili ich bez żadnego mandatu.<br />
Urodzinowe party było na 14:00, w szpitalu chłopaki byli do 18:30. Ręki nie nastawiono tego dnia. Naszprycowano tylko Antka przeciwbólowymi, zrobiono rentgen i debatowano nad tym, czy da radę poskładać tę rękę zamkniętą czy trzeba będzie operować, czyli ją rozcinać. Stanęło na tym drugim.<br />
<br />
Także już następnego dnia Adam musiał znów jechać z Antosiem, z samego rana, 7am, na czczo, żeby mogli mu nastawić rękę pod pełną narkozą. Zabieg odbył się około południa, bo wcześnie niestety nie było wolnych sal operacyjnych. :/ Potem do 16:00 czekano, aż wszystkie podane Antkowi leki zostaną wypłukane z organizmu (kazali mu pić ogromne ilości płynów), czy nie ma skutków ubocznych po znieczuleniu i ostatecznie ok 17:00 w końcu ich wypuścili.<br />
<br />
A my z Alunią zostałyśmy całą niedzielę same w domu, nawet musiałam extra wolne z pracy wziąć z tego tytułu.<br />
Impreza urodzinowa odbyła się do końca, choć bez jednego solenizanta. Ale były zabawy, było jedzenie, był tort i zdmuchiwanie świeczek (Ala wszystkie zdmuchnęła za pierwszym razem!!!), była góra prezentów (a nawet dwie góry) i wszystko niby było ok, ale co jakieś 20 minut jedno z dzieci przychodziło do mnie i pytało:<br />
- Ciocia, a kiedy Antoś wróci?<br />
Niestety Antoś nie wrócił już na imprezę. Zbyt długo trzymali ich w szpitalu. Na pociechę zostały mu nieodpakowane prezenty, którymi bawił się z Alą i ze mną przez kolejne dwa dni.<br />
<br />
Rodzice powiedzieli, że tej imprezy to do końca życia nie zapomną. :P Wierzę. Jak się bawić to się bawić, co nie? </div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-78883382297774190012016-05-29T15:00:00.000-07:002016-05-29T15:00:07.928-07:00Majowo<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Błogosławieństwo pięknej, niemalże letniej, pogody w ten weekend zaowocowało pięknym czasem z dziećmi - długie spacery (20km w sobotę!), mnóstwo czasu na świeżym powietrzu, gra w piłkę, wspólne robienie domowych lodów (zdrowe i pyszne!), nielimitowane bajki dla dzieci (czyli nielimitowany czas na czytanie dla mamy :P), bez spięć, bez biegania na czas "bo się spóźnimy", bez siedzenia w czterech ścianach i grania po raz pięćsettysięcznypiętnasty w tę samą planszówkę...<br />
<br />
Fajne te dzieci mam. :)</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-29013958448251645572016-03-15T14:34:00.000-07:002016-03-15T14:34:10.307-07:00Bluza<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Pomagałam dziś przebierać się do snu mojemu marudzącemu Synowi (a powiem Wam, że straszna z niego miągwa :P) i składając jego bluzę w "kosteczkę" przypatrzyłam się jej uważnie.<br />
<br />
Duża jakaś.<br />
<br />
Spojrzałam na rozmiar na metce - 122cm.<br />
<br />
<b>Seriously???!!! O.O</b><br />
<br />
Bosh.... Gdzie te dzieci tak rosną? Jestem z nimi codziennie, ale nie widzę, żeby się większe robiły. Niby dosięgają już do włączników świateł, i do klamek, i do kranu (Antek to nawet bez wchodzenia na schodek), wciskają najwyższy guzik w windzie (no dobra, Ala staje na palcach, ale kiedyś w ogóle nie dosięgała), ale jednak wydaje się, że ciągle są takie same...<br />
... no, może bardziej pyskate. :P...<br />
<br />
... ale żeby tak urosły??!<br />
<br />
I tak się zadumałam nad tą bluzą, nad czasem, przemijaniem, dorastaniem. Że to tak zleciało jakoś, i pewnie zaraz zleci drugie tyle.<br />
Że ten czas to jakoś tak przez palce przecieka i już nie wraca. I oni też już nie będą nigdy tacy mali.<br />
<br />
I tak mi się jakoś dziwnie zrobiło. Smutno? Nie. Raczej nostalgicznie. Aż sobie przypomniałam moje stare posty z tego bloga. Tyle czasu, tyle małych-wielkich problemów, które teraz mnie już tak kompletnie nie dotyczą. Dziwnie tak. </div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-32802661416562049962015-01-20T14:17:00.002-08:002015-01-20T14:17:53.397-08:00Pierwszy kryzys noworoczny<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
... choć pewnie nie ostatni. :(<br />
<br />
Zeszły tydzień do połowy nawet szło jako tako, ale potem siły mnie kompletnie opuściły i olałam ćwiczenia i wszystko. W niedzielę się w końcu wyspałam, więc cały dzień latałam jak nakręcona, bawiłam się z Potworami, przyszykowałam Antosiowi wszystko do przedszkola, ugotowałam śniadanie na rano i zupę na obiad, żeby mężu też miał czas odpocząć. Wszystko to zeszło mi do 1:00 w nocy, więc rano w poniedziałek wstałam do pracy z lekka otępiała. Wieczorem marzyłam tylko o łóżku i poduszce i nie ćwiczyłam nic a nic. Za to permanentnie obżeram się czekoladą. Chyba tylko po to, by nie zejść na totalną depresję...<br />
<br />
... i znów za Polską tęsknię. Za Domem.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/1R9NgrcO83w?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
Zima w Irlandii to kanał.</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-41106107245299541122015-01-11T13:26:00.000-08:002015-01-11T13:26:00.133-08:00Noworocznie, dość optymistycznie<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
No i się zaczęło... :P<br />
<br />
Mowa o postanowieniach noworocznych. Bo zawsze są. Może faktycznie Sylwester to nie jest jakiś wielki przełom, dzień jak każdy, świat nie zaczyna się na nowo kręcić wraz z 1 stycznia, ale umownie jest to jakiś początek, jakaś nowa jakość, czysta karta...<br />
<br />
Postanowiłam zaryzykować kilka postanowień. Realnie, bez spinania się, ale też na tyle ambitnie, żeby jednak coś z siebie dać, trochę się z sobą pozmagać. Znalazłam dwie cudowne listy noworocznych postanowień w sieci:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://scontent-a-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/10906378_10205859000620430_150471893091999608_n.jpg?oh=52b5b6c8e3df66fdde12e99fba5a7cd8&oe=5567E0AC" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://scontent-a-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/10906378_10205859000620430_150471893091999608_n.jpg?oh=52b5b6c8e3df66fdde12e99fba5a7cd8&oe=5567E0AC" width="143" /></a></div>
Bardzo mi się spodobała, bo jest na tyle ogólna i abstrakcyjna, że w sumie można pod nią podpiąć rzeczy dowolne, nawet małe. Ale jednak porządkująca, taka trochę filozoficzna. Na pewno będę się starała z niej skorzystać i np. jako pozbycie się złego nawyku = lenistwo. Z tego tytułu zaczęłam ćwiczyć, choć na razie bardzo lajtowo, ale nikt nie powiedział, że mam od razu roczny karnet na siłkę wykupować (tym bardziej, że pewnie na samym kupieniu by się skończyło, bo ja nie lubię siłowni, po prostu...). Uczę się też nowego języka, a zasadzie szlifuję na razie literki od alfabetu tegoż. :P Itd., itd.<br />
<br />
Znalazłam też inną, bardziej szczegółową, na zasadzie zdań niedokończonych:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnV29p5RIfQf2bwAtv3kpAcKXh45sztUZBVN3Dnq2Y5YrdzA4gqcMUr9b-aWUfF-TyTHOANKSXiORc0TqvquCdOsUabkfUtkcTzR6E6MkyCDvgKBECXTTWyiuXqNaZUHe6xcCBnAVN408u/s1600/934792_10152654472814163_1104167469620673513_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnV29p5RIfQf2bwAtv3kpAcKXh45sztUZBVN3Dnq2Y5YrdzA4gqcMUr9b-aWUfF-TyTHOANKSXiORc0TqvquCdOsUabkfUtkcTzR6E6MkyCDvgKBECXTTWyiuXqNaZUHe6xcCBnAVN408u/s1600/934792_10152654472814163_1104167469620673513_n.jpg" height="320" width="247" /></a></div>
Jest szalenie ogólnikowa. Ale jest na niej dużo podpunktów. Na razie ją sobie wydrukowałam, wypełniłam i leży na biurku, by codziennie przypominać mi o sobie. Częściowo pokrywa się z listą pierwszą, ale lubię ja za to, że mogę ją sobie sama dopisać, spersonalizować. :P<br />
<br />
Na razie oczekiwania mam takie, że wytrzymam przynajmniej miesiąc. Kalendarz na styczeń wisi na drzwiach szafy, odhaczam na nim dni, kiedy ćwiczyłam, kiedy się uczyłam, zapisuję swoje plany... Bo czas, qrde, coś zrobić ze sobą, tak po prostu. Zatem działam. Wy też działajcie!<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-67528538804578130962015-01-10T13:15:00.000-08:002015-01-10T13:15:29.468-08:00Polska język trudna język<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Dziś notka z cyklu: Ala próbuje mówić po polsku. :P No nie, bez przesady, mówić to ona umie i to bardzo dużo. Niemniej język polski jest trudny, odmiany wyrazów bywają dziwaczne, pełno wyjątków i nieregularności, zatem dzieci kombinują. No i nie wszystkie głoski jeszcze są w Ali zasięgu, zatem:<br />
<br />
- "marchewka" to MAŁFEFKA<br />
- hipopotam = HIHOPOTAM<br />
- wytarłam się (w sensie do sucha ręcznikiem po kąpieli) = WYTRZEŁAM SIĘ<br />
- rekinie (w wołaczu) = REKINU<br />
<br />
Więcej na razie nie pamiętam, ale będę na bieżąco dokładać, bo ona ma takie czasem dziwne konstrukcje gramatyczne, że aż żal by było tego nie uwiecznić dla potomności.<br />
<br />
A tak ogółem: najlepszego w Nowym Roku. :D<br />
<br />
<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-41452400029701076932014-08-14T18:35:00.000-07:002014-08-15T10:11:39.642-07:00STO LAT ANTOSZKU!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://scouteu.s3.amazonaws.com/cards/images_vt/merged/sto_lat_72.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://scouteu.s3.amazonaws.com/cards/images_vt/merged/sto_lat_72.jpg" height="256" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
</div>
STO LAT, SYNECZKU!<br />
<br />
Na razie 4 latka za nami... Ależ ty duży jesteś już, no, no, no...<br />
I pomyśleć, że kiedyś mi tak dni się dłużyły, nie mogłam doczekać się zmian.<br />
Teraz czas pędzi jak szalony, a ty razem z nim.<br />
<br />
Żyj i rośnij zdrowy, silny i pewny siebie.<br />
Odkrywaj nieznane, ucz się siebie i świata.<br />
Ja będę na to patrzeć z uśmiechem, zawsze obok...<br />
<br />
KOCHAM CIĘ BARDZO! <3<br />
<br />
mama</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-65117163942132313452014-08-12T14:49:00.003-07:002014-08-12T14:49:51.871-07:00Tak jakoś smutno<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Robin Williams nie żyje.<br />
<br />
:(<br />
<br />
To nie w tematyce bloga, ale mi cały dzień jakoś smutno. Nawet nie dlatego, że już go nie ma, ale dlatego, że sam sobie odebrał życie. Smutno mi, że był w takim dołku, że nikt mu nie pomógł, że tak wspaniały człowiek, który potrafił rozśmieszyć jak mało kto, miał w sobie tyle mroku...<br />
<br />
Mam nadzieję, że jest mu teraz lżej, gdziekolwiek poszedł.<br />
<br />
Będzie mi go brakowało.</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-36090281070645346612014-08-10T15:31:00.001-07:002014-08-12T14:47:16.105-07:00Matka się ukulturalnia<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Poszliśmy dziś z Adamem do teatru na "Riverdance", bo do końca miesiąca grają go w Dublinie. Bilety kosztowały dość sporo, ale kiedy to ja ostatnio byłam GDZIEKOLWIEK??? ;)<br />
<br />
Dzieci odstawiliśmy do znajomej, gdzie bawiły się szczęśliwe 3h, a my myk - w samochód i do centrum. Nawet się wystroiłam z tej okazji niepowtarzalnej, mejkap sobie strzeliłam i ogólnie poczułam się na chwilę kobietą.<br />
<br />
Spektakl cudny, taki klimatyczny, pełen energii, czasem nostalgiczny. Piękna muzyka. Niesamowity solista! I tancerka flamenco! <3<br />
<br />
Teraz przez kolejne parę lat pewnie nigdzie nie pójdę. :P Chociaż w sumie... takie wyjście zrobiło mi smaka na częstsze wypady bez dzieci, tylko z mężem: kino, teatr albo tylko kolacja razem, może spacer po parku... Jejku, jak mi tego potrzeba.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/10307211_10204668263852755_6367329014055271040_n.jpg?oh=75488d791d236c2f188c272d4dd8c6ff&oe=5462BFFD" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/10307211_10204668263852755_6367329014055271040_n.jpg?oh=75488d791d236c2f188c272d4dd8c6ff&oe=5462BFFD" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/t1.0-9/10609494_10204668260492671_7661859863179980959_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/t1.0-9/10609494_10204668260492671_7661859863179980959_n.jpg" width="320" /></a></div>
</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-18645207792989743722014-08-09T09:46:00.001-07:002014-08-09T09:46:32.101-07:00Miła<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Antoś: Mamo, a ty jesteś fajniejsza niż ciocia Marzenka (znajoma, matka koleżanki Antosia).<br />JA: Naprawdę? A dlaczego?<br />
Antoś: Bo jesteś bardzo miła.<br />
<br />
Budujące. Ja, która średnio co drugi dzień wrzeszczy na dzieci. Która wymaga codziennego mycia się, sprzątania i ogólnej ogłady. Ja, która zwykle czuję się średnią matką, co to chciałaby więcej i lepiej, a wychodzi mniej i gorzej.<br />
<br />
Jednak jestem miła w oczach mojego syna. :) A on jest bardzo wymagającym sędzią. Po mamusi. :P</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-14296193254193427402014-07-20T04:19:00.001-07:002014-07-20T04:19:12.083-07:00Mama do śmieci<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Znacie to uczucie, gdy chcecie dobrze, a wychodzi źle? Albo gdy ktoś ocenia wasze intencje negatywnie, choć chcieliście jak najlepiej?<br />
Od jakiegoś czasu przerabiam to z moim niespełna czterolatkiem. "Mama jest głupia, nie lubimy mamy, wywalimy ją do śmieci" - to kompilacja dzisiejszych txtów Antka na mój temat do Ali.<br />
<br />
A chciałam tylko, żeby się ubrali i poszlibyśmy do parku się bawić.<br />
<br />
Teraz nic mi się nie chce. Smutno mi.</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-18220414170427171662014-02-22T16:48:00.003-08:002014-02-22T16:48:41.736-08:00Od zębów do zębów<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Dolne czwórki też już wyszły! :)<br />
<br />
Wiem, że mnie ostatnio nie ma, że jak już notka to tylko paszczowa, o zębach. Ale zęby w życiu małego dziecka ważna rzecz, chcę to jakoś uwiecznić, mimo wszystko, mimo zalatania, nieogarniania itd.<br />
<br />
Bo nie ogarniam ostatnimi czasy, naprawdę. :( Staram się trzymać fason, ale średnio raz w tygodniu łapię doła i wszystko mi opada do samej podłogi. Nie daję rady podołać wszystkiemu. I wiem też, że w sumie nie powinnam wymagać od siebie tego, ale jednak wymagam (pieprzony perfekcjonizm).<br />
<br />
Żeby mieć czas dla dzieci na zabawę z nimi, i żeby ta zabawa była szczera, żeby czegoś uczyła, żeby to był dobry czas (jakąś godzinkę dziennie chociaż).<br />
<br />
Żeby mieć czas dla siebie: móc zjeść w spokoju śniadanie, umyć zęby, pociągnąć tuszem oczy przed wyjściem do pracy, a wieczorem mieć czas poćwiczyć.<br />
<br />
Żeby dom nie zarósł syfem i brudem: myć na bieżąco naczynia (wieczny problem w naszym domu), odkładanie rzeczy na miejsce (przede wszystkim ZABAWEK!), odkurzać choć raz w tygodniu, myć podłogę czasem (jak już sobie kupiliśmy tego płaskiego mopa z Viledy :P).<br />
<br />
Żeby towarzysko jakoś się udzielać, mieć znajomych, zapraszać ich i być zapraszaną, żeby nie ugrzęznąć tylko między dziećmi, bo to tak strasznie odmóżdża na dłuższą metę...<br />
<br />
Żeby do rodziny dzwonić jakoś w miarę regularnie (babcia tęskni za wnukami), pisać maile do przyjaciół w PL, coby wiedzieli, że jeszcze żyję...<br />
<br />
Dużo tego, nie? Nigdy nie udaje się zrealizować wszystkiego, a są dni, kiedy nie udaje się zrealizować zupełnie nic, bo mój poziom energetyczny spada na dno i mam ochotę tylko siedzieć i gapić się bezmyślnie w facebooka... Może to przesilenie wiosenne? Brak witamin? Deprywacja snu?<br />
<br />
Prawda jest taka, że jest nam ciężko samym z Adamem zajmować się dziećmi, domem, pracować i jeszcze coś ponad to robić. Chodzimy oboje zmęczeni, w wiecznym niedoczasie, wiecznie osaczeni naszą dwójką, która CIĄGLE czegoś chce. Nie ma czasu pogadać w spokoju, pobyć. Kradzione chwile sam na sam jak na lekarstwo. Odkładanie na jakieś nieokreślone "potem" planów o trzecim dziecku (chyba byśmy ześwirowali doszczętnie teraz z kolejnym bobasem). Moje ciche marzenia o rozwoju zawodowym. Coraz "głośniejsza" tęsknota za ludźmi, za tańcem, za życiem bez rodziny...<br />
<br />
Chyba jakiś kryzys mam zimowy, u progu wiosny.</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-63224318332161025662014-01-28T15:46:00.002-08:002014-01-28T15:46:51.407-08:00Czwórki<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Alutce się w końcu jakieś nowe zęby pokazały: dwie górne czwórki! Bosh... W KOŃCU! Szły i szły, i wyjść nie mogły, a młoda przez sen płacze, rzuca się po łóżku i, oczywiście, wisi na piersi pół nocy. Mam nadzieję, że teraz będzie chwila przerwy, zanim nastąpi atak kolejnych czwórek lub trójek...<br />
<br />
Pół szczęki za nami. </div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-27400992394610432562014-01-14T14:39:00.003-08:002014-01-14T14:39:55.193-08:00Happy birthday 2 me!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
No i stuknął kolejny roczek. Oby ten był radośniejszy, pełen cierpliwości mojej do dzieci. :)<br />
<br />
Jednocześnie Ali stuknęło 16 miesięcy, Antkowi też coś okrągłego, ale jemu to już w miesiącach nie liczę. ;) W każdym razie my wszyscy z 14-ego, wiele pamiętać nie trzeba. ;)<br />
<br />
Za to w ostatnią sobotę wrócił mi okres. O! To chyba też tak z okazji urodzin... ;) Także wracam do życia cyklami... Ale już gdzieś tam z tyłu głowy mi się kołacze: "A może by tak w ciążę szybko znów zajść i znów 2 lata bez tych wątpliwych, krwawych atrakcji?" Ale chyba sobie tego nie zrobię... Trójka dzieci w wieku poniżej 5 lat... Nieeee... Chyba spasuję na razie. ;)<br />
<br />
No to, kochana, dobrego roku. Dbaj o siebie. </div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-6023908913907009612014-01-03T13:45:00.001-08:002014-01-03T13:45:29.297-08:00Diastasis recti<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Witajcie w Nowym Roku. Czy dla was też 2013 był raczej pechowy i trudny? Dla mnie był dość mocno, dlatego wiążę duże nadzieje z tym rokiem. :D<br />
<br />
Przede wszystkim: powrót do ćwiczeń. Na razie nie z Ewcią, ale będę regularnie ćwiczyć. Przede wszystkim po to, żeby poprawić pracę mięśni brzucha, odzyskać normalny wygląd i zakończyć raz na zawsze moje problemy z chodzeniem.<br />
<br />
Mam bowiem coś, co po łacinie nazywa się ślicznie DIASTASIS RECTI, a jest ni mniej ni więcej jak rozejściem się mięśnia płaskiego brzucha. Wygląda to tak;<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://leanmoms.com/wp-content/uploads/2012/07/separation-of-abdominal-muscles.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="287" src="http://leanmoms.com/wp-content/uploads/2012/07/separation-of-abdominal-muscles.jpg" width="320" /></a></div>
Zamiast płaskiego, twardego brzucha mam taką jakby dziurę pomiędzy dwoma płatami mięśnia płaskiego, co skutkuje mega-wzdęciem pod koniec dnia, problemami z postawą i chodzeniem (gdy noszę zbyt dużo, np. moją Dziubellę ciężką) - zaczynam wtedy odczuwać ból w pachwinach, w jednym biodrze (zwykle prawym, ale np. wczoraj przeciążone było lewe), mam problem z chodzeniem na jedną nogę, kuleję. Mięśnie brzucha bowiem są za słabe i nie trzymają ciała tak, jak powinny, cały ciężar "leci" więc w dół, na stawy miednicowe.<br />
<br />
Dzięki bardzo fajnemu forum dla fitness-maniaków znalazłam zestaw ćwiczeń, które mają jakoś to naprawić:<br />
<a href="http://www.sfd.pl/%5BART%5D_Rozst%C4%99p_mi%C4%99%C5%9Bni_brzucha_diastasis_recti_w_ci%C4%85%C5%BCy_i_po_porodzie.-t900427.html" target="_blank"> SFD</a> Na razie dwa dni za mną, czuję zmęczenie mięśni brzucha, choć ćwiczenia nie są zbyt trudne. Chyba naprawdę się zapuściłam... :/<br />
<br />
Cel na ten rok: wrócić do formy, a nawet ją poprawić. :) Dbać o siebie, o "me time", czyli czas tylko dla mnie, bez dzieci. No i po głowie chodzi mi Tajny Plan, ale jest jeszcze na tyle rozmyty, że na razie o nim nie napiszę jeszcze. Ale kciuki 3mać możecie i tak. :P<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-52579247349373027782013-12-22T16:18:00.000-08:002013-12-22T16:18:02.300-08:00Idą święta<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Spojrzałam na datę ostatniego posta i lekko mnie zamurowało: nie było mnie tu ponad 2 miesiące! O.O Życie realne wciągnęło mnie na tyle skutecznie, że już na wirtualne nie starczyło czasu i sił. Dom-praca-dzieci-sen... Żyłam jak na automatycznym pilocie: wstać, śniadanie, picie, przebranie dzieci, mycie zębów, chwila zabawy, potem rower - do pracy, 4h na nogach, potem rowerem do domu, obiad, karmienie, słuchanie, zabawianie, sprzątanie, kąpiel, kolacja, usypianie... i tak w koło Macieju. W nocy niedosypiałam, bo Ala budzi się zbyt często, w dzień nie znajdywałam czasu dla siebie.<br />
Na szczęście od piątku mam wolne! I to aż do 6 stycznia. W końcu trochę pobędę z dziećmi tak naprawdę, bez pośpiechu, bez patrzenia na zegarek. Nic nie muszę.<br />
<br />
W domu zapachniało pierniczkami, rybą, kapustą z grzybami. Choinka stoi już prawie tydzień, w tym roku żywa, złoto-czerwona. Ala podchodzi co i rusz i ściąga ozdoby z dolnych gałązek, a ja je odwieszam z powrotem. ;) Antoś pyta po sto razy dziennie, gdzie są te pierniczki, co to je ostatnio piekliśmy (schowałam, zjadłby wszystkie zanim by święta nadeszły :P), szafa nie domyka się od zgromadzonych tam prezentów dla dzieci (a to i tak nie wszystko, co dostaną w tym roku...), schowek wysprzątany, jedna łazienka takoż... <br />
<br />
Idą święta...<br />
<br />
Jest mi tak jakoś błogo. Prace sprawiedliwie podzielone pomiędzy mnie, męża i ciocię, która w tym roku przylatuje do nas na święta, więc nie ma nadmiaru gotowania, stania całymi dniami przy garach. Owszem, syf w domu jest taki, jak zawsze, ale pomalutku, powolutku go sobie z Adamem zbieramy, zmywamy, układamy i nic nam nie przeszkodzi. ;) Dziabągi chętnie bawią się razem ze sobą, czytają stosy nowych książek, które zamówiłam z PL, łażą po piętrowym łóżku (kupione w zeszłym miesiącu) - dla Antolka raj, bo on uwielbia się wspinać (Ala na szczęście jeszcze sama nie wejdzie). Ponabijaliśmy pomarańcze goździkami, jest poinsecja na oknie (prezent od sąsiadów), są światełka w oknach, lodówka pełna jedzenia, prasowanie powoli zmierza ku końcowi... Jakoś tak się wszystko samo pięknie układa, spokojnie, naturalnie. Jedyne, na co mogę ponarzekać, to dziadowska irlandzka pogoda (od 3 dni wieje i leje). Ale mniejsza o pogodę, bo grunt, że mam fajne dzieci, fajnego męża, fajne mieszkanko i w ogóle jakoś tak fajnie jest.<br />
<br />
No to Wesołych Świąt wam, kochani. I na koniec moja ulubiona piosenka świąteczna:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/j9jbdgZidu8?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-9300319041211125272013-10-19T21:39:00.000-07:002013-10-19T21:39:00.568-07:00Alergiczka<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Jak Ala była niemowlakiem, dostała jakiejś wysypki. Najpierw na plecach, potem przelazło na brzuch, zaczęło wyłazić pod kolankami... Ewidentnie coś ją uczulało, ale nie szło dojść - co. Jakieś tam moje próby odstawienia nabiału, może orzechów, może kakao... ale wysypka nie schodziła ani na milimetr.<br />
I kiedyś na śniadanie zrobiłam jajecznicę z pomidorami i Ala zjadła trochę. I zaczęła WYĆ! Drapała się po karku i wyła, płakała, wyginała się, nie szło jej uspokoić. Winę zrzuciłam na pomidory i wywaliłam je z naszej diety. A potem zrobiłam jajka jeszcze raz, tym razem "czyste", bez dodatków i sytuacja powtórzyła się: okropne wycie, płacz, krzyk, spazmy, drapanie po całej szyi, bąble przy stopach jak od oparzenia pokrzywą. Czyli jajka...<br />
Odrzuciłam z diety wszystko, oprócz kukurydzy, kurczaka, brokuła i oliwy oliwek. Na tym zestawie żyłam przez parę dni, ale wysypka - choć przygasła - nie schodziła. Zaczęłam myśleć, czy mięso z kurczaka nie "leży" przypadkiem zbyt blisko jajek (jedno i drugie od kury), więc należało pozbyć się kurczaka. Ale co wtedy jeść???<br />
Wpisaliśmy z mężem w GOOGLE "alergia na ciecierzycę", bo chciałam nią zastąpić mięso w swojej diecie. Przeczytałam mnóstwo stron z poradami dla alergików, listy najczęstszych alergenów i doszłam do wniosku, że wszystko uczula - oprócz wody. :P Ale trafiliśmy na fajny test ImuPro, który oczywiście jest mega drogi i niemowlętom zapewne się go nie da zrobić, ale podają listę produktów objętych badaniem (są 4 poziomy testu): <a href="http://www.imupro.pl/upload/pdf/ImuPro_schemat.pdf">http://www.imupro.pl/upload/pdf/ImuPro_schemat.pdf</a><br />
<br />
No i pierwsze dwa poziomy, czyli najbardziej alergizujące produkty,i te troszkę mnie, wywaliłam ze swojej i Ali diety z dnia na dzień. Skóra wróciła do normy w ciągu tygodnia, a my powoli, powoli, co 3-4 dni dokładaliśmy do jadłospisu jeden nowy produkt i patrzyliśmy, czy nic się nie dzieje.<br />
<br />
I tak do dziś. Wolno to strasznie idzie, ale Ala jest zdrowa, skórę ma piękną. Jestem teraz mega-ostrożna i nie lecę na "hurra", choć początki tego naszego odstawienia były dla mnie koszmarne, bo w zasadzie mało jadłam, wszystko to, co do tej pory w lodówce mieliśmy stało się zakazane i musiałam układać sobie menu od zera. Wiecie - cieciorka jest fajna, ale jak się ją je codziennie na 3 posiłki, to szlag trafiać zaczyna i tak. ;)<br />
<br />
Plusy są takie, że odkryłam na nowo warzywa zielone: jarmuż, szpinak, sałaty różne... Zakochałam się w podsmażonym jarmużu (obecnie już z czosnkiem mogę nawet go zrobić!), jem zdrowo, mięsa prawie wcale (tylko wieprzowina na razie została wprowadzona, a i to tylko dlatego, że w pracy z głodu podjadałam pieczony boczek :P). I odkryłam, że chyba(?) mam jakąś nietolerancję pszenicy czy coś, bo jak zjem jasne pieczywo albo coś mącznego, to brzuch mam rozdęty jak balon, ciężko się czuję, źle mi. Ale testy na żywność to sobie zrobię dopiero po Nowym Roku...<br />
<br />
Na dzień dzisiejszy nie jest już źle, bo mogę i marchew, i buraczki, i masło klarowane sobie zrobiłam, jemy pomidory, sezam jest ok, jabłka, truskawki, fasolka szparagowa, kalafior, brokuły... Mam w diecie płatki owsiane, kaszę jaglaną, ogólnie wszystko glutenowe (choć ograniczam ostatnio przez sensacje żołądkowe), więc pieczywo mogę, i naleśniki (bez jajek) sobie robię (na mleku ryżowym albo owsianym), na śniadanie są kaszki z owocami, rodzynki nawet mogę sobie dodać, i morele suszone ostatnio też wprowadziliśmy po dłuuugim embargo na nie...<br />
<br />
Brak mi za to niektórych przypraw (na razie mam tylko bazylię, majeranek, lubczyk, czosnek, imbir, kardamon i cynamon), brak mi zup (nie mogę jeszcze pora ani selera), ogórków mi brak, mięsa (np. do spagetti bolognese, bo takie dobre mój mąż robi), zakazane są nadal maliny, cytrusy wszelakie, arbuzy, ananas, wszystko z mleka oczywiście, migdałów mi brak, bo często na mleku migdałowym właśnie gotowałam, albo mielone migdały do kaszki dodawałam rano, coby było bogatsze w tłuszcze i takie tam... No ale jedziemy do przodu, z każdym tygodniem dieta coraz fajniejsza. :) W tym tygodniu mam nowość: TUŃCZYK! Powiem wam, że w życiu mi tak tuńczyk z puszki nie smakował. :P<br />
<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-2621401906157503872013-10-19T15:53:00.000-07:002013-10-19T15:53:00.148-07:00Walczę z Ewą!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Miałam masakryczne dwa tygodnie - nie ćwiczyłam nic a nic! Raz włączyłam SKALPEL, ale po 15 minutach go wyłączyłam, bo byłam jakaś taka zrezygnowana, smutna, zmęczona, zła, samotna i w ogóle. Wszystko razem w jednej szklance.<br />
Ale jednak przeglądam cały czas fanpejdż Ewy na fejsie, oglądam metamorfozy dziewczyn z całej Polski, słucham jej rad i mi żal, że u mnie jakoś nie działa. Oczywiście, ja mam dzieci, pracę, karmię piersią, Ala się budzi po milion razy w ciągu nocy, nie mam chwili dla siebie... wiadomo. To wszystko składa się na permanentny niedobór sił witalnych. I do tego jesień jeszcze, zimno i wieje. No jakby wiadomo to wszystko, ale jednak gdzieś z tyłu głowy ciągle słyszę ten głos, że to żadna, qwa, wymówka! Noż ile można się nad sobą tak użalać i wszystko zwalać na pogodę i zmęczenie??? Ja naprawdę CHCĘ zmiany! CHCĘ!!!<br />
<br />
Więc poprosiłam męża o porady dietetyczne, bo on z siłownią zaprzyjaźniony od lat. I ja od lat słyszę tylko o białku, białku!!!, węglowodanach, indeksie glikemicznym, o posiłkach przed treningiem i po, o tym, żeby co 3h jeść, że na noc nie, że to, że owo... On tam jeszcze ma na podorędziu jakieś szejki proteinowe, jakąś kreatynę i inne cuda, ale mnie odrzuca organicznie po prostu na myśl o piciu czegoś instant. Więc zażyczyłam sobie ułożenie dla mnie diety w oparciu o normalną paszę. ;) No i przy założeniu, że ja nie jem tych jajek i tego kurczaka, którego wszyscy fitnesowcy wcinają pasjami. Na razie mam jakieś takie ogólne wytyczne, ale małż się zobowiązał zrobić to naprawdę w fajny, profesjonalny sposób. Trzymam kciuki za niego i za siebie, żebym potem się tych wytycznych trzymała! ;)<br />
<br />
Bo ja w dzień jem jakoś tak od przypadku do przypadku, jeszcze śniadania to ja-cię-mogę, są codziennie, są zdrowe, fajne, sama je robię, bardzo o nie dbam. Ale po śniadaniu... no to już zgroza po prostu! Najwięcej to jem na noc właśnie, jak już wykąpię Dziabągi i położę je spać, czyli po 21:00. :/ A jak się najem, to potem ciężka się czuję i śpiąca i ćwiczyć mi się nie chce. Bez sensu.<br />
<br />
Więc na chwilę obecną mamy system (od 3 dni :P), że w dni, w które Adam nie ma pracy na noc, to on kąpie dzieci, a ja w tym czasie ćwiczę. :) Albo - tak jak dziś, sobota, Ala śpi, Antoś poszedł z tatą do miasta, to ja myk - i skalpel 2 sobie zapodałam. :) I zaraz obiad lecę robić. O! Dzięki temu ćwiczę znów na pełnych obrotach, codziennie i jakoś tak mi ogólnie lepiej. Że mam wsparcie męża, że znów robię coś dla siebie, że nie odpuściłam (jak tyle razy przedtem). Ewa - walczę dalej!</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-72405491070692558172013-10-19T07:42:00.001-07:002013-10-19T07:42:41.530-07:00Antek - dyplomata<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Zrobiłam wczoraj wieczorem na szybko jakieś ciasto z dyni, przepis znalazłam na jakimś blogu. Chodziło o to, żeby było bez jajek, bo Ala na jajka uczulona i obie nie jemy ich w ogóle (a także nabiału, orzechów, kakao i wieeeeelu innnych rzeczy :P).<br />
Ciasto wyszło dość średnio, szczerze pisząc, i więcej do niego nie wrócę, niemniej jest dość słodkie, bo pieczona dynia jest pycha, a w samym cieście zmieściło się pół szklanki cukru. :P<br />
Antoś oczywiście dynią samą w sobie gardzi, wyjada tylko słodkie ciasto. Komentarz:<br />
<br />
- Bardzo dobre to ciasto, ale mi nie smakuje.<br />
<br />
No i zrozum tu syna. :P</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-33526719575195737092013-10-11T15:02:00.001-07:002013-10-19T07:43:12.848-07:00Dobry dzień<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Wyspałam się nawet.<br />
<br />
Zrobiłam naleśniki z dziećmi rano. Potem praca.<br />
<br />
W pracy ok, bez spięć, szybko skończyliśmy.<br />
<br />
Potem po prezent i do domku.<br />
<br />
Mąż odprowadził dzieci do koleżanki, ja zdążyłam się rozłożyć z niespodzianką.<br />
<br />
Mina męża, gdy zobaczył co mam - bezcenna! :D<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.fan.com.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_542f36872ca83aa43d916e2dfe3ee073.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="236" src="http://www.fan.com.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_542f36872ca83aa43d916e2dfe3ee073.jpg" width="320" /></a></div>
Tak, kupiłam mężowi gitarę. :) Oboje jesteśmy starymi harcerzami i grać umiemy, choć nie graliśmy na wiośle już od wieeeelu lat. Czas to zmienić! :D<br />
<br />
A ja dostałam od Adama piękny bukiet kwiatów i kolczyki - drewniane! - w małym, drewnianym pudełeczku. :)<br />
<br />
Zrobiłam się na "bóstwo" i pojechaliśmy do centrum.<br />
<br />
Fajna knajpka, w której jeszcze nie byłam. Dobre jedzonko, nastrojowo, pyszna herbatka, spokój...<br />
<br />
Później szybkie zakupy prezentu dla kumpelki w podzięce za opiekę nad naszymi Dziabągami i powrót.<br />
<br />
Dziabągi bawiły się świetnie, nie chciały wracać. ;)<br />
<br />
Dziabągi do domu spać, mąż też (padnięty, bo wstawał rano do Alutki), a ja skalpelek raz-dwa poćwiczyłam.<br />
<br />
O! I to się nazywa dobrze spędzony dzień. :D<br />
<br /></div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-68385037755326776142013-10-09T14:48:00.000-07:002013-10-11T14:49:23.546-07:00Drewniana<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Nadciąga wielkimi krokami piąta rocznica ślubu. Matko - naprawdę? PIĘĆ LAT? Już??? Kiedy to tak zleciało??? A już nawet nie chce mi się liczyć, ile się z Adamem znamy i ile jesteśmy razem jako para (bo mąż dłuuuuugo zbierał się w sobie, by się oświadczyć ;)).<br />
<br />
PIĘĆ LAT. Już w ten piątek.<br />
<br />
Chcę, żeby to był dla nas specjalny czas, wyjątkowy. Codzienność straszliwie zabija nas jako parę i myślę, że potrzebujemy trochę pobyć razem, bez dzieci, jako MY, a nie jako rodzice. Planuję kolację we dwoje (dzieci na ten czas przechwyci moja sąsiadka-koleżanka z pracy! :D), mam kupioną sukienkę i dodatki, mam wybrany prezent dla męża (a w zasadzie jest to prezent dla nas obojga, ale to ja go kupiłam i będzie to niespodzianka dla Adasia :)), który trzymają dla mnie w mieście do piątku, bo jest spory i nie szłoby go ukryć niepostrzeżenie w naszym mieszkaniu. A co to? Na razie napiszę tylko, że będzie to coś DREWNIANEGO, gdyż piąta rocznica ślubu to ponoć rocznica drewniana.<br />
<br />
Ach! Cieszę się na ten piątek jak dziecko, jestem podekscytowana, planuję drobne detale... Chcę wyglądać szałowo, chcę, żeby było fajnie, spokojnie, romantycznie. 3majcie kciuki, żeby spełniło się choć z połowę tego, na co liczę. :)</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-2088329198028154502013-10-09T14:44:00.001-07:002013-10-09T14:44:42.169-07:00Zumbaton za mną!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
W ostatnią niedzielę zostawiłam męża mego z Dziabągami i pojechałam z trzema innymi mamami z naszej okolicy na maraton zumbowy - CZTERY GODZINY skakania, tańca i ogólnie bycia w ruchu, niemal non-stop.<br />
PRZEŻYŁAM!!! :D<br />
<br />
W zasadzie, patrząc z perspektywy kilku dni, to nie było tak strasznie. Albo te układy jakieś takie proste, albo ja mam jakąś kondycję lepszą dzięki Ewie Ch. (stawiam jednak bardziej na teorię o układach ;P), ale ani zakwasów nie miałam po tej niedzieli ani nic, lekki ból w pachwinach w poniedziałek - generalnie nawet nie ma o czym mówić. ;)<br />
<br />
Ale ogólnie bardzo pozytywnie było: w babskim gronie, przy fajniej muzyce, bez alkoholu bawiłam się świetnie przez 4h i zmęczona, ale szczęśliwa wróciłam do mojej rodzinki, którą dałam radę tylko wycałować, potem szybka kąpiel moja i Dziubasków i padłam w obcjęcia Morfeusza już o 20:00.<br />
<br />
W tym tygodniu zumbę odpuściłam (a była wczoraj), ale planuję min. 4 sesje z Ewą - na tapetę pójdzie "Turbo spalanie", bo skalpel już mi się znudził. ;)</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-23609041281374283542013-09-23T13:09:00.000-07:002013-09-23T13:09:05.491-07:00Odpoczynek<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Chłopaki polecieli w środę do Polandii, a ja z Alą odpoczywamy, lenimy się, spędzamy miło czas. Dziś było mega-cudnie, bo od rana ciepło i słońce w pełni, normalnie powrót lata nastąpił! 3/4 dnia spędzone na świeżym powietrzu, przekąski zabrane ze sobą, zero pośpiechu, zero obowiązków, relaxik.<br />
<br />
Ja nie wiem, jak to się stało, że czułam się przytłoczona przy pierwszym dziecku. Jedno dziecko do ogarnięcia to jest łatwizna, bułka z masłem. ;) Tylko to oczywiście wiem teraz, z perspektywy matki dwojga...<br />
<br />
Jutro chłopaki wracają. W sumie to fajnie, bo już trochę nudno tu bez nich, jakoś za cicho, nic się nie dzieje. ;) Na szczęście pogoda ma nam dopisać aż do końca tygodnia - będziemy duuuużo wychodzić! :D</div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7797616398303473530.post-63999490915185071722013-09-21T06:35:00.000-07:002013-09-21T06:35:11.466-07:00Skąd brać motywację?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Nadal ćwiczę z Ewą, ale jednak nie jest tak, że ćwiczę codziennie, ostatnio raczej co drugi dzień. Jakaś taka przybita chodzę, nic mi się nie chce, najlepiej to bym zalegała przed kompem cały czas w oczekiwaniu na COŚ. Jak mam robić Skalpel, to najpierw godzinę o tym rozmyślam, potem w końcu się zbieram, zaczynam, ale już po 10 minutach mam kryzys i myślę: "A w doopę z tym, wyłączam, to i tak nic nie zmieni". Ale jednak jadę dalej, chociaż jakoś tak bez zapału.<br />
<br />
Motywacji mi brak.<br />
<br />
Jestem zwierzęciem stadnym, choć trudno w to uwierzyć - we wszelkich grupach rówieśniczych zawsze byłam outsiderką, zawsze z boku. Ale uwielbiam czuć się częścią grupy, mieć wspólną zajawkę na coś, nakręca mnie to, że inni są pozytywnie nakręceni. A w tych ćwiczeniach jakaś taka sama jestem... Mąż ma swoją siłkę, zresztą on się nie będzie jarał tym, że ja sobie ćwiczę, on czeka na EFEKTY. :/ Inne moje znajome-mamy się nie garną do ćwiczeń, nawet na zumbę nikt ze mną nie chce chodzić (ale tam to przynajmniej ćwiczy się i tak w grupie, jest jakieś poczucie wspólnoty).<br />
<br />
A może to jesienna deprecha?<br />
<br />
Czy ktoś widział gdzieś moją motywację? Potrzebna od zaraz!<br />
<br />
Dziś mija 4 tydzień z Ewą, do tej pory 12 treningów za mną... </div>
dzieckoziemihttp://www.blogger.com/profile/12172859597240659366noreply@blogger.com6