Pojawiały się już wcześniej, ale raz na ruski rok i kompletnie nie zawracałam sobie nimi głowy. Nie biegałam w panice na każde ukłucie w brzuchu, bo to ponoć normalne - macica się najpierw rozkurcza, a potem zaczyna się przygotowywać do porodu. Ale wczoraj miałam mały przedsmak skurczów jako takich, wielokrotnych, które w sumie ciągnęły się przez ponad godzinę, z różnym natężeniem i częstotliwością. Dziwne uczucie - siedzi sobie człowiek w kuchni, uskutecznia pogawędkę z babcią, a tu skurcz. I kolejny. I znów. O! Teraz jakiś mocniejszy. Tymczasem rozmowa leci sobie w najlepsze, pogryzam sobie brzoskwinkę i zupełnie nic po mnie nie widać. Rozdwojenie jaźni w takiej sytuacji to niesamowita sprawa: połowa mnie skupiona na konwersacji, a druga połowa świadoma każdego skurczu, obserwująca siebie samą i własne reakcje na te skurcze. Potęga psychiki zadziwia mnie w takich sytuacjach.
Kilka spostrzeżeń:
- skurcze nie tyle bolą, ile kłują. Podobnie, jak przy miesiączce, tylko słabiej a częściej. Do przeżycia;
- da się robić mnóstwo rzeczy w trakcie i między skurczami, choć cały czas ma się świadomość, że "one tam są";
- jak się chodzi, to w ogóle nic nie czuć;
- podobnie, jak się kołysze biodrami, np. na stojąco;
- oddychanie pomaga (ja wiem, że oddychanie to żadna filozofia, ale jednak przy skurczu trochę się człowiek spina, skraca oddech, a to pogarsza sprawę);
- ciepła kąpiel totalnie rozluźnia i skurcze idą sobie precz. Przynajmniej te przepowiadające. :P Ale mniej więcej o to chodziło. :)
Nawet sobie pomyślałam przez chwilę, że może się tak zdarzyć, że urodzę właśnie tego dnia. Pomyślałam i przyjęłam do wiadomości. Spokojnie. Co prawda byłaby to groteska, bo byliśmy z mężem z wizytą u rodziny, zero "wyprawki" ze sobą, żadnych podkładów, ubranek ani nic (choć kartę ciąży wzięłam ze sobą, bo a nóż-widelec...), nazajutrz rano (czyli dziś rano) mieliśmy wracać i to dość pilnie i taki poród trochę by nam popsuł plany. Na szczęście bobasek jeszcze nie chce się wykluwać, tak sobie tylko ćwiczy. :)
W ten sposób kończymy 8 miesiąc. Ostatnia prosta. I tylko upał mnie znów morduje.
NO jeszcze troche i dzidzia będzie z Wami :) przynajmniej wiesz juz jak reagowac na skurcze :) karla-alex.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńTrzymamy za Was kciuki w razie "wu" ;) pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńHmmm a ja sie zastanawiałam co Mi ost jest :D a tu skurcze myslalam ze to bardziej kolka hmmm sama nie wiem
OdpowiedzUsuńMama-Jagodzianki
Ja jeszcze tych skurczy chyba nie mam, albo mam i o tym nie wiem:)) Od soboty ma być ochłodzenie, jupi!!!:))
OdpowiedzUsuńMy tez jedziemy na wakacje i karte ciazy zamierzam zabierac ze soba- wiadomo, ze to najwazniejsze, tylko ze u nas bedzie dopiero 30 tydzien...
OdpowiedzUsuńJa tam powiedziałam, że nie mam mowy żebym wypuściła małego w taki upał :) bo i ja bym sie umordowała i on.. Ja jeszcze nie miałam tych przepowiadających. A w którym miejscu je odczuwałaś? Tylko na dole? Czy tez trochę na górze bruszka?
OdpowiedzUsuńPozdrawam
Katarina
www.pierwszaciaza.blog.onet.pl
Raczej w dole brzucha. Ale w sumie teraz trudno mi sobie przypomnieć. Dobre pytanie - następnym razem zwrócę na to uwagę. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-07-23 15:56
ja może miałam skurcze w dwa dni a przy tych co rodziłam nie mogłam stać i nic nie pomagało tylko ciepłe okłady na plecy, dobrze że nie urodziłaś bo lepiej być na "swoim terenie" i mieć swoje rzeczy nie wiadomo na jaki personel się akurat trafi pozdrawiam www.cybera.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńJa nie miałam skurczy przepowiadających, dopiero te "właściwe". Jak pojechałam do szpitala to była na oddziale dziewczyna, która już miała iść na porodówkę i przeżywała te skurcze jak nie wiem co. Kiedy mi się zaczęły skurcze (bo na początku to tylko wody odeszły, bez skurczy) to czekałam na tak mocne bóle, jak miała ona, sądząc z jej jęków i krzyków. No cóż, nie doczekałam się do końca porodu :) Nie wiem, czy jakaś bardziej odporna jestem czy co, ale w sumie bóle nie były takie złe. I faktycznie, jak się chodzi albo jest w wodzie to jest o niebo lepiej.
OdpowiedzUsuń