Obiecałam i piszę. Najwyższy to czas, bo połóg za mną i wizyty pani położnej także skończone. A historia z położną warta jest uwiecznienia dla potomności, póki wszystkie txty jeszcze w pamięci świeże. No i ku przestrodze przyszłych mam z Poznania - uwaga na panią Jolantę N!
Przed porodem się kwestią położnej środowiskowej w ogóle nie zajęłam. Nie wiem, pewnie pomroczność jasna mnie jakaś naszła czy co. A tu po porodzie, w szpitalu, podają mi bibułkę do badania krwi na fenyloketonurię, mukowiscydozę i coś-tam-jeszcze-bardzo-skomplikowanego i każą krewkę małemu pobrać z piętki przed upływem siódmej doby życia bobaska, i że ma tym się zająć położna właśnie. I szwy moje też ona ma niby ściągnąć. Skąd się bierze taka położna? - pytam. - A to musi pani sobie sama znaleźć. - odpowiada pielęgniarka i zostaję z problemem sama.
Przyjazd do domu i pierwsze co, to Wujek Google. ;) Znajdujemy namiary na położną niedaleko nas, jest telefon. Dzwonię i dzwonię cały dzień, nikt nie odbiera. Trochę się denerwuję, bo nie wiem, na kiedy pani ma terminy jakieś, a przecież tu czas jest ważny (mniejsza o szwy, ale ta krewka). W końcu wieczorem odbiera jakiś pan i przekazuje słuchawkę pani. Pani mówi, że może być nawet dziś. Cieszę się straszliwie, że będziemy to mieć z głowy tak szybko. Poza tym na dziś przewidziane jest pierwsze domowe kąpanie Antoszka, to jakaś fachowa rada się przyda.
Ok. 20;00 w drzwiach staje starsza, niska, korpulentna kobiecina. Wchodzi pewnie i zaczyna się szarogęsić: gdzie jest to, tamto, czy karmię piersią itd. Oki, powinna się wypytać - myślę sobie. Coś mnie w jej głosie denerwuje, ale może przewrażliwiona jestem? Pani w końcu zajmuje się tym od dawna, to się zna, nie? Nagle pada pytanie o przewijak. Zgodnie z prawdą mówimy, że przewijaka nie posiadamy i posiadać nie będziemy. Pani położna patrzy na nas ze zgrozą w oczach i mówi wyniośle, że jak nie ma przewijaka, to ona się nie podejmuje opieki nade mną i dzieckiem, i już jest gotowa do wyjścia, już widzę, jak szuka wzrokiem drzwi. Dębiejemy z mężem całkiem serio - jak to? To posiadanie odpowiedniego ekwipunku jest warunkiem koniecznym do uzyskania pomocy pani położnej? W zasadzie powinnam już w tamtym momencie pani te drzwi pokazać i szukać sobie kogoś innego, ale brnę dalej, bo niepokoję się o badanie krwi małego, żeby odbyło się w terminie. udaje nam się panią zatrzymać, ale przez cały czas muszę wysłuchiwać, jak to sobie zniszczę kręgosłup od ciągłego schylania się. I że czekają mnie masaże, rehabilitacja i bogowie wiedzą co jeszcze. Wymieniamy z mężem znaczące spojrzenia, ale skoro już się zdecydowaliśmy...
Miejsce a la przewijak w 5 sekund tworzymy ze złożonego koca przykrytego ręczniczkiem. na to pani położna kładzie jeszcze jeden ręcznik, pod wanienkę też podkłada ręcznik... Mąż biega do szafy po kolejne potrzebna pani ręczniki jak opętany i klnie pod nosem. Ja stoję tylko z Antkiem na rękach i patrzę na cyrk, który dzieje się na moich oczach. Kładziemy Antoszka na "przewijaku" i pani zaczyna nas "uczyć" kąpania bobasa. Myje mu oczka, rozbiera dość bezceremonialnie i pakuje do wanienki. Antek zaczyna wrzeszczeć jak opętany. Stoję obok i mówię do niego, serce mi się kroi, ale pani położna jest mało przejęta: myje Antka trochę jak kawał mięsa, szybko i szorstko, bez śladu spokoju i czułości. Antek krzyczy dalej, nie podoba mu się to jak cholera. Pani położna oznajmia nam, laikom, że niektóre dzieci "tak mają", a chłopcy to już zwłaszcza, bo nie umieją czerpać przyjemności z kąpieli (????). Na usta cisną mi się różne słowa, z 'seksizm' na czele, ale milczę, bo chcę się pani położnej pozbyć jak najszybciej. W myślach ciągle zastanawiam się, który to niby gen u chłopców odpowiada za niechęć do kąpieli. Pani położna chyba trzykrotnie podkreśla, że ma 40letnie doświadczenie jako położna, to się zna.
Antoszek już wytarty i przy piersi, spokojny. Pani wypisuje tony papierków, przy okazji rozgaduje się o swoim mężu i córce, co mnie kompletnie nie interesuje. Już prawie 21:00. Pytam, co z tą krewką i ze szwami. W sumie to tylko tego chcę od tej baby niesympatycznej i obyśmy się już nigdy nie spotkały. A pani zbiera swoje papiery i mówi, że to "następnym razem". O.O Zaraz, zaraz - to ona planuje "następny raz"?? Ale ja nie planuję! Pani mówi, że może przyjść jutro. Odraczam wizytę na piątek, 10:00 rano. Za panią zamykają się drzwi, a my zastanawiamy się usilnie, dlaczego mamy takie pieskie szczęście do "fachowców"...
Piątek. 10:00, 10:15, 10:20 - nie ma jej. Dzwonię na nr stacjonarny, innego zresztą nie mam - nikt nie odbiera. 10:30 - dzwonię drugi raz, nic. Może zapomniała i nie przyjdzie? - niby się cieszę, ale ciągle ta krew do badania wisi nad nami. 11:00 dzwonek do drzwi. Pani wchodzi jakby nigdy nic. Żartuję, że już straciłam nadzieję na jej wizytę, bo czekamy od godziny. Pani oburzona mówi, że przecież ona od rana pracuje i nie rozumie mojego oburzenia. Ja znów baranieję, bo przecież sama ostatnio zaproponowała tą 10:00 rano. Ech... tylko spokój... wdech i wydech. Pobiera krewkę, wypytuje nas o kąpanie Antoszka. Mówię, zgodnie z prawdą, że mąż się tym zajmuje, ja tylko asystuję. Pani robi minę lekkiej dezaprobaty i tłumaczy nam, że ok, może tak być, ale trzeba bardzo uważać, bo jednak mężczyźni to mają inną budowę, ręce dłuższe niż kobiety i mogą nie do końca wyczuwać, jak głęboko zanurzają dziecko w wodzie (???). Ja stoję osłupiała, mąż pod nosem mamrocze, że nie cierpi tej baby, która mu sugeruje, że nie umie się zająć własnym dzieckiem. Pani na koniec przecina tylko jeden mój szew i mówi, że reszta... następnym razem! Zapowiada się na wtorek i już jej nie ma. Zaczynam się zastanaiać, ile jeszcze wizyt planuje pani położna...
Wtorek. Ściąga mi resztę szwów. Konspiracyjnym szeptem dodaje, że mam dość duże wargi sromowe, że to może przeszkadzać we współżyciu i że ona ma namiary na miejsce, gdzie sobie można ten "defekt" operacyjnie zmniejszyć. Mam ochotę parsknąć śmiechem, ale chyba nie wypada, więc dziękuję pani za "radę", ale skorzystać nie zamierzam. Delikatnie wypytuję, czy ona zamierza tu jeszcze przyjść i po co. Pani deklaruje, że się odczepi, jak młodemu kikut pępowiny odpadnie. Kikut odpada dwa dni później, pani przychodzi obejrzeć i deklaruje, że dopóki w pełni się nie zagoi, to przychodzić będzie dalej. Grrr... W międzyczasie jedziemy do rodziny na półtorej tygodnia i zapominamy o pani położnej. Więc pani przypomina nam o sobie już po tygodniu smsem: że była u nas dwa razy i nas nie zastała, że czeka na telefon od nas, i przypomina mi, że nadal jestem pod jej "opieką". Wracamy w niedzielę wieczorem, a w poniedziałek pani znów jest u nas. Pępek już dawno zagojony, ale pani ogląda i notuje swoje spostrzeżenia w książeczce zdrowia. Ku mojej wielkiej radości oznajmia, że to była ostatnia wizyta, ale też od razu napomyka, żeby przy drugim dziecku dać jej znać. Z nad wyraz uprzejmymi uśmiechami żegnamy panią, zamykamy drzwi i obiecujemy sobie solennie, że NA PEWNO się z nią już nie skontaktujemy.
z tegp co pamietam to pisalas, ze nie bylas nacieta przy porodzie to skad te szwy? kurde, co miasto to obyczaj, u nas daja rozpuszczalne i nie trzeba przed polozna srodowiskowa nog rozkladac, cale szczescie:D
OdpowiedzUsuńNacięta nie byłam, ale trochę tkanki popękały i szwy były potrzebne. Chyba ze cztery, ale dobrze już nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńaha;) wiesz, co do tej poloznej to brak slow na ten komentarz o wargach, chyba jej sie zawody pomylily:D ale z drugiej strony to taka dosc nadgorliwa, moja byla u mnie dwa razy po 5 slownie piec minut, zerkenla na patryka, stwierdzila, ze dziecko zadbane i poszla.
OdpowiedzUsuńO! To nasza pani "ekspert" czuła Misję. :P Tylko, że my jakoś mniej czuliśmy. :P
OdpowiedzUsuńz twojej powiesci wynika, ze raczej nie miala podejscia do dzieci... masakra... ale wiesz, ja jeszcze nie slyszalam o naprawde dobrej poloznej srodowiskowej, moja mi polecila dawac noworodkowi wode z cukrem, bo jest cieplo;/
OdpowiedzUsuńJa to nawet nie planowałam żadnej położnej, i pewnie z żadną bym się nie widziała, gdyby nie polecenie "odgórne" ze szpitala. Przy kolejnym dziecku będę już mądrzejsza, jak chyba każda z nas. :)
OdpowiedzUsuńno, ja też myślałam, że muszę się skontaktować z położną środowiskową, bo tak nam na szkole rodzenia wciskali. Przy pierwszym dziecku samemu jest się jak dziecko we mgle- przynajmniej ja taka byłam, np. w smlepie z artykułami dla dzieci dałam sobie wcisnąć dosłownie wszystko, bo pani móiła, ze to absolutnie niezbedne jest:D ale przewijaka tak jak ty nie kupiłam i mam nadal kregoslup:D
OdpowiedzUsuńWITAJ !
OdpowiedzUsuńNieźle się uśmiałam z tej notki :) chociaż wiem , że to w ogóle nie było dla was śmieszne.. Te patrzenie z grozą..cyrk.. jejku.. Hehee.. Nie znam się na tych przewijakach , czy coś tam , ale to co powiedziała o mężczyznach , że trzeba uważać czy nie za głęboko włożą dziecko do wody...heh.. przecież to wszystko widać co się robi.. Jeszcze jak dziecko jest maleńkie to wiadomo , że się uważa i w ogóle.. Ale dziwna ona.. A już z wargami sromowymi to przesadziła eh.. ciekawe jakie ona ma , że się czepia innych.. i czy ona jest od noworodków , czy lekarzem - chirurgiem plastycznym.. Po prostu szkoda takich dziwnych ludzi...
Notka świetna :)
Pozdrawiam
Autorka tego bloga to typowa matka polka - rozłożyła nogi to teraz już wszystko jej się "należy". Wszyscy muszą z uśmiechem biegać wokół wiecznie skwaszonej matki polski, bo ona przecież rozłożyła nogi - ogromna zasługa!
OdpowiedzUsuńO! Już wybiła godzina troli. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 20:52
Czy autorka tej dziwnej opowieści jest nauczycielką z zawodu????????????
OdpowiedzUsuńO, a to dziwne pytanie. Nie, nie jestem nauczycielką.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 21:24
Debilny jesteś drogi Maciusiu aż do bólu. A ja upośledzone osoby oszczędzam....toteż ci nie nawymyślam :). Ale, Kaczuszko, co do kręgosłupa, to to babsko miało ciut racji. Mój syn ma już 16 lat, a ja mam nadal problemy z tzw. "krzyżem", i to właśnie od przewijania (juniora przewijaliśmy na rozłożonej wersalce...)
OdpowiedzUsuńRany, to jakaś wariatka normalnie:))) Nie zazdroszczę Wam. U nas położna przyszła po zapisaniu Dominiki w przychodni. Była tylko raz, wspólnie stwierdziliśmy, że więcej wizyt raczej nie trzeba, jakby coś mamy dzwonić. Ogólnie w porządku kobitka-na szczęście:))
OdpowiedzUsuńAle z tymi wargami sromowymi to pojechała, no niech ją trzaśnie..
Nie no to jakas paranoja!! Ztymi wargami sromowymi to grubo przesadzila:/jak taka kobieta moze byc pielegniarka?!
OdpowiedzUsuńKochana!Położna to nie pielęgniarka to dwa RÓŻNE zawody.
OdpowiedzUsuńA jednak ciemnota straszna wśród społeczeństwa hihi!!!!!!!!!nie potrafią rozróżnić dwóch różniących się zawodów
OdpowiedzUsuńo matko..slyszalam o poloznych, ze niby wiele pomagaja...ale nikt mi nie kazal takiej pani sobie szukac-wiec nie mielismy takowej.a i tak wiem ze swietnie dalismy sobie rade bez niej.Wierz mi gdyby ta baba przyszla do nas-mogloby sie to bardzo zle dla niej skonczyc...:P
OdpowiedzUsuńW zasadzie gdyby nie prikaz ze szpitala, to też bym nie szukała tej położnej, bo wcale nie czułam, że potrzebuję pomocy w obsłudze bobaska. ;) Przynajmniej następnym razem będę mądrzejsza. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-04 09:03
Współczuję! Ja dostałam namiary na położną od koleżanek. Była dokładnie DWA razy! Pierwszy raz męczyłą się z moimi szwami ( miałam ich wiele, bo nacięcie nie pomogło popekałam cała i w środku, bo mały się spieszył i przy 8 cm rozwarcia rodziałam:/) Babka była w szoku, ale dzielnie sobie poradziła, mnie uspokajała w międzyczasie małego nosiła ( męza nie było w domu) jak ja oddech normowałam bo bolało! Sprawdziła jak mały ssie, pogadałyśmy o diecie mamy karmiącej ( jako dietetyczka wiedziałam wszystko oprócz świezych ogórków!) obejrzała i pokazała jak szybciej wygoic pepuszek. I poszła. Przyszła jeszcze raz po podpis i powiedziała, że nie ma co tu szukac bo doskonale dajemy sobie radę! Zostawiła na pierwszej wizycie nr komórki i korzystałam z niego jeszcze kilka razy...zawsze wyczerpująco odpowiadała. Moja Pani Basia to połozna z powołania! Ciepła, serdeczna, z ogromną wiedzą, cierpliwa i widac , że kocha dzieci. Czasem ja spotykamy i pamięta że mały to Antos i pamieta z czym dzwoniłam i dopytuje jak było! Podziwiam ją bo wiem, że do niej tłumy walą drzwiami i oknami, a ona nigdy nikomu nie odmówiła!
OdpowiedzUsuńA ta Pania Jolę to na wszystkich forach 'rozreklamować'!!! Babsztyl okropny!
Ubawiłam się bo ja dwoje dzieci wychowałam bez przewijaka i żyją do dziś:-). Nie wiedziałam, że położna wyciąga szwy i pobiera krew na te papierki, widać, że przepisy się zmieniły bo lekarze są tacy biedni, że trzeba ich odciążać w pracy:-).Przy pierwszym dziecku przyszła do mnie położna i tak właśnie się szarogęsiła a przy drugim czekałam na wizytę i się nie doczekałam to zgłosiłam w swojej przychodni, że nie przyszła położna a to się przepisy zmieniły i one przymusowo nie chodziły tylko na zgłoszenie matki. To było 2 lata temu, a teraz jak urodzę to nie myślę nikomu nic zgłaszać no chyba, że krew będzie do pobrania.
OdpowiedzUsuńMoja mama też się dziwiła, czemu położna ma te szwy ściągać a nie lekarz.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-07 07:38
U nas chyba nie ma pielegniarki srodowiskowej- wszystkiego trzeba sie dowiedziec w szpitalu, a pozniej mozna pojsc do specjalnego osrodka gdzie jest polozna i pielegniarka i zapytac o dreczace nas sprawy... chyba ze cos przeoczylam- w koncu po francusku mowia hi hi hi
OdpowiedzUsuńCo za cyrk!!! U nas położna była chyba 2 razy, popatrzyła na Małego i to wszystko. Krew pobrali mu jeszcze w szpitalu a szwy zdjęła moja lekarka na dyżurze. Najważniejsze, że już po wszystkim.
OdpowiedzUsuńO jeju, wspolczuje takiej poloznej!!!! Choc wiem,z e te z 30-40 letnim doswiadczeniem to wlasnie "ten" typ. A przewijak? - Ja nigdy nie mialam przewijaka i dla drugiego dziecka tez nie bede miala :)
OdpowiedzUsuńLiczyłam właśnie na wizytę jakiejś w miarę młodej kobietki, a tu starsza kobiecina i jakieś metody sprzed pół wieku. :P Ech, nigdy więcej żadnej położnej środowiskowej.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-07 07:40
niezła ta połoznżna... faktycznie macie jakiegos pecha u mnie połozna byla tylko 3 ray widziała że wszystko oki że Mateuszek jest zadowolony że zadbany wiec nas nie nawiedzała
OdpowiedzUsuńO JAAAA, CO ZA MASAKRA!!! NORMLANIE GŁUPIE BABSKO. FAKTYCZNIE MACIE SZCZĘŚCIE DO SPECJALISTÓW...GRUNT, ŻE JUŻ PO WSZYSTKIM. PODZIWIAM WASZĄ CIERPLIWOŚĆ :*
OdpowiedzUsuńJej jaka wariatka! W ogóle bym jej do domu o 20-stej nie wpuściła! Co za wstrętny babsztyl. Och już widzę jakby uciekała hahaha
OdpowiedzUsuńAleż mnie ubawiła Twoja historia :) Choć dla Was pewnie w momencie wizyty owej Pani nie było do śmiechu.... Że też takie kobiety jeszcze pracują jako położne! Czy nikt ich nie sprawdza i nie weryfikuje ich pracy?? Do nas przychodziła położna z przychodni, też była starszą panią, ale była przesympatyczna, myśleliśmy, że nie potrzebna jest nam żadna pomoc, bo damy sobie radę, ale owa pani kilkoma swoimi radami m.in. usprawniła nasz 'proces' kąpieli małej .. A jak ją spotkałam niedawno na spacerze z małą, to pomimo tego, że upłynęły już 3 miesiące - pamiętała imię naszej córeczki, co było bardzo miłe :)
OdpowiedzUsuńPozdrówki! I obyście już nie spotkali na swojej drodze podobnych ludzi! :)
a po co polozna ...sama robiłam wszystko od poczatku i doskonale dalam rade
OdpowiedzUsuńto trzeba ją było za drzwi wywalić przy pierwszej głupiej odzywce!
OdpowiedzUsuńchyba nie jest trudne znalezienie nowej położnej w książce telefonicznej?
sorry, ale strasznie mnie wkurzył ten artykuł, bo obraca Pani w żart swoją nieporadność , co nie jest wcale śmieszne.
w dodatku uczy Pani tę babę jak się ma zachowywać w stosunku do innych przyszłych swoich pacjentek-klientek .
rozumiem, że nie śmie się kogoś wywalać za drzwi, ale umawiać się na następne kilka razy?
życzę dużo wytrwałości, dużo szczęścia w nowej sytuacji z dzidziusiem :)
pozdrawiam
Cześć. Studiowałam położnictwo przez pół roku, po czym rzuciłam. Czytając te notki, upewniam się, że podjęłam naprawdę słuszną decyzję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, równocześnie życząc fantastycznej położnej przy drugim dziecku; takiej, przy której definicja tego zawodu zyska nowego znaczenia. :)
zastanawia mnie po co ci położna?? skoro taka mądra jesteś powinnaś sama sobie te szwy zdjąć, a i sama dziecku krew pobrać! UMIESZCZASZ za to serię zdjęć wielkiego brzuszyska, nie wiadomo po co. Ani to ładne, ani ciekawe, ot baba z wywalonym balonem..
OdpowiedzUsuńCo mają moje zdjęcia brzucha w ciąży do notki o położnej - nie wiem. Grunt, że ty wiesz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńkaczuszka, 2010-10-24 15:59
A mnie zastanawia po co takie komentarze pisać... A brzuszek przepiękny :)))
OdpowiedzUsuńRosa nie krew tylko KREWKĘ!!
OdpowiedzUsuńJasne!!!!!!!!!bo to bardzo odpowiedzialna funkcja nie każdy może ją pełnić!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCyrk nie ziemski, u nas położną środowiskową wybiera się w przychodni tzn deklaruje się którą panią wybieramy, ewentualnie można jeszcze wybrać położną po urodzeniu dziecka.
OdpowiedzUsuńCo do samej obsługi - hmmm u mnie akurat była zbyteczna bo miałam do dyspozycji sąsiadkę też położna i w sumie to ona pomagała nam w 1 kąpieli itp.
Co do położnej środowiskowej... Ważyła dzidzię nie pobierała krwi u nas te wszystkie badania robią w szpitalu. Szwy też miałam zdjęte po cesarce :-) w szpitalu, pani tylko sprawdzała czy rana się dobrze goi i dawała mi zastrzyk w brzuch przeciw zakrzepom ( jakoś nie wygodnie mi było samej niby mogłam sama to zrobić ale skóra była po ciąży taka niepodatna do uchwycenia )
Po za tym po mimo że to też była kobieta starsza nie udzielała rad przeciw czy za raczej tylko pomagała :-) nie narzucała rozwiązań.
No to gdzie pani przewija - na swoim łóżku, tapczanie...czy stole kuchennym? Ja praktycznie brałam przewijak wszędzie, gdzie jechałam, no ale każdy ma prawo do swoich metod.
OdpowiedzUsuńCo do upierania się, mam koleżankę, której przydarzyło się dzieciątko 18 lat po pierwszym i zarzekała się - tylko tetra (wcześniej nie było pampersów), no i nie wytrzymała nawet tygodnia...
Kąpania nauczyć się można w szkole rodzenia. Na szczęście moja środowiskowa nie wchodziła z buciorami tam, gdzie nie była proszona
Przewijamy różnie - w łóżeczku małego, na tapczanie, dywanie... mamy taką ceratkę, którą podkładamy mu pod pupkę, więc przewijak jest tam, gdzie akurat mam na to ochotę. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 16:30
O rany.Jak czytam to dopiero widzę jak świat się zmienił :) Za moich czasów - 24 lata temu, nie było przewijaków. Przewijało sie na stole na kocyku. Nie było pampersów. A połozna sama przychodziła z rejonowej przychodni, bo szpital miał obowiązek takową zawiadomić, ze młoda matka wraca po porodzie. Była zresztą miła, grzeczna i nie pchała się z buciorami. Pozdrawiam wszystkie młode mamy.
OdpowiedzUsuńA Ciebie droga mimi rodzice gdzie przewijali?
OdpowiedzUsuńZnając siebie i niechęć do wtrącania się w moje sprawy zamówiłam wcześniej prywatną położną z polecenia. Powiem, że byłam po prostu zachwycona. Bardzo Ci współczuję że trafiłaś na taką "porąbaną" kobietę, ale takie się zdarzają... Ja rodziłam przez cesarkę i pamiętam panie na oddziale, gdzie byłyśmy z Malutką. DRAMAT!!! ale ja twarda jestem i nie dam sobie :))) a takim kobietom jak Twoja położna powinni zakazać pracy !!! pozdrawiam Cię :)
OdpowiedzUsuńCześć
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jakiś koszmar. U mnie położna była raz, ale nie powiem, by mi się ta wizyta podobała. Usiłowała mnie nauczyć karmić spod pachy, który to sposób ani mnie ani mojej córeczce nie przypadł do gustu. Poza tym skrytykowała, że mała jest za ciepło ubrana. Szwy miałam na szczęście rozpuszczalne, ale nie sądzę bym dała jej się dotknąć. Po czym umówiła się z nami za 4 dni i ... nie przyszła. Ja jak się domyślacie nie dzwoniłam. Przy drugim dziecku wogóle nie informaowałam tej pani, że urodziłam. Znakomicie daliśmy sobie radę sami, a szwów wogóle nie było:-)
Gdyby nie głupi wymóg szpitala odnośnie pobrania tej krwi, to pewnie też bym położnej nie zapraszała. Wyszło jak wyszło. Na przyszłość jestem mądrzejsza o to dziwne doświadczenie. :P
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 16:33
Mamo księzniczko! Pamietaj, że ty też moglaś sprawić wrażenie osoby niesympatycznej i mało rogarniętej. Dość powiedzieć, iz dopiero w szpitalu dowiedziałaś się, że trzeba miec położną środowiskową.
OdpowiedzUsuńMyslę, że nawet gdyby połozna była najwspanialsza, to tak i tak byś ją obgadała, bo są na tym świecie ludzie, którym zawsze w d... źle
Widzisz - wcale nie TRZEBA mieć położnej. A co do reszty - oczywiście wiesz lepiej. ;)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 16:40
wszystko fajnie, żeby nie ta "krewka"; co to już dzieci krwi nie mają, tylko krewkę? a w niej pewnie erytrocyciki, leukocyciki, trombocyciki i osoczunio?
OdpowiedzUsuńA jednak poprzedniczka w komentarzu miała rację - są ludzie, którym nigdy nie dogodzisz... ech...
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 16:41
"podają mi bibułkę do badania krwi na fenyloketonurię, mukowiscydozę i coś-tam-jeszcze-bardzo-skomplikowanego i każą krewkę małemu pobrać z piętki przed upływem siódmej doby życia bobaska, i że ma tym się zająć położna właśnie. "
OdpowiedzUsuńCo to był za szpital - na jakimś zadupiu.Takie rzeczy robi się obecnie w szpitalu dzień- dwa po urodzeniu.
Otóż żeby badanie było miarodajne nalezy je robić miedzy 4 a 6 dniem życia dziecka, a czasem ze szpitala wychodzi sie wczesniej. Ehhh.
Usuńlepiej zasiegnac rad starszych w rodzinie lub pediatry na rejonie.... ewentualnie zajrzec do wujka google niz przechodzic dziwne przygody z poloznymi
OdpowiedzUsuńwitam Czytajac Twoj post czulam sie jakbym sie przeniosla do przeszłosci. Mieszkamy za granica. ^ tyg temu urodzilam synka Nie dalo sie inaczej jak cc. Tu jest taki zwyczaj ze polozna przychodzi i pomaga w domu Na szzcescie wybralam minimalna ilosc godzin czyli 3 dziennie:) Ledwo wrocilismy ze szpitala ta juz ze czemu nie mam poukladanych ciuszkow dziecka wg rozmiaru itd bo ona nic nie moze znalezc. A czemu nie mamy stolu do jej wysokosci bo tylko taki niski to ona sie musi schylac to ja plecy bola, a maz tez co chwile musial do sklepu po cos isc bo niby brakowalo A wanienki to ja w ogole nie mam i nie zamierzam miec ale pani nie mogla sobie tego wyobrazic ze jak to. Poza tym przy kazdej zmianie pieluszki musialam mierzyc temp i zapisywac wszystko O ktorej godzinie karmilam z ktorej piersi czy maly zrobil siku i jaka temperatura. Synek byl duzy wiec troszke mi w brzuchu poprzewracali zanim go wyjeli Takze bolalo mnie dosc dlugo a musialam latac kolo tej baby w ta i spowrotem a to ona miala robic kolo mnie Tak wiec doskonale wiem jak sie czulas:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i duzo zdrowka dla dziecka
Widać, że te położne są potrzebne! Jeśli jest więcej takich "rozgarniętych" mamusiek jak autorka... Chodzi o dobro DZIECKA! Wyraźnie położna była zaniepokojona sytuacją dziecka, dlatego tyle wizyt! A co do dobrej rady w sprawie operacji kosmetycznej, to może jej posłuchaj!
OdpowiedzUsuńBuahahaha! Sorry, ale na nic więcej mnie nie stać po takim komentarzu. :P
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 17:38
No właśnie! Tylko na głupi śmieszek cię stać! Co to znaczy, "przychodzi kobiecina"??? A kto miał przyjść? Miss Polonia? I kto był niesympatyczny? Bo wygląda że ty! Pewnie Pani pomyślała, ot kolejna "blachara"....
OdpowiedzUsuńChyba sobie nie zadałeś trudu przeczytania całej notki, skoro komentujesz coś, o czym nie masz pojęcia. Zwłaszcza o moich wargach sromowych. :P Więc, with all the respect - nie wypowiadaj się w kwestii tego, kim jestem.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 18:04
O swoich WARGACH SROMOWYCH sama napisałaś! Znasz znaczenia słowa "srom"??? Faktycznie, NIC mnie nie obchodzą! Nawet jak idziesz po schodach i klaszczesz! A opinie o tobie już mam, wcale nie pochlebną!
OdpowiedzUsuńOjej, to straszne, chyba się załamię. :P
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 18:27
Nie zgodze sie z Toba. Te "kobieciny" czesto traktuja nas jakbysmy nie wiedzialy nic o wychowaniu dziecka czy jak sie je przewija itd mimo tego iz jest to nasze pierwsze dziecko. Czesto uwazaja sie ponad to czym tak na prawde sie zajmuja. A to jak my je opdbierzemy glownie zalezy od ich podejscia do nas. I zamiast narzekac od progu na "braki" malo istotnych czy potrzebnych rzeczy by sie po prostu usmiechnely i poszlo by zupelnie inaczej.
OdpowiedzUsuńHa! Nawet dobrze, że miałam cesarkę - nie musiałam się przy żadnej babie rozbierać. Do nas też pani przychodziła - raz w tygodniu. (Też narzekała, że nie mam przewijaka, ale w końcu to mój kręgosłup!). Z tych wizyt nauczyłam się umiejętności szybkiego zapominania "słowotoku" pani środowiskowej. Bo w sumie radziłam sobie sama całkiem nieźle i traktowałam te wizyty "pro forma".
OdpowiedzUsuńTo po co Ci połozna skoro wszystko wiesz najlepiej , nie trzeba byc medykiem zeby wiedziec ZE WSZYSTKICH SZWOW USUWAC NARAZ NIE WOLNO, a co do badan krwi, to mowi sie badanie krwi a nie krewki !!!
OdpowiedzUsuńPołożną kazano mi znaleźć sobie w szpitalu. W przeciwnym razie na pewno nie byłaby mi do niczego potrzebna.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 18:13
Ja też jestem z Poznania i polecam położną z Rataj- panią Elę Skępską- Bratek. To cudowna kobieta i wspaniała położna. Przechodziłam połóg dość ciężko pod różnymi względami i to ona postawiła mnie na nogi, także w sensie psychicznym. Do dziś jak ją mijam na osiedlu to zawsze chwilę porozmawiamy. Oby jeszcze pracowała jak będę miała drugiego dzidziusia.
OdpowiedzUsuńSorrki,ale uśmiałam się serdecznie,ale nie,nie z Was,młodych rodziców tylko położnej z rzekomo 40????letnim stażem???Skoro tak długo pracuje w zawodzie i się ZNA,to po jaki ... jej przewijak?Kiedyś takich udogodnień nie było i było oki?Jestem mamą dwójki dzieci,położna przychodziła tylko do synka,była trzy razy i jedyne co mówiła to były odpowiedzi na NASZE pytania i to wszystko.Przy córci położnej nie było,bo takowej w naszej przychodni po prostu nie ma.Mimo,że córcię urodziłam 10 lat po synku,to uważam,że spisaliśmy się z mężem na medal.Położna była zbędna.Ale nikomu nie zyczę TAKIEJ położnej,to raz,a dwa to ja przepraszam,ale co ona ma do Twojej budowy anatomicznej??????Takie Masz i Wam to nie przeszkadza!A moze ona nie ma i po prostu Ci pozazdrościła? hihihihi :)))
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam zdrówka i duzo miłości,a Maleństwo Przywitajcie od nas na tym czsem dziwnym Świecie :)
"Maleństwo" już wcale takie małe nie jest. :) I dziękuję za dobre życzenia. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 18:29
GP - sama rozwiń :) z tym kąpaniem jest. To jest męska robota i już. To i dźwignąć trzeba i więź emocjonalną nawiązać.
OdpowiedzUsuńSmiac mi sie chce. Baba wam sie od poczatku nie podobala, ale cierpliwie ja znosiliscie. Mozecie sie tylko cieszyc, ze nic zlego dzieku nie zrobila. No, ale wasza pasywnosc jakos mi pasuje do tej "krewki"...
OdpowiedzUsuńNie wiem, co ma zdrobnienie do pasywności... Położna, owszem, nie podobała nam się, ale nie mieliśmy żadnych "namiarów" na sprawdzoną osobę, a liczył się czas, bo krew miała być pobrana w określonym czasie. I to tak naprawdę zdecydowało. Gdyby pani przyszła ot-tak, to na pewno zostałaby wyproszona. No cóż - nie wszystko od razu się wie.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 19:05
Infantylnosc - brak umiejetnosci wysuwania odpowiednich wnioskow i wprowadzenia ich w zycie. Zreszta, przez 9 miesiecy ciazy nie uslyszalas o istnieniu takiej pani? Jaki ginekolog Cie prowadzil? Powodzenia. Dziecko kochacie wiec wiekszej krzywdy mu nie zrobicie. :)
OdpowiedzUsuńDziwne, co szpital to inny obyczaj???Krew na te badania pobierali w szpitalu, myślałam, że wszędzie tak jest? Szwy miałam na szczęście samorozpuszczalne. Nie wybierałam położnej, szpital przesłał moje dane do mojej przychodni i sama przyjechała. Była tylko raz, spoko babka.
OdpowiedzUsuńMojemu synkowi też w szpitalu pobierali, ale kazali pobrać jeszcze raz. Czemu - nie wiem.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 19:34
Hej - sorki za moze glupie pytanie, ale nie znam sie - czy wyscie musieli jej cos placic za te "porady" czy to z NFZ? dzieki! :)
OdpowiedzUsuńNic nie płacisz. :) I nie ma też obowiązku wizyt takiej położnej - jak czujesz, że dasz radę, to nikt Cię nie musi odwiedzać. Piszę, bo ja o tym wtedy nie wiedziałam, :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 19:48
Otóż mylisz się, położna poz (środowiskowa) powinna objąć profikatyczną opieką kobietę ciężarną od 26 tygodnia ciąży i ma obowiązek wykonać co najmniej 4 wizyty patronażowe do końca 2 miesiąca życia dziecka, za wizyty płaci NFZ. Dziwi poszukiwanie położnej po wyjściu ze szpitala skoro każda kobieta składa deklarację wyboru w przychodni do lekarza, pielęgniarki i położnej poz.
OdpowiedzUsuńChodziłam do gina prywatnie, w przychodni moja noga pierwszy raz postanęła już po urodzeniu synka - więc deklaracji żadnych nie wypełniałam. Dopiero podczas pierwszej wizyty położnej dostałam takowe do podpisania.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 21:13
miałam na myśli lekarza rodzinnego a nie ginekologa, do ginekologa nie składa się deklaracji
OdpowiedzUsuńNie wypełniałam w tej przychodni jeszcze deklaracji do lekarza rodzinnego. Nie było takiej potrzeby. Na obecnym mieszkaniu mieszkamy dopiero 2 lata i jak dotąd nie chorowałam. :)
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 21:30
w jakim szpitalu rodziłaś? mi, a raczej mojemu dziecku to badanie z krwi w szpitalu robili, na szczęście nie musiałam się tym martwić... a co do położnej, mieszkam w okolicy Komornik i nasza położna była(i jest!) wspaniała!
OdpowiedzUsuńRodziłam w Raszei. Tam też mu krew pobierali na bibułkę, ale kazali znaleźć położną i pobrać jeszcze raz. Czemu - nie wiem.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 20:00
Jestem w szoku!!!!!!!!! jak to u was w Poznaniu w ogole jest??? U nas w Wałbrzychu dzieciom pobiera się krew w 2 dobie po porodzie i to w SZPITALU !!!! a co do szwów robi to ginekolog profesjonalista w tymze samym szpitalu lub prywatnie w przychodni u swojego ginekologa i za całe 60 zł :))
OdpowiedzUsuńW Poznaniu też mu pobierali w szpitalu, ale kazali drugi raz pobrać w domu.
OdpowiedzUsuńI pozdrawiam mój rodzinny Wałbrzych. :)
~kaczuszka, 2010-10-24 20:51
O matko! Do moich bliźniaków przyszła położna z naszej rejonowej przychodni, śmierdziała papierosami na kilometr. Nawrzeszczała na mnie, że moje dzieci jedzą za mało mieszanki i powiedziała, że mam im dawać większe porcje. Pomyślałam sobie, że może faktycznie przecież ona ma doświadczenie ja nie. Na noc przygotowałam porcje wg wskazówek. Skończyło się na tym, że moje dzieci zwróciły wszystko mega chluśnięciem, lało się z nich buzią i nosem. Od tego momentu podziękowałam pani położnej za opiekę. Pomijam już fakt, że miała gdzieś to że dzieci mają żółtaczkę, nie zapytała o moją bliznę po cesarce. Generalnie olewka.
OdpowiedzUsuńJestem ogromnie zaskoczona, że zdejmowanie szwów i pobieranie krwi na badania to zadania położnej. Jak 2,5 roku temu rodziłam swoją córcię to krew pobrali jej jeszcze w szpitalu, a szwy też tam zdjęli mi po tygodniu informując mnie przy wyjściu z małą że jestem pod ich opieką. Położna była u nas tylko raz, a żeby przyszła dzwoniliśmy do przychodni rejonowej. Pani była ok. 35 lat, sympatyczna, wszystko na spokojnie, odpowiadała na wszystkie pytania. Może poza Warszawą NFZ dopuszcza inne procedury.
OdpowiedzUsuńPrzepisy wszędzie są te same, zwyczaje mogą się różnic, położna poz ma uprawnienia do zdejmowania szwów z krocza.
OdpowiedzUsuńU mnie położna była z trzy razy,przychodziła z rana,a nie o 20 tej,powidziała ,że jak coś to jest pod telefonem i nie był mi do tego potrzebny żaden przewijak.Krew pobrali u dziecka już w szpitalu,a szwów nikt mi nie zdejmował,były rozpuszczalne,miłam tylko dwa.Mam trójke dzieci i na szczęście na żadną taką okropną położną nie trafiłam,a takie z 40 letnim starzem są najgorsze,bo myślą że wszystkie rozumy pozjadały.Wspólczuję,ale to już naszczęście zawami.
OdpowiedzUsuńja mialam podobną historię ale w niemczech, jajca z takimi mądralinskimi, a przeciez to moje 2gie dziecko, ehh może to tez opisze na http://ja-i-braunschweig-subiektywnie.blog.onet.pl/ pozdro!
OdpowiedzUsuńmam dwoje (dziś już dorosłe i dzieciate). oboje kąpałem głównie ja i tylko wtedy się nie darły, jak przy moim późniejszym powrocie/ delegacji za kąpiel brała się teściowa (poza tym dusza człowiek) to były od razu wrzaski. przy mnie cisza i radość. kobiety nie mają tej funkcjonalnej sprawności, mają za dużo empatii a dzieciaki niemowlęce zupełnie się na tym nie znają ;-)
OdpowiedzUsuńJa bym to raczej tlumaczyla tym, ze dzieci byly przyzwyczajone do kapania przez Ciebie. Co do twierdzen poloznej, to nie warto nawet komentowac. Gdyby mi cos takiego zaserwowala, to bym, grzecznie, jej za pomoc podziekowala. I nie chodzi o dume ojca, tylko o styl jej pracy - ciekawe, ile jeszcze takich zabobonow wynikajacych z jej niewiedzy wciska rodzicom? I jakie uslugi, oparte na wiedzy sprzed 40 lat, serwuje noworodkom?
OdpowiedzUsuńU mojego dziecka pobieranie krwi na te choroby mial w szpitalu niepotrzebna do tego byla polozna:) no ale co do zdjecia szwow to owszem ale na szczescie trafilam na dobra bo mi pielegniarki w szpitalu doradzily;) trzymam kciuki ze nastepnym razem trafisz lepiej;)
OdpowiedzUsuńTO do mnie przyszły dwie położne - jedna do noworodka druga do mnie i to były panie zwyczajnie z przychodni . SZwy mi ściągnęła ta co do mnie przychodziła ,ale i dziecko też oglądała . Były super . Jedna starsza ( do dziecka ) , druga młoda do mnie .
OdpowiedzUsuńHej dziewczyny-jakie szwy?Rodzilam 2 razy i zadnych szwow,zadna srodowiskowa mi nie zdejmowala....
OdpowiedzUsuńJa miałam rozpuszczalne - myślałam, że to norma.
OdpowiedzUsuńStraszne - to są jeszcze miejsca w tym kraju, gdzie po porodzie zszywają nierozpuszczalnymi szwami? Dlaczego? Jakiś ku temu powód był?
OdpowiedzUsuńRozpuszczalne też miałam wewnątrz, ale te zewnętrzne były normalne i do zdjęcia. Różnie bywa, jak tak czytam po blogach, nie zawsze są tylko rozpuszczalne.
OdpowiedzUsuń~kaczuszka, 2010-10-24 22:46
wspomnisz jej slowa na temat przewijaka jak za kilka miesiecy nie bedziesz mogla spac z powodu bolu plecow. Przewijak 6+ polecam ja za pozno moglam sobie pozwolic i cierpie teraz. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziwne to, do mnie położna przyszła ot tak, bez "zamawiania" no i raz tylko była a szwy to mi lekarz ginekolog ściągał. Czyżby teraz jakieś dziwne zmiany w tzw "opiece zdrowotnej" nastąpiły? Jeśli tak, to jakoś na gorsze chyba.
OdpowiedzUsuń