poniedziałek, 27 maja 2013

Gdzie te jedynki?

Po dzisiejszej nocy, podczas której częstotliwość pobudek Alicji doprowadziła mnie na skraj załamania nerwowego, uznałam, że chyba idą zęby.

Najwyższy czas! Dolne jedynki mamy już od dawna, a nic nowego nie widać, chociaż pod dziąsłami już wyraźnie są zaznaczone górne jedynki i dwójki. No i faktycznie - jest nowy ząb! :D Ale jest to prawa dwójeczka... hmmm... A gdzie jedynki? Dziubella wprowadza jakiś niestandardowy rozwój uzębienia do naszej rodziny. ;) Ale podejrzewam, że cała góra "zejdzie" naraz, po prostu na razie wykluł się pierwszy z czterech zębolków.
   Trzy za nami, 17 do finału... ;)

sobota, 25 maja 2013

Zosie-samosie

   Pewnie zastanawiacie się, co tam po wizycie u psychologa?

   Ano nic. Pani bardzo miła i bardzo młoda. Nie powiedziała mi nic mądrego, czego bym już sama nie wiedziała. Chyba brak jej doświadczenia czy coś. W każdym razie - niepomocna. Wygadałam się trochę i już. I dalej muszę się sama z tym wszystkim uporać. Ale ostatnio nawet słońce mamy, więc nie jest źle. Tak jakbym miała w ciele baterie słoneczne i przez to więcej energii teraz - bo są doładowane. ;)

   Ala włazi wszędzie. Zaczyna próby stania samodzielnego bez trzymanki. Jej rekord to na razie 5 sekund, ale jestem strasznie szczęśliwa, że już próbuje, że jest taka zdolna i w ogóle. ;) Wiecie - jak to matka o córce. Jeszcze chwila, jeszcze dwie i zacznie chodzić i wtedy dopiero się wesoło zrobi, jak się z Antkiem będą ganiać po całym domu. W sumie to się nie mogę doczekać. :D
   Aha - i robi "papa", ale tak wdzięcznie, z lekką taką nieśmiałością. Nie macha całą rączką, tylko samą dłonią robi takie "papa" leciutkie, jak damulka. Przekomiczne to jest. :D

   Antoś w ramach upgrade'u nocnikowego zaczął sikać na stojąco. :D "Jak tata". ;) Czasem jeszcze trafia na kibel zamiast do środka, ale muszę powiedzieć, że naprawdę jest zdolniacha z niego, że hej! Przez 80% czasu próbuje co prawda doprowadzić mnie do rozpaczy swoimi dzikimi pomysłami i rozwalaniem wszystkiego i wszędzie + próbami trwałego okaleczenia siostry (no dobra, przesadziłam, ale wywalać ją uwielbia...), ale i tak go kocham. Dorasta, skubany. Już prawie 3 latka ma... rety, jak to leci, no...

   Także u nas dobrze. A za niecały miesiąc do pracy. :/ Wracam do moich bajgli 24 czerwca...

środa, 15 maja 2013

Sumując

   Polecieliśmy na Ibizę na 7 dni. 5 dni lało.

   Any questions?

   Fuck.

   Z przemęczenia, braku możliwości wylegiwania się na plaży (albo chociaż spędzania całych dni na świeżym powietrzu) znów mnie trafił szlag na tym wyjeździe, wydarłam się na Antka raz okrutnie, coś o debilach było i że mam go dość. Qrcze - dramat. :/ Raz go za rękę szarpałam, raz go prawie zostawiłam na środku drogi wyjącego, bo mnie krew zalała. Ogólnie ten wyjazd się nie udał. Chociaż zdjęcia są całkiem-całkiem. I naprawdę nie było cały czas do doopy, ale te kilka epizodów mojej wściekłości spowodowało, że w końcu przełamałam się.

   Umówiłam się do psychologa. Na przyszły wtorek. Wish me luck.

   Dla mnie to jest ostateczna porażka. Moja. Że nie jestem taką mamą jak sobie przysięgałam być. Miało być rodzicielstwo bliskości, wspieranie, kochanie, tulenie i wyrozumiałość. Ostatnio zaś jest wrzask, przekleństwa, szarpanie, bicie i takie tam. Nie, nie codziennie. Ale coraz częściej, widzę, jak spirala się nakręca. I czas to przerwać, dla dobra moich dzieci. Żeby się potem nie musiały leczyć z traumy "trudnego dzieciństwa" u psychologów, tak jak ja niestety muszę.

   W małżeństwie kryzys. Mąż zajął się swoim życiem, jest jakiś podział na "my" (ja i dzieci) i "on". Zdychałam po tej Ibizie na brak kontaktu z nim, na samotność emocjonalną, parę dni przepłakałam, w końcu odbyła się jakaś oczyszczająca rozmowa... hmmm... mój monolog łzawy... z której niby coś tam wynika, ale nie za wiele jak dla mnie. Bo on głównie słuchał i niewiele powiedział od siebie, chociaż go pytałam, namawiałam do szczerości. Może za dużo wymagam? Także wylałam z siebie żółć i gorycz, ale wcale nie mam poczucia, że to załatwia całą sprawę. I ten psycholog to też stąd - chcę w końcu, żeby ktoś mnie wysłuchał tak naprawdę i powiedział mi te właściwe rzeczy. I niekoniecznie to są słowa "Tak, to moja wina, postaram się to zmienić", bo nie chodzi o szukanie winnych, tylko o wspólny czas, wspólne życie, naszą więź. Żebyśmy oboje o nią dbali, zwłaszcza teraz, gdy mamy dwoje dzieci i jest tak cholernie trudno znaleźć moment tylko dla siebie... Ech...

   No i w Dublinie nadal max. 10 stopni, odczuwalna temperatura ok. 7, bo wieje przenikliwy wiatr. Pada codziennie. Jest połowa maja. Gdzie jest WIOSNA??? Ani wyjść z dziećmi ani nic, kisimy się w domu, Antka roznosi energia (czytaj: demoluje wszystko), Ala miągwi, że na ręce i na ręce (chyba lęk separacyjny jej się załączył przez to raczkowanie, stawanie itd.), a ja staram się ze wszystkich sił dotrwać do wtorku w zadowalającej kondycji psychicznej.

   Sumując: ten rok jest przeklęty. A nawet w połowie nie jesteśmy...