wtorek, 28 lutego 2012

Żyjemy (nadal zmęczona)

   Jesteśmy, jesteśmy. Żadne ufo nas nie porwało i wszyscy mają się dobrze na zdrowiu i w ogóle. Tylko że mi się NIE CHCE. Nic. Leżałabym cały dzień i nic nie robiła. Marzenie! Pięć dni w tygodniu do pracy i z pracy, a potem pełen etat mamowy w domu, zakupy, zabawy, gotowanie, mycie, usypianie... No wiecie - rzeczywistość. :P
   Marzę o końcu pierwszego trymestru, bo mam już dość siebie takiej zmęczonej. Antek jest dla mnie wyjątkowo łaskawy i tak, sam biega po książeczki do czytania, nawet nie muszę się z krzesła podnosić, jak już na nim usiądę po przyjściu z tej pracy. ;) Ale i tak jest mi ciężko i na pisanie bloga jakoś już sił i czasu nie starcza. Cierpliwości.

niedziela, 12 lutego 2012

Zmęczenie materiału

   Znów czuję to ogólne zniechęcenie. Znów widzę wszędzie bałagan i Antka nieopanowaną rządzę rzucania i rozrzucania wszystkiego wszędzie. Znów nic mi się nie chce.
   Ciąża?
   Albo idzie jakieś Nowe. Zawsze, gdy już czuję przypływ frustracji związanej z tym, że nic-się-nie-dzieje-nuda, zaraz za rogiem czai się jakaś nowość, którą moje dziecko zaprezentuje lada dzień.
   Ale jeszcze nie.
   Na razie pogoda mnie wkurza i słońca mi brak, i nudzi mi się w domu, i się nie wysypiam, i w ogóle BLE!

czwartek, 2 lutego 2012

Wszystkożerca do szpiku kości

  Mam jadka w domu. To takie przeciwieństwo "typowego" niejadka. :P Antek jest klasycznym jadkiem. Je wszystko. Naprawdę. Może czasem nie są to ilości oszałamiające, które dorośli, ze swojej Wielce-Ważnej-Dorosłej-Perspektywy patrząc uznaliby za wystarczające do przeżycia :P, niemniej nie ma chyba rzeczy, której Antek by nie lubił.
   Warzywa? Proszę bardzo. Surowe, gotowane i smażone. Brokuły, marchewka, pieczony pasternak, groszek zielony, fasolka, ogórek (także kiszony), kapusta (także kiszona), sałata. Z tychże warzyw zupy wszelakie, jedzone samodzielnie przy pomocy łyżki... a czasem i łapkami, jak łyżka nie chce współpracować i wszystko z niej cieknie. Zupy kremy i zupy "z grudami". Pomidorowe, Minestrone. cukiniowe itp.
   Owoce podobnież. Jabłka i banany niemal codziennie. Do tego kiwi, cytrusy (najbardziej lubi sam sok wyciskać na naszej "cytrusiarce" i potem tenże sok pić), jagody (ulubione!), maliny (ulubione!), truskawki. Owsiankę z gruszkami i morelami. Suszone śliwki i daktyle oraz figi (najczęstsza przekąska między posiłkami).
   Pestki i orzechy. Przede wszystkim migdały, które Antek zjada w ogromnych ilościach. Sam je gryzie, ja tylko sparzam skórkę i obieram. Orzechy włoskie (to przez święta), pestki słonecznika i dyni, siemię lniane, sezam (jako posypka do owsianki albo element koktajlu bananowego). No i oczywiście masło orzechowe z orzeszków ziemnych oraz pasta tahini, z mielonego sezamu. Mniam, mniam i jeszcze raz mniam!
   Wafelki ryżowe na sucho? Proszę bardzo! Chrupki kukurydziane (które wg mnie nie mają żadnego smaku, ale Antek lubi). Bułeczka od mamy z pracy (tak zwane bajgle, takie z dziurką w środku). Pełnoziarnisty żytni chleb. Gofry robione przeze mnie w ramach kolacji, nawet na sucho. Tylko chleb jako taki, zwykły, jasny, jakoś mu nie podchodzi. :P
   Mięso. Każde. W całości. Razem z kością! Mąż zrobił pieczone skrzydełka w piekarniku, Antek zjadł dwa, razem z kostką... Masakra! On normalnie wgryza się w szpik i go wyjada, jak jakaś hiena czy inny padlinożerca! :P Wędlinki drobiowe i wieprzowe. Kabanosy. Parówki (ostatnio bez keczupu, choć wcześniej była faza, że keczup musiał być), "suchą krakowską". Bez różnicy.
   Ciasteczka. Z czekoladą i bez. Pierniczki posypane makiem. Lody o smaku ciasteczek (choć po dwóch łyżeczkach Antek stwierdził, że ma dość), ciasto marchewkowe made by me, itd. Słodkości się u nas je rzadko, tradycyjnie w weekendy i wg zasady, że co my jemy, to i Antek (o ile sobie zażyczy). Jedyna rzecz, jakiej do tej pory nie dostał, choć chciał, to wino, które piliśmy w Wigilię i na Sylwestra. No jakieś zasady trzeba mieć, nie?
   Nabiał, głównie w postaci jogurtów. Mleka nie dajemy, ma moje. Ostatnio odkryliśmy mleko ryżowe i na tym robimy pyszne koktajle z banana na śniadanie. Jogurty tylko naturalne + owoce dowolnego wyboru, zmiksowane i podane na świeżo. Słodzonym jogurtom nie ufam.
   No i jajka. Często na śniadanie. Ale tylko białko - żółka Antek nie lubi albo po prostu trochę jeszcze nie wie, co to jest, bo się kruszy w palcach albo rozpływa, gdy jajko jest na miękko, i nie wiadomo, jak to jeść. Więc oskubuje białko i żółty środek zostawia. No, jedna rzecz jest, której dzieć nie je. :P
    A on ma dopiero 17 miesięcy... I pamiętam, że był czas, że jadł bardzo mało, prawie wcale, i się martwiłam po cichu, ile taki stan rzeczy może jeszcze potrwać. Nigdy nie zmuszałam, nie karmiłam na siłę, nie bawiłam się w samolocik lecący do buzi. Jakoś samo przyszło. Dziecko dorasta i zaczyna potrzebować większej ilości paszy, poza mlekiem mamy. Fajnie, że miał przez ten czas okazję spróbować tak wielu różnych rzeczy, w tym curry na przykład. :D I że generalnie jest na TAK, jeśli chodzi o jedzenie. Teraz to już sam prosi: z rana biegnie do kuchni i przywołuje nas swoim "niam-niam", żądając śniadania. Fajnie. :)
   Gdyby nie te kości...