Choć ostatnia czwórka jeszcze się wyrzyna, to już idą dwa dolne kiełki, czyli trójki. :) Kacza mama cieszy się niezmiernie, bo to oznacza, że coraz bliżej do końca - zostało nam 6 zębów do magicznej dwudziestki.
Dzieci to mają przekichane z tym ząbkowaniem, przysięgam.
Na szczęście bobas znosi trójkowe wyrzynanie całkiem dobrze, nawet się oboje wysypiamy w ciągu nocy. Podejrzewam, że po prostu nie ma czasu zastanawiać się nad tym, czy go coś w dziąsłach boli czy nie, bo jest moc innych atrakcji.
Otóż przeprowadziliśmy się. Przedwczoraj. HURA!!!
Poprzednia klitka, którą przez ostatni rok zwaliśmy mieszkaniem, odeszła w zapomnienie. Teraz mamy dwie sypialnie (jedna w planach jako antkowy pokój, ale na razie w totalnej rozsypce, używany głównie jako pomieszczenie gospodarcze ;)), duży salon z jadalnią, całkiem fajną kuchnię i dwie łazienki, z czego jedna z mega wanną, w której Antek uwielbia się kąpać i pluskać, i generalnie w ogóle by z niej nie wychodził. Dodatkową atrakcją stała się PIANA, bo dolewam Antkowi płynu do kąpieli wprost do wanny i to się pieni! Antek jest zachwycony, bierze pianę w rączki, nakłada sobie na ciało, rzuca nią w powietrze (czasem też poza wannę, ale cóż...) i mówi "ana" (czytaj: piana) praktycznie przez całą kąpiel. Gumowe kaczuszki i tygrysek przestały go kompletnie interesować, nawet butelki nie są tak fajne przy kąpieli jak piana. :P
Jak dobrze mieć w końcu trochę miejsca na te wszystkie wygłupy. Nawet wszechobecny bajzel nie rzuca się tak w oczy, bo można go rozwłóczyć na sporej przestrzeni i w zasadzie wygląda, że jest nawet czysto. :P Niemniej nadal jesteśmy w okropnej fazie rozpakowywania się (poprzednie 3 dni pakowaliśmy się i myślałam, że to jest okropne, ale to był pikuś! TERAZ jest wyzwanie dopiero!) i szukania miejsca na 1001 drobiazgów, które ze sobą przytargaliśmy.
Znajomy, który nam to przewiózł samochodem, ze zdumieniem stwierdził, że nie ma zielonego pojęcia, jak my to wszystko daliśmy radę trzymać w tamtym mieszkaniu. Polak potrafi! ;)
Antoś z nowym miejscem oswoił się tak szybko, że nawet nie wiem, czy w ogóle wystąpił jakikolwiek lęk przed nowym miejscem. Wielka wanna w łazience została odkryta dość szybko, podobnie jak wielka szczotka na kiju, z którą bobas biegał po całym domu, prawdopodobnie pragnąc pomóc nam w sprzątaniu. Latał z nią prawie cały pierwszy wieczór. :)
Z tych przeprowadzkowych emocji nawet nie zauważyłam, jak do świąt został mniej niż miesiąc. A że przy okazji rozpakowywania wszelkich klamotów znalazła się też zeszłoroczna choinka, to czuję nagłą chęć przygotowań świątecznych. Już się zastanawiam, kiedy tą choinkę będziemy ubierać, co kupić w prezencie dla męża, jakie potrawy zrobimy...
Dzieci to mają przekichane z tym ząbkowaniem, przysięgam.
Na szczęście bobas znosi trójkowe wyrzynanie całkiem dobrze, nawet się oboje wysypiamy w ciągu nocy. Podejrzewam, że po prostu nie ma czasu zastanawiać się nad tym, czy go coś w dziąsłach boli czy nie, bo jest moc innych atrakcji.
Otóż przeprowadziliśmy się. Przedwczoraj. HURA!!!
Poprzednia klitka, którą przez ostatni rok zwaliśmy mieszkaniem, odeszła w zapomnienie. Teraz mamy dwie sypialnie (jedna w planach jako antkowy pokój, ale na razie w totalnej rozsypce, używany głównie jako pomieszczenie gospodarcze ;)), duży salon z jadalnią, całkiem fajną kuchnię i dwie łazienki, z czego jedna z mega wanną, w której Antek uwielbia się kąpać i pluskać, i generalnie w ogóle by z niej nie wychodził. Dodatkową atrakcją stała się PIANA, bo dolewam Antkowi płynu do kąpieli wprost do wanny i to się pieni! Antek jest zachwycony, bierze pianę w rączki, nakłada sobie na ciało, rzuca nią w powietrze (czasem też poza wannę, ale cóż...) i mówi "ana" (czytaj: piana) praktycznie przez całą kąpiel. Gumowe kaczuszki i tygrysek przestały go kompletnie interesować, nawet butelki nie są tak fajne przy kąpieli jak piana. :P
Jak dobrze mieć w końcu trochę miejsca na te wszystkie wygłupy. Nawet wszechobecny bajzel nie rzuca się tak w oczy, bo można go rozwłóczyć na sporej przestrzeni i w zasadzie wygląda, że jest nawet czysto. :P Niemniej nadal jesteśmy w okropnej fazie rozpakowywania się (poprzednie 3 dni pakowaliśmy się i myślałam, że to jest okropne, ale to był pikuś! TERAZ jest wyzwanie dopiero!) i szukania miejsca na 1001 drobiazgów, które ze sobą przytargaliśmy.
Znajomy, który nam to przewiózł samochodem, ze zdumieniem stwierdził, że nie ma zielonego pojęcia, jak my to wszystko daliśmy radę trzymać w tamtym mieszkaniu. Polak potrafi! ;)
Antoś z nowym miejscem oswoił się tak szybko, że nawet nie wiem, czy w ogóle wystąpił jakikolwiek lęk przed nowym miejscem. Wielka wanna w łazience została odkryta dość szybko, podobnie jak wielka szczotka na kiju, z którą bobas biegał po całym domu, prawdopodobnie pragnąc pomóc nam w sprzątaniu. Latał z nią prawie cały pierwszy wieczór. :)
Z tych przeprowadzkowych emocji nawet nie zauważyłam, jak do świąt został mniej niż miesiąc. A że przy okazji rozpakowywania wszelkich klamotów znalazła się też zeszłoroczna choinka, to czuję nagłą chęć przygotowań świątecznych. Już się zastanawiam, kiedy tą choinkę będziemy ubierać, co kupić w prezencie dla męża, jakie potrawy zrobimy...