poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rok się kończy...

... a ja miałam wklejać zdjęcia swoje i ubranek Ali, i w ogóle tyyyyle miałam jeszcze napisać i zrobić na blogu i nic nie zrobiłam. Żeby więc nie było - wklejam zdjęcia moje "przed" i "po", bo sobie zrobiłam nową fryzurkę w Polsce. Powiedziałam "stop" długim włosom i teraz jestem chłopczyca. :)

Ja z Alą, jak miała 2 dni. ;)
Nowa JA! :P
Zdjęć Dziabągów nie zamieszczę, niestety, bo mąż jest przeciwny upublicznianiu ich wizerunków w sieci. :/ Zdjęcie z Alunią w chuście przeszło tylko dlatego, że prawie jej tam nie widać. :)

sobota, 29 grudnia 2012

Poświątecznie, wyjazdowo

   Dotrwaliśmy do świąt. Sama nie wiem, jakim cudem. Była moja siostra, przyleciał Adam, całą rodzinę udało się zgromadzić przy jednym stole. Gwiazdor w tym roku był "na bogato", bo każdy każdemu coś dał, więc było po 5 prezentów na głowę, do tego dzieciaki dopieszczone na maxa, zwłaszcza Antolek. Te opowieści o Mikołaju, który przychodzi i daje prezenty, ta ekscytacja ubieraniem choinki, światełkami, bombkami, prezentami właśnie... Cudne to jest. :) Zaprawdę - bez dzieci w domu Wigilia byłaby smutna. A tak aż chciało się chcieć.
   Teraz przez tydzień dziadkowie mają trochę odpoczynku, a my spędzamy czas z Adamem i dużo jeździmy samochodem. Antek jest zachwycony! Oczywiście chce prowadzić, siada za kółkiem, włącza radio, przełącza różne guziczki w samochodzie itd. Jeździmy na basen, byliśmy też na jeden dzień w Poznaniu i zahaczyliśmy o Termy Maltańskie (fantastyczna sprawa! Polecam dla rodziców z dziećmi, nawet z takimi maluszkami jak Ala.). Dziś w końcu mamy dzień odpoczynku od podróży, bo do domu zjechaliśmy dopiero o 1:30 w nocy, ale było warto. A że pogoda jest dziś fajna, bezchmurne niebo i temperatura około zera, to poszliśmy do lasu szukać sarenek. Sarenek Antoś nie doczekał i zasnął w wózku, za to nazbierał mnóstwo żołędzi. :) I patyków. Patyki są teraz na topie, każdy spacer kończy się przytarganiem do domu kolekcji kijków, kijeczków i innych tego typu cudów. A także kamieni. ;)
   Na Sylwestra postanowiłam zawitać z moimi Dziabągami u siostry w Łodzi, więc czeka nas znów podróż, tym razem pociągiem. Mam nadzieję, że dam radę ogarnąć dwójkę sama w PKP przez 5h. ;)
   Ala rośnie jak na drożdżach. Ważona w środę miała już 7,3kg. Da się to odczuć przy noszeniu. ;) Czas po prostu zmienić chustę elastyczną na tkaną. Marzy mi się taka w kolorach piaskowych: beże, brązy, żółcie... Mąż się już pogodził z myślą, że żona-wariatka kupi trzecią chustę. ;) Pozostał tylko wybór konkretnego modelu. KALAHARI czy SAVANNA ??

sobota, 15 grudnia 2012

3 miesiące

   Ponoć te pierwsze miesiące z niemowlakiem są najgorsze. Jeśli tak, to najgorsze od wczoraj za nami. ;) Skończyłam "czwarty trymestr ciąży". Nawet  nie było tak źle. Ala nie wisi na piersi  non-stop, traktuje ssanie prawie wyłącznie w kategoriach zaspakajania głodu. ;) Pomiędzy drzemkami ma zwykle 3 posiłki: tuż po przebudzeniu (danie pierwsze), po jakiejś godzinie kolejne (drugie danie), i za moment trzecie (deserek), przy którym już zwykle popłakuje i grymasi (bo nie jest głodna), i wtedy hop! Do chusty/na rączki i spać. 3 drzemki w ciągu dnia: poranna ok. 9:00, jakieś max. 30 minut, długa drzemka od ok. 11:00 (nawet do 4h!) do obiadu, i kolejna krótka ok. 17:00, też ze 30 minut. A potem kąpanko i spać (między 19:00 a 20:00).
   I tak dobie tym schemacikiem idziemy od dobrych wielu tygodni, bez większych zmian. A na pewno zmiany będą. Na razie jednak moje młodsze dziecko pozwala mi w spokoju planować dzień za dniem i załatwiać Ważne Sprawy bez lęku, że mi się niespodziewanie bobas obudzi w środku miasta i co wtedy?
   Trzymiesięczna Ala waży jakieś 6700g i mierzy ok. 62 cm, ale to są chałupnicze pomiary. Profesjonalnie damy się zmierzyć i zważyć dopiero pod koniec stycznia, jak wrócimy do Dubka, na opóźnionym bilansie 3miesięcznym.
   Alunia ma nadal piękne niebiesko-szare oczy. Niech jej takie zostaną, pliiis! Bo cudne są! :D (Antolek ma piwne).
   I tyle wieści z placu boju. Młoda się obudziła, czas na mycie ząbków z Antkiem, zabawę, a za godzinkę szykowanie do wyjścia. Tylko śnieg topnieje i chlapa się robi na zewnątrz. Gdzie my pójdziemy? :(

czwartek, 13 grudnia 2012

U dziadków

   Wylecieliśmy z Dublina do Polski 3 grudnia i pobędziemy na ziemi ojczystej do 20 stycznia. Dłuuuugo. Jestem tu na razie 1,5 tygodnia, ale już czuję, że chcę wracać do MOJEGO domu. Bo tutaj... tutaj to już nie jestem u siebie. I moje dzieci też nie.
   Przede wszystkim brak przestrzeni, bo tu raptem dwa małe pokoje i kuchnia. Ani się gdzie bawić, ani gdzie pobiegać. A bawić się i biegać bardzo by chciał. Niestety nie za bardzo ma kto z nim biegać: babcia  jest w amoku przedświątecznym już, ja tak trochę z doskoku od Ali, a dziadek ogląda całymi dniami sport  w tiwi i to jest jego priorytet. Bynajmniej nie zabawa z wnukiem.
   Antoś jest na każdym kroku upominany i napominany, że ma być cicho, bawić się "grzecznie" i ogólnie najlepiej chyba, żeby go w ogóle nie było. Bo dziadek ogląda sport i to jest Bardzo Ważna Sprawa, a dziecko niech się samo czymś zajmie. Bajkę niech ogląda, choćby i dwie godziny. :/ No i Antek ogląda, bo przynajmniej tych bajek nikt mu nie zabrania, nikt się go wtedy nie czepia i jest bezpiecznie.
   Antoś musi jeść "ładnie" i bez ociągania, bez sprzeciwów, bez zabawy. "Jedzenie to nie zabawa" - mówi dziadek. Dziadkowi hałas przy stole przeszkadza, bo sportu nie słychać z tiwi. :/
   Ala generalnie leży i za bardzo nie przeszkadza, albo śpi sobie w chuście. Więc ją upupiania omija na razie, choć większych zachwytów nad nią też nie ma, bo przecież tiwi i sport. :/
   I te txty do mojego starszego dziecka od dziadka i od babci (bo jej coś na mózg padło, jak tu wróciła, u nas się chyba bardzo hamowała i starała wpasować w nasz styl wychowawczy, a tu już od razu na stare koleiny...): "Przestań krzyczeć, bo Cię na balkon wystawię", "Nie wolno tego ruszać" (ten txt jest najczęstszy, po kilka razy dziennie, bo u dziadków NIC nie wolno ruszać, dom-muzeum), "Jak ty się zachowujesz!?", itd. w podobnym klimacie. Trochę dziadków próbuję nawracać, ale wiem, że to walka z wiatrakami i nikogo już nie zmienię i nic mu nie przetłumaczę.
    Byle do świąt, wtedy Adam przylatuje. A potem byle do tego 20 stycznia i w samolot do domu.

   To nie jest też tak, że nic tu kompletnie nie ma fajnego dla Antka, bo jest ŚNIEG. Więc codziennie wychodzę z nim na długie spacery, wygrzebaliśmy z piwnicy sanki, rzucaliśmy się śnieżkami, robiliśmy ślady na śniegu i takie tam. Jeżdżę z Antkiem i z babcią na taki płatny plac zabaw w galerii handlowej, gdzie młody może sobie pobiegać, poskakać, powspinać się i pozjeżdżać. Ale codziennie się nie da, bo to daleko, no i moje finanse nie są nieskończenie wielkie. Każdego dnia staram się, by oprócz swoich Ważnych Spraw (a mam ich tu w PL sporo, naprawdę...) znaleźć dla Antka coś fajnego do roboty, by się z nim godzinkę dziennie pobawić albo nawet te bajki razem pooglądać, tylko on i ja. Wtedy dla odmiany zaniedbane lekko jest młodsze moje dziecię, ale ona się nie skarży - chłonie dźwięki i obrazy z nowego dla niej otoczenia, więc niejako ma swoje "rozrywki". ;)
   Tylko szkoda, że dziadkowie tacy mało zaangażowani, a już mój tata to jest po prostu mistrzem w olewaniu swojej rodziny. :/