piątek, 27 maja 2011

Byliśmy w Polsce...

... i trochę też przez to zaniedbałam bloga: pośpiech, ciągłe wizyty u rodziny i znajomych i brak dostępu do neta. Ale też mój spadek nastroju po powrocie z Polski się na to nałożył - straszliwie mi żal, że tak mało czasu mieliśmy dla siebie w Poznaniu, że nie dane nam było pomieszkać sobie spokojnie w naszym mieszkaniu, i że ostatecznie musieliśmy tu wrócić, do pochmurnego i zimnego Dublina, gdzie temperatury nie przekraczają od tygodnia 13 stopni i w kółko leje i jakieś wichury są.

   Ale ja nie o tym.

   Wizyty u rodziny mojej i mojego męża wprawiają mnie zawsze w zdumienie i, koniec końców, w jakieś rozgoryczenie. Tym razem nie było inaczej, niestety. Nakłada się na to wiele drobiazgów, nawet nie wiem, od czego zacząć wyliczankę.

1. Ustawiczne, częste dotykanie Antka, potrząsanie jego rączkami i nóżkami przez babcię (moja mama) i prababcię (babcia męża), ściskanie policzków, wkładanie rąk za kołnierz bluzeczki, żeby pogłaskać po karku itd. BOGOWIE! Jak mnie to irytuje! Jakbym im jakąś małpkę z cyrku przyniosła do zagłaskania na śmierć, a nie dziecko - małego człowieka, który widzi, słyszy, czuje i rozumie coś tam po swojemu, który może wcale na to nie ma ochoty! Czy wy też lubicie, jak nieznajomi was dotykają? Dla Antka to byli ludzie nieznani, bo przecież trudno, żeby pamiętał twarze, które widział pół roku temu.
2. Guganie to Antka, kląskanie, cmokanie (jak na psa), i wszelkie inne dźwięki nie będące mową ludzką, a jakimiś odgłosami, które miały na celu zwrócenie antolkowej uwagi na osobę je wydającą (co rzadko się udawało). Miałam poczucie, że ci dorośli ludzie traktują małe dziecko jak niedorozwinięte i nie są w stanie wyartykułować pełnego zdania w jego stronę, tylko takie właśnie cmokanie i "dziamdzianie". Grrrrr.
3. Zabawianie non-stop, najlepiej piętnastoma rzeczami naraz. Najlepiej, to jakby się bawił jednocześnie pluszowym kotem, gonił prawdziwego, a jednocześnie bujał się w huśtawce, którą dziadkowie kupili dla niego (taka domowa, podwieszana na hakach w futrynie drzwi). Do tego powinien się non-stop uśmiechać, odwracać głowę na każde "cmok-cmok" i "gugugu", które na zmianę wydawały babcie, ciocie i dziadek. No jak w cyrku po prostu! Ani chwili wytchnienia, spokojnego poznania nowych miejsc i ludzi, ciągła karuzela dźwięków, dotyków, ludzi, i tak w kółko.
4. Pretensje do mnie, jako do mamy Antka, że on "tak ciągle chce tylko do mnie i do mnie". Że niby taki niesamodzielny, że mamisynek, że rozpieszczony. Ręce i macica opada, zwłaszcza, gdy się weźmie pod uwagę pierwsze trzy punkty mojej wyliczanki. Antek był zdezorientowany, wystraszony, wszystkiego było za dużo, za szybko - no to chciał do mamy. Zresztą- do kogo ma niby chcieć, jak nie do mamy? Toż to mały bobas jest, ledwo 9 miesięcy skończył! Ja naprawdę się zastanawiam, czy ludzie są niepoważni w tym wymaganiu od raczkującego malucha mądrości i samodzielności dwudziestolatka?
5. Wg babć i dziadka, najlepiej to by chyba było, jakby Antek dawał się każdemu brać na ręce z uśmiechem i pieśnią na ustach, od razu nauczył się mówić "babcia" i "dziadzia"- żeby dziadkom było milej - i ogólnie żeby wszystkim sprawiał przyjemność i radość, spełniając ich zachcianki. Rozumiem dobrze, że byli stęsknieni za nami i za Antolem, że dla mojej mamy to na razie pierwszy i jedyny wnuczek, ale... no ale... no jednak kurcze no! Dlaczego nikt (poza mną i Adamem) nie liczy się z potrzebami Antka w tym wszystkim??? Jak na złość, Antoś najlepszy kontakt złapał z naszymi znajomymi, którzy przyjechali na jeden dzień zobaczyć nas i Antka. Dlaczego? Bo byli bardziej zdystansowani, dali mu przestrzeń na oswojenie się, dali mu czas, a on w zamian odwzajemnił się przyjaznymi uśmiechami, pozowaniem do zdjęć, a nawet - pozwalał się brać na ręce, w spokoju i bez płaczu.

   Nie odpoczęłam w Polsce. Nikt z nas chyba nie odpoczął: ciągłe napięcie, ciągle w biegu. Dopiero jak wróciliśmy do Dublina i przespaliśmy 14h jednym ciągiem, wszystko wróciło do normy: Antek bardziej odprężony, spokojniejszy, z lepszym apetytem (w Polsce jadł mało, na co pewnie nałożyło się kilka czynników: nowa sytuacja + ludzie, gorączka - przypałętała się jednej nocy i trwała dwa dni, nie wiemy, co to było - oraz fakt, że podczas jedzenia grono oczu wlepionych było w Antka, krępując go w tym wszystkim. No i dodatkowo często podczas jedzenia rodzina nadal próbowała go zabawiać, dotykać, całować, głaskać itd., co rozpraszało jego uwagę.) Po powrocie z Polski, Antek zaczął jeść za dwoje, pochłaniając niesamowite jak na siebie ilości jedzenia, a my mogliśmy wrócić do naszych zdrowych nawyków żywieniowych - polska gościnność tłuszczem i cukrem stoi. :P

    Tłumaczę sobie, że to rodzina, że mają prawo widywać Antka, że on ma tylko jednych dziadków, więc dobrze, żeby miał z nimi kontakt itd. Ale i tak nie mogę siebie samej do końca przekonać. Drażni mnie robienie z mojego dziecka zabawki dla dorosłych, brak szacunku do niego samego, jako człowieka, do jego potrzeb i preferencji. Moje próby rozmowy na ten temat z kolejnymi członkami rodziny niestety pozostały bez echa. Nie wiem, czy mnie w ogóle usłyszano. Pocieszam się trochę myślą, że Antek jest coraz starszy i niedługo sam będzie swoim adwokatem, mówiąc dobitnie, co mu nie pasuje. Ale na razie jest mi po prostu przykro w jego imieniu. Więc dużo go tulę, trzymam na rękach albo w chuście i wytrzymuję komentarze mojej mamy pod tytułem: "No tak go nauczyłaś, to tak masz".

   To straszliwy paradoks, że najlepiej z dziećmi radzą sobie ci, którzy dzieci jeszcze nie mają. Zastanawiam się, jakie doświadczenia w takim razie mają moi rodzice z wychowaniem maluchów, czyli - mnie i mojej siostry. Zastanawiam się, czy naprawdę chcę wiedzieć, jak to było. Zastanawiam się, czy warto ponawiać próby rozmowy z moją mamą o szacunku dla małego dziecka. Jak dotąd nic, co robię dla Antka czy też z nim (chustowanie, noszenie, BLW, fakt, że go jeszcze nie wysadzam na nocnik, że nie zakładam mu czapki i nie owijam kilogramami koców) nie spotkało się z jej aprobatą. Nawet karmienie piersią, choć sama zawsze powtarzała z dumą, że ona mnie karmiła 1,5 roku. Wychodziłam więc z założenia, że spokojnie mogę zrobić to samo, tylko że po drodze ta granica przesunęła mi się do 2 lat. Nawet jej o tym powiedziałam, ale spojrzała na mnie zdegustowana i zawyrokowała, że to za długo, że to już takie duże dziecko przecież. Nawet nie chciało mi się sprzeczać.

   To oczywiste, że jestem rozżalona, zawiedziona, zła. Taka jest też ta notka. Ale nie zawsze jest fajnie i różowo. Takie, niestety, też bywa macierzyństwo. Choć życzyłabym sobie, żeby było inaczej.

20 komentarzy:

  1. Madzia, 2011-05-28 11:0530 lipca 2011 09:26

    Zazdroszczę Ci bo Ty już do siebie wróciłaś a ja jeszcze miesiąc z szaloną rodziną!!!Jak ja to przeżyję-nie wiem!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rivulet, 2011-05-28 13:1830 lipca 2011 09:26

    Rozwalił mnie pkt 4, zwłaszcza zdanie o opadaniu :P Ech znam ból, no ale cóż... Ostatnio moją metodą na relacje mojego dziecka z dziadkami jest zostawianie go im na parę godzin i wyjście samej tudzież z mężem :) Ja odpoczywam, a oni niech sobie radzą. A jak robią coś, co by mnie wkurzyło, to tego nie widzę i się nie wkurzam xD No ale mój młody się widzi z dziadkami tak raz na miesiąc średnio, więc aż takiego ciśnienia nie ma jak się spotkają :)
    Cóż, od dziecka w ogóle sie dużo wymaga i masę stereotypów niepotrzebnych jest w stylu co powinno, a czego nie powinno - a skąd ono ma kurcze wiedzieć co powinno :P I czemu niby to, że chce do mamy jest złe - mój też chce i uważam to za normalne, bo na tym etapie mama to jego ostoja i poczucie bezpieczeństwa. Na szczęście dużo się zmienia w kwestii wychowania, moim zdaniem na lepsze. Inna sprawa, że nasi rodzice nie mieli innych wzorców poza swoimi i dziadkami, więc nic dziwnego, że robili czasem dziwne rzeczy - my jesteśmy bombardowane masą wiadomości i sobie możemy wybierać. Wkurza mnie tylko wtrynianie się w te wybory... Pozdr z Kraka, gdzie też właśnie leje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że za czasów naszych rodziców był zupełnie inny świat i jedyny słuszny model wychowania dzieci - tak zresztą różny od tego, jak ja chcę Antka wychować. Więc próbuję rozmawiać, tłumaczę, ale czuję, że walę głową w mur. Co jest przykre, niestety.
    Pozdrów ode mnie Kraków. U nas kolejny dzień pochmurno-wietrzno-deszczowy.

    ~kaczuszka, 2011-05-28 23:31

    OdpowiedzUsuń
  4. Emi, 2011-05-28 18:4130 lipca 2011 09:27

    A może pomyśl, że to Ty trochę przesadzasz? Każdy ma prawo wychowywać swoje dziecko jak chce ale to nie oznacza ze akurat Twoje metody są najlepsze i że jesteś już taka wszechwiedząca. Najlepiej zamknij się z dzieckiem w domu i niech nie ma kontaktu z rodziną. Dziadkowie nie mają nic złego na myśli i naprawdę mogłabyś być trochę bardziej tolerancyjna skoro sama tak bardzo tego wymagasz od innych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdzie nie napisałam, że moje metody są najlepsze na świecie. Chodzi o szacunek do dziecka jako człowieka, o danie mu czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Dorośli - jak sama nazwa wskazuje - są dorośli i mogliby o tym pomyśleć, zanim osaczą dziecko.

    ~kaczuszka, 2011-05-28 23:23

    OdpowiedzUsuń
  6. Karolina., 2011-05-28 20:1430 lipca 2011 09:28

    Moim zdaniem to przesadzasz. I to bardzo. To chyba normalna reakcja ludzi na dziecko,ze robia glupie miny, wydaja dziwne odglosy itd., chyba nie podejda do dziecka i nie zapytaja "Antek jak Ci sie w zyciu powodzi?". Robisz z igly widly.

    OdpowiedzUsuń
  7. No wiesz, nie było Cię tam, więc skąd wiesz czy przesadzam? A guganie i dziamdzianie do Antka jest wkurzające - on już nie ma 3 miesięcy, tylko 9 i naprawdę kuma conieco z normalnej, ludzkiej mowy.

    ~kaczuszka, 2011-05-28 23:33

    OdpowiedzUsuń
  8. martita, 2011-05-28 20:3930 lipca 2011 09:28

    też uważam,że pzesadzasz. rodzina nie ma Antka na co dzień a kazdy chciał się nim nacieszyć. jak dla mnie nie robili niczego nienormalnego,tak sie po prostu ludzie zachowują w stosunku do dzieci i tyle.a przekonywac do swoich racji to mozesz ludzi mlodych a na pewno nie dziadkow i ciocie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. esperanza, 2011-05-28 21:0230 lipca 2011 09:29

    Męczące są takie zachowania starszych, strasznie męczące...

    OdpowiedzUsuń
  10. Danusia, 2011-05-28 21:2830 lipca 2011 09:29

    A moim zdaniem kaczuszka nie przesadza,fakt moje dziecko nie ma tak "natrętnych" dziadków, ale znam ten typ, że niekórzy ludzie w kontakcie z dzieckiem zachowują się jakby mieli przed sobą albo konika albo pieska czy nie wiadomo jakie zwierze jeszcze a nie człowiek - małego albo człowieka. Ja ostro powiedziałam co niektórym z rodziny co uważam że jest dobre dla mojego dziecka a co nie. A wy uważacie że niemowle mowinno być co chwila noszone przez inną osobe? ok co innego jak dzieciakowi się podoba, bo i takie są ale jak Kaczuszka pisze że jej Antoś tego nie lubi i ona to widzi i ją to drażni, ja też uważam że dziecko to nie jest zabawka, a teksty w stylu "pobawimy Ci dziecko" juz mnie w ogóle rozbrajają. Nie kwestionuje tego że dziadkowie są ważni w życiu dziecka bo są i to bardzo bo każdy członek rodziny coś nowego do życia dziecka wnosi, ale jeśli samo dziecko jest z tego niezadowolone to przepraszam....nie martw się jak Antoś będzie starszy zacznie sam się wyrywać i w ogóle to dadzą mu spokój chociaż żeby z kolei nie zaczeli wciskać mu na siłe jedzenia albo mówić "a co on taki nietowarzyski" hehe czy coś w tym stylu. Dobrze że mieszkacie tak daleko to przynajmniej masz spokój;p Aaaaa i pisz częściej!!! Jak tam blw???

    OdpowiedzUsuń
  11. Agrafka/www.behappymummy.blogspot.com, 2011-05-28 22:4930 lipca 2011 09:30

    Danusia ma rację. Moja córcia też ma znikomy kontakt z dziadkami ze strony męża, bo mieszkają 320 km od nas, ale jak ich odwiedzamy to momentami obserwuje ten sam typ zachowan.. Najbardziej wkurza mnie, jak teść się nachyla nad dzieckiem i cmoka jak na psa albo mówi "Chodz do dziadzia". Jak dziecko półroczne ma 'isc' , bo dziadek stoi kilka metrów od dziecka, wyciaga do niego rece i czeka?? I pomyslec, ze tacy dziadkowie kiedys byli rodzicami? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Taaa... cmokanie i klaskanie przed oczami, i takie kląskanie językiem, nawet nie wiem, jak to określić... i babcia męża ściskająca jego policzki pomiędzy palcami, aż się robi dziubek z ust Antka.... grrr!
    Naprawdę byłoby to ok, gdyby miało charakter sporadyczny. Ale tak jest non-stop i to męczy.

    ~kaczuszka, 2011-05-28 23:40

    OdpowiedzUsuń
  13. BLW świetnie. Chyba właśnie przekraczamy etap testowania i smakowania, a zaczyna się prawdziwe jedzenie, bo odkąd wróciliśmy do Dublina, Antek je i je, i je, i je... :P

    ~kaczuszka, 2011-05-28 23:37

    OdpowiedzUsuń
  14. Kobieta w sukience, 2011-05-29 16:2430 lipca 2011 09:31

    Rozumiem cie. ok- mowienie do dziecka itd, ale faktycznie ludzie traktuja male dzieci jak malpki w zoo. Moja mama jest tego najlepszym przykladem, ma nawet zal o to, zeniby patryk ejst bardziej podobny do rodziny krzycha niz mojej! dla mnie to nie ma znaczenia, a dla mojej matki i owszem. I tez sie zastanawiam jak moja matka nas wychowala, bo jej pomysly czasem mnie dobijaja, uwaza, ze 4miesieczne dziecko moze jesc ptysie i sernik, nie powinien rackzowac, bo sie pobrudzi i wiele innych. na szczescie z nia nie mieszkam, bo bym zwariowala, choc nawet 2godzinna wizyta jest meczaca, wiec rozumiem cie.

    OdpowiedzUsuń
  15. mujer, 2011-05-29 18:2830 lipca 2011 09:31

    Kochana! dziękuję za tą notkę! Już myślałam (znowu) że to zemna jest cos nie tak! jestesmy własnie po wizytach u jednych i u drugich dziadków i jestesmy wypompowani. Pszczółka teraz słodko śpi i mam nadzieje szybko zapomni te wizyty :( Niewiem skąd to przekonanie, że takiego malucha trzeba ciagle zabawiać, gugać i traktować jak male zwierzątko. Głaskac przekazywac z rąk do rąk, a ja gdy głośno i dobitnie mówię, że nie wolno się tak zachowywać słyszę, że jestem... zazdrosna! Bo przecież babcie wiedzą lepiej co jest dobre dla MOJEGO dziecka. Masakra. mam ochotę wyprowadzić sie gdzieś daleko i odwiedzać rodzinę raz na kilka miesięcy. Probuję sobie wmówić, że to wielkie szczęście, że malutka ma dwie babcie, dwóch dziadków i całe mnustwo wujków i cioć, ale niestety sama siebie przekonać nie mogę... W dodatku dzisiaj usłyszałam jak babcia mówi do Pszczółki, że ma bardzo złych rodziców bo jej do babci nie przywożą. a jak powiedziałam,że nie życzę sobie takich tekstów usłyszałam, że znowu się czepiam bo przecież ona jest malutka i niczego nie rozumie. Bosz!!! Skąd to się bieże? Czy to z wiekiem ludziom pada na mózg? Czy pozwalali, aby wszyscy w koło traktowali ich dzieci jak zwierzatka w zoo? Może stąd mój cały worek kompleksów i brak pewności siebie? Niewiem, ale mam serdecznie dość!

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwierz - doskonale Cię rozumiem. :) Ja przy każdej wizycie mam nadzieję, że tym razem rodzice mnie jakoś pozytywnie zaskoczą normalnością, ale niestety to się nigdy nie dzieje i potem wracam rozgoryczona.

    ~kaczuszka, 2011-05-29 21:46

    OdpowiedzUsuń
  17. MOPSIARRA, 2011-05-30 13:2130 lipca 2011 09:33

    kaczuszko lacze sie z toba w tych punktach... jakbym pozwala na noszenie przez wszystkich moje dzieci to po roku moj kregoslup wolala by o wozek.. nosic trojce to przesada... a to guganie wrrrr... nienawidze... moi maja rok i 7 miesiecy i wyobraz sobie ze nadal ludzie probuja do nich cmokac a przeciez oni mowic zaczynaja i juz opierdolilam i moich rodzicow i tesciow i babcie ze nie maja prawa do nich tak zdrabniac tlyko jak chca z nimi rozmawiac to po polsku i zadzialalo... od pocztaku walczylam ze wszytskimi... wiele razy mama i tesciowa sie na mnie obrazaly ale ja mam swoje zasady i rozumiem ze to dziadkowie i wogole ale dziecko tez jest czlowiekiem i ma uczucia..:):) a antek to ze ma 9 miesiecy nie znaczy ze nie rozumie...ja zawsze na wyjazdach gdy chcialam nakarmic dzieci mowilam ze oni nie beda przy ludziach jedli i zostawalam z nimi sama..:) i tak jest do dzis ze dziadki wychodza jak ich karmie..:) nie pozwol na to by tak sie zachowywali bo ty wiesz jak wychowac dziecko...i mama i babcia itp osoby MUSZA szanowac twoje zasady pomimo ze moga sie nie zgadzac z toba..:)

    OdpowiedzUsuń
  18. polkawuk@op.pl, 2011-05-30 14:2030 lipca 2011 09:33

    skad ja to znam :) moje wyjazdy do Polski zawsze koncza sie tak samo ;) coz, pewnie zawsze tak jest, rodzinka daje "dobre rady", rozpieszcza, "pomaga" a przede wszystkim dziala na nerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mama Emmy, 2011-05-30 18:3730 lipca 2011 09:34

    dziwna sytuacja u nas na szczescie tak nie bylo, co prawda rodzice sie cieszyli babcia tez, ale nie dawalam im az tyle swobody w glaskaniu malej i rozpraszaniu np podczas jedzenia. No katastrofa po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  20. nie mam dziecka póki co, ale moja dobra przyjaciółka ma rocznego chłopca i jak jedziemy tam z innymi kumpelami to one od samych drzwi zaczynaja do młodego "niu niu niu, ciu ciu ciu.."!!! grrr! mały zwiewa, chowa się, a później przychodzi do kogo? do mnie! bo ja od niego nie wymagam występów cyrkowych, a jak już coś mówię to zaczynam od "co tam panie kolego?" i on się śmieje od ucha do ucha:) także choć własnego dzieciątka nie mam, rozumiem Cię 100%

    OdpowiedzUsuń