sobota, 3 września 2011

Pozytywnie

Znów Dublin. Chmury, deszcz i wiatr. Standard. Nawet nie ma co pisać. Napiszę o tym, co było.

   Byliśmy nad morzem naszym polskim i było BARDZO fajnie. Antek + woda to jest zawsze dobre połączenie. :P Chociaż wystąpił u małego Antonia konflikt dążenie-unikanie: woda morska pociągała go swą wielkością, ale fale skutecznie odstraszały. :P Tak więc najpierw bobas dzielnie człapał w kierunku morza, zanurzał w nim obie nóżki, a potem szła maleńka-tyci-tyci fala, która się na tych nóżkach rozbijała i wtedy Antoś z krzykiem uciekał na brzeg i szukał ratunku w opiekuńczych ramionach mamy lub taty. Ale do kompletu była też gigantyczna piaskownica (plaża) i nowiutki zestaw do piasku (wiaderko i cała reszta), które zresztą kompletnie się nie przydało, bo Antek wolał grzebać w piasku znalezionym po drodze patykiem. :P A z zestawu najfajniejsza jest na razie konewka, bo można z niej polewać różne rzeczy wodą. :P
   W pakiecie około-plażowym była też obowiązkowa smażona rybka na deptaku (Antek gustował we flądrze), przejażdżki mini-karuzelkami (KONIKI!) i autkami (bo jest tam KÓŁKO, czyli kierownica), łażenie samopas prawie wszędzie, pod lekkim nadzorem rodziców (bo jak Antek zobaczy gdzieś schody, to jest koniec wycieczki - trzeba na nie WEJŚĆ,  potem z nich ZEJŚĆ, a potem jeszcze raz, i tak przez pół godziny :P). Ciocia ugościła nas wspaniale, jedzenie pierwsza klasa - wszystko świeże, warzywa działkowe, mięso ze wsi od rolnika... normalnie wypas z wyczesem. Odpoczęliśmy, opaliliśmy się, a spędziliśmy nad tym morzem raptem 3 dni. Krótko. Wspólnie z Adamem uznaliśmy, że tak ze 2 tygodnie takiego byczenia się byłoby w sam raz. Przeplatane jakimiś wycieczkami, bo nie należymy z mężem do ludzi lubiących stagnację i codzienne leżenie plackiem na plaży. Niemniej raz do roku, zwłaszcza mając małe dziecko, które wymaga stałej, pełnej uwagi, taki totalny luz jest bardziej niż wskazany.
   Wałbrzych też zaliczam na plus. Zwłaszcza moich rodziców w roli dziadków. Gdy Antoś był malutki, wpychali się ze swoimi radami, co powodowało napiętą atmosferę. Teraz Antek chodzi, a raczej niemal biega, można mu pokazywać świat, chodzić z nim za rączkę, bawić się piłką i budować z klocków dziwne konstrukcje. Widzę, że na tym etapie życia mojego szkraba dziadkowie odnajdują się znacznie lepiej. I są naprawdę fajni w tym swoim dziadkowaniu. Mama - jak zawsze zresztą - jest totalnie nachalna i kontrolująca, ale wybaczam jej to, bo Antek ma z nią kontakt sporadycznie i ta odrobinka kontroli mu nie zaszkodzi - raczej śmiesznie obserwuje się moją mamę w próbach kontrolowania żywiołu, jakim jest Antek na dwóch nogach, którzy piszczy, krzyczy, wszystko chce i wszędzie chce SAM. Mama lata za nim jak przysłowiowy kot z pęcherzem, ciągle mnie napomina, żebym na niego uważała, bo coś-tam sobie może zrobić. W jej oczach jestem chyba straszliwie permisywna, bo zazwyczaj pozwalam Antkowi robić samodzielnie mnóstwo rzeczy i chodzić samemu wszędzie, samej tylko obserwując go, by faktycznie nie wpadł w jakieś większe tarapaty. Ale nie chce mi się za nim biegać krok w krok, mojej mamie za to chyba inna opcja w głowie nie powstała, więc biega za Antkiem, a ja mam luz, bo wiem, że dziecko jest pod takim nadzorem, że nie ma prawa stać się mu żadna krzywda. Za to mój ojciec... no nie ten sam człowiek. Dla mnie i mojej siostry zawsze był surowy, oddalony, karzący. Dla Antka jest słodkim "dziadziem", który daje mu buziaki, bierze na ręce, pstryka mu "słit focie" itd. Bardzo mnie to cieszy, BARDZO. Miałam dużo obaw o to, jakim będzie dla Antka dziadkiem, ale widzę, że moje dziecię kupiło sobie miłość "dziadzia" od ręki, bez większego wysiłku. :) I słusznie.
   I z pozytywnych drobiazgów, które ciągnęły się za nami od ponad roku - Antkowi ropiało i ropiało prawe oczko. "Zatkany kanalik łzowy, do roczku powinno się samo przetkać, proszę masować kącik oka". Masowaliśmy, przemywaliśmy wacikami, a oko się babrało, ropiało i nie było żadnej zmiany. Roczek minął i nic się nie zmieniło. Już nawet pielęgniarka przy szczepieniu ostatnim zwróciła na to oko uwagę, że skoro do tej pory się nic nie zmieniło, to trzeba by rozważyć zabieg przepychania igłą. Nawet już na serio zaczęliśmy o tym zabiegu z Adamem rozmawiać, a tu proszę! W dzień wylotu do Polski, a był to czwartek 1 września, Antek wstał rano z czystym okiem. Podejrzane, ale czasem tak się zdarzało - a może sobie ręką przetarł? Ale w samolocie nadal było ok, po drzemce też, do wieczora ślicznie i sucho, rzęsy nieposklejane ropą jak zawsze... i tak samo kolejnego dnia, i kolejnego! Ha! Żadnych zabiegów, w końcu "samo się" zrobiło. I słusznie. :)
   A teraz znów ten Dublin przeklęty. :/ Nie ma słoneczka, nie ma ciepełka. Łatwo się do takich rarytasów przyzwyczaić. Mam nadzieję, że wrzesień w Polsce będzie ciepły, bo 18tego znów lecimy tam, tym razem na ślub znajomej. Ha! :D
   W kwestii pytań z komentarzy: zabraliśmy się prawie ze wszystkim. Zestaw do piasku został razem z piłkami i jednym zestawem klocków, reszta jest z nami tutaj. :) Zresztą nawet nie wiem, czy ten zestaw "piaskowy" w ogóle tu przywozić, bo Irlandczycy nie znają piaskownic na placach zabaw, więc moje dziecko nie będzie miało zbyt wielu okazji by się twórczo w piachu wyżywać. Może przyda się za rok, przy okazji kolejnego wypadu nad morze (obowiązkowo!). Albo jak w końcu pojedziemy na tą Gran Canarię czy inne Seszele, bo ileż można siedzieć w pochmurnej Irlandii? :P

10 komentarzy:

  1. nas niestety przetykanie czeka 19 pazdziernika, niestety samo nie puscilo ;|

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas w uk piaskownic tez nie ma... ale zawsze mozecie zamowic takie plastikowe na necie i nawet piasek w workach dokupic :) U nas tez pochmurno i smetnie :/

    OdpowiedzUsuń
  3. o masz racje! tu piaskownicy tez nie widzialam! dlugo ropiało.. używaliście sol fizjologiczną?

    OdpowiedzUsuń
  4. BiG Momma: nie, używaliśmy normalnej przegotowanej wody. W zasadzie tak się przyzwyczaiłam do tej pielęgnacji ropiejącego oczka, że teraz mi jakoś dziwnie. ;) Bo odpadł jeden obowiązek.

    Karolina: a to współczuję konieczności zabiegu. Chociaż pewnie też by nas to czekało, ale byłam pełna obaw, jak taki zabieg wygląda i jak to mały zniesie. Życzę szybkiego i mało stresującego zabiegu!

    Anna Ewa: zamówić bym mogła, ale nie mam tu ogrodu, bo wynajmujemy mieszkanie w kamienicy, więc tej piaskownicy nie byłoby jak używać. No dobra - w mieszkaniu pewnie można by. :P

    OdpowiedzUsuń
  5. dobrze ze mialas w postaci mamy opiekunke dla Antka chociaz maly odpoczynek , dobrze ze i twoj tata jest dobrym dziadkiem. Jak widac kazdemu Polskie powietrze sluzy bo tez nie moge sie doczekac kiedy pojedziemy (jeszcze 10 dni)

    OdpowiedzUsuń
  6. Paulina: życzę udanego pobytu w Polsce! My też wkrótce znów lecimy, bo za niecałe 2 tygodnie. :) Ale potem już dłuuugo nie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej dzięki;)
    My też byczyliśmy się nad morzem, byliśmy w Mielnie i wrażenia bardzo podobne, znaczy duża piaskownica, Gabryś mający zamiar przejśc na piechotę do Szwecji i degustacja fląder. Oj dobrze jest czasem zluzować.
    Co do oczu to ja też miałam problem z tym, a teraz już sama nie wiem, przetrało się czy nie... Niby spoko, tylko po śnie mały ma "śpiochy" w kącikach oczu i nie wiem, czy to już normalne, czy nie. Waszemu to ropiało tak w ciągu dnia też czy jak? Bo poza tym nic mu się już nie dzieje i oczy nie łzawią, więc jakby lepiej jest.
    Z dziadkami mam przeboje na 2 frontach więc rozumiem :P
    Pozdr ze słonecznego (jeszcze) Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  8. No dokładnie tak jak piszesz: ropiało cały czas, w dzień także, po nocy często było całe zaklejone ropką, że Antek nie mógł w ogóle tego oka otworzyć, tak się rzęsy posklejały. A teraz jest czysto i ślicznie. Po nocy czasem jakieś małe "śpiochy" ma w kąciku, ale to to jest już luzik i kompletnie się tym nie przejmuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. i nam sie chyba sam odetkal,bo poki co 3 dni jest spokoj! (odpukac) hura! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Karolina: to świetnie! Mam nadzieję, że faktycznie już "samosię" zrobiło i możecie zapomnieć o zabiegu. :)

    OdpowiedzUsuń