niedziela, 9 października 2011

Poszła mama do pracy...

   Ta mama to ja. W końcu, po prawie 14 miesiącach "siedzenia" (jak to się nudno nazywa, prawda? Jakby te matki nic nie robiły całe dnie, tylko SIEDZIAŁY) w domu z Antkiem, poszłam pracować.
    Zupełny przypadek. Nawet nie szukałam tej pracy, a i tak mnie znalazła. A, co lepsze, praca ta odpowiada niemal wszystkim kryteriom Dobrej Pracy, jakie sobie z mężem założyliśmy:
- jest na pół etatu, czyli nie osamotnię dziecka na cały dzień, a tylko na parę godzin;
- jest w godzinach około-południowych, dzięki czemu Adam może zająć się synkiem podczas mojej nieobecności, i nie potrzebujemy żadnego żłobka (na który i tak nie byłoby nas stać, bo tu żłobki są porażająco drogie)
- praca jest stosunkowo blisko naszego obecnego miejsca zamieszkania i nie tracę pół dnia na dojazdy, w zasadzie mogę sobie tam chodzić pieszo albo jechać rowerem (który ostatnio zakupiliśmy, bo stary się dawno zepsuł)
- w pracy jestem w koleżanką "z osiedla", która ma córeczkę 2 dni od Antoszka młodszą i znamy się z podwórka Więc jest raźniej, bo nie jestem otoczona samymi nowymi twarzami.
   Na razie jest ok. Praca nie jest szałem marzeń, ot - kawiarnia, parzenie kawy i robienie kanapek, ale wystarcza, i da nam dodatkowe pieniądze, które na pewno się przydadzą. Dodatkowy bonus jest taki, że "wyrywam się" z domu na parę godzin dziennie i nie muszę wtedy w ogóle myśleć o dziecku (rany, jak to zabrzmiało wyrodną matką :P), a Adam spędza dzięki temu więcej czasu z Antkiem. Nawet jakoś im się udaje dogadać w kwestii drzemki śróddziennej, do której moja obecność do tej pory była absolutnie konieczna (i pierś do snu oczywiście też :P), a to wszystko bez dramatu, płaczów i wielkiej tęsknoty mojego maluszka.
   I z tego ostatniego aspektu chyba cieszę się najbardziej. Że dla Antka to moje znikanie na pół dnia jest ok, że nie rozpacza. Bo chyba bałam się właśnie tego scenariusza. Jak widać - niepotrzebnie. :)
   Pracę dopiero zaczęłam, przepracowałam na razie raptem 2 dni. :P Ale od jutra czeka mnie pełen tydzień, zobaczymy, czy nadal będzie tak dobrze jak do tej pory.
   No i w związku z tą nagłą moją pracą nie wiadomo, czy dojdzie do skutku nasz wylot na ślub kuzyna. Raczej wątpię, czy mi dadzą na "dzień dobry" tydzień wolnego, a tak właśnie mamy zarezerwowane loty w tę i we w tę. Po cichu liczę, że może zgodzą się chociaż na parę dni, to jakoś by się przebookowało te bilety. A jak nie, to trudno. Żal będzie nie polecieć, ale praca jest tak w porządku dla nas, że z niej nie zrezygnuję dla obecności na weselu.
   Także od czwartku jestem Kaczką Pracującą. Dziwnie mi z tym jeszcze, ale początki zawsze takie są. Jestem dobrej myśli. To jest chyba naprawdę dobry moment w naszym życiu rodzinnym na taką zmianę: i Antonio już taki Duży Chłopak, że jakoś to ogarnia, i ja jakoś chyba też wewnętrznie dojrzałam do decyzji i oddaniu części opieki nad szkrabem. A wiecie - to nie jest takie proste! Niby czasem przemęczona i poirytowana na siebie, Antka i cały świat, ale dziecka nikomu bym nie oddała na dłużej niż, hmmm, 5 minut. No, może 10. :P Adamowi na szczęście zdarzały się nie raz i nie dwa wyjścia z młodym kaczorkiem na 2-3h, zupełnie beze mnie, nawet jak był sporo młodszy (w chustę i na miasto), ale to zawsze jakoś tak pomiędzy karmieniami i pomiędzy drzemkami. No i jednak to były sytuacje rzadkie, na pewno nie codzienne. A tak cały czas ja w tandemie z Antolem, 24h na dobę. Trudno się rozstać po takim okresie symbiozy. I, paradoksalnie, mi trudniej było niż bobasowi. Często o tym matki piszą na blogach, ale dopiero jak się doświadczy na sobie i na swoim dziecku to widać, że coś w tym jest. Dzieci dzielnie się adaptują, a matki przeżywają miliony rozterek, w tym niżej podpisana. ;)

8 komentarzy:

  1. Powodzenia :)
    Po cichu zazdroszczę, że tylko pół etatu... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnio usłyszałam ,ty to masz fajnie siedzisz sobie w domu i NIC NIE ROBISZ... :)
    gratuluję pracy, zazdroszczę i życzę powodzenia! z jednej strony sama bym się wyrwala z domu na kilka godzin, ale z drugiej chyba jeszcze nie jestem na taką rozłąkę gotowa, a poza tym perspektyw na taką pracą brak :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja droga, święte słowa :) My matki chyba bardziej przy tym dramatyzujemy niż nasze bobasy :) Fajnie, że masz pracę. Dobrze wiem, co to znaczy 'wyrwać się' do ludzi na parę godzin. Moją Polcię kocham nad życie, ale wiem, ze dla wlasnego zdrowia psychicznego dobrze mi zrobil powrot do pracy. Uwielbiam sie z nia bawic i spedzac czas, ale .. ale dobrze wiem, ze kiedys przyjdzie taki czas, ze pojdzie do przedszkola, do szkoly i tak czy siak, pepowinke trzeba by przerwac. A wiadomo, im pozniej tym gorzej. A Antonio jest juz duzym chlopakiem i chyba jemu tez taka 'przerwa' od mamy dobrze zrobi. Bedzie sie potem lepiej adaptowal w obcym srodowisku :)
    Buzki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo tak...zgadzam się z Agrafką w kwestii dramatyzowania. Ja własnie to przechodzę. Wróciłam do pracy tydzien temu i jak na razie trudno mi mówić o emocjach związanych z moim powrotem do zycia zawodowego pozytywnie. dlatego gratuluję Ci dojrzałości i trzymam kciuki by wszystko dobrze sie potoczyło. Może i ja wkrótce dojrzeję...a jak nie, to cóż...daję sobie miejsce na zmianę zdania.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. jak widac mamom jest najciezej z powrotem do pracy. Masz tez szczescie ze Adamsie moze zajac Antkiem, unas to tylko opiekunka wchodzi w gre

    OdpowiedzUsuń
  6. taka praca do pozazdroszczenia jest :)

    OdpowiedzUsuń
  7. początki rozstan są trudne potem jest łatwiej ale ile fajniej kiedy sie chodzi do pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech zazdroszczę tej pracy, też bym się ruszyła na te pół etatu, no ale kto mnie teraz w ciąży przyjmie :P Brzuszek już widać :) Fajnie, że mąż może się zająć małym i że spędzają czas razem, a nie musisz zostawiać Antka z opiekunką. Pozdr i powodzenia, myślę że taki czas się Wam wszystkim przyda

    OdpowiedzUsuń