Wróciłam z urlopu i już żałuję, że musiałam wracać - w Dublinie jak zwykle pada, wieje i jest zimno (10 stopni). W Puerto Rico jest 25 stopni, piękne słońce i plaże pod hotelem. Ech... Było fajnie, chciałoby się jeszcze. Co prawda opieka nad Antkiem 24h na dobę, ale za to zero gotowania, sprzątania, prania, prasowania i takich tam pierdół, które wypełniają czas codzienny. Mogłam zająć się opalaniem, robieniem babek z piasku z Antolem, zwiedzaniem okolicy i jakimś takim pełniejszym przeżywaniem mojej ciąży.
Może to dlatego, że kopniaki "kijanki" (robocza nazwa dla kaczątka 2) są już dobrze wyczuwalne, bobas daje o sobie znać każdego dnia i nie sposób go ignorować? A może brzuch zrobił mi się już taki duży, że zaczyna przeszkadzać w codziennych czynnościach?
Grunt, że jakoś tak mocniej związałam się z myślą o drugim dziecku. Że jakoś realnie ono zaczyna dla mnie istnieć. Widocznie trzeba mnie było mocniej kopnąć. :P Hehe!
Cała rodzina jest pięknie opalona (mąż aż za bardzo, ma poparzone ramiona...), Dziabąg mógł w końcu wypróbować swoje wszystkie szorty i koszulki z krótkim rękawkiem, a także latać po plaży w wersji naturystycznej. Zjadł tonę lodów, wypił morze soków owocowych i widział palmy, wielbłądy i takie tam cuda, czyli doświadczył przez ten tydzień rzeczy, które na co dzień są mu niedostępne. Zresztą - my z Adamem robiliśmy dokładnie to samo, wszelkie diety i eko-żywienie poszło się paść. Ale nie żałuję, po to są wakacje.
Tym trudniej przestawić się na stare tory. Ech... Gdyby chociaż ta pogoda tutaj była jakaś sensowniejsza...
Może to dlatego, że kopniaki "kijanki" (robocza nazwa dla kaczątka 2) są już dobrze wyczuwalne, bobas daje o sobie znać każdego dnia i nie sposób go ignorować? A może brzuch zrobił mi się już taki duży, że zaczyna przeszkadzać w codziennych czynnościach?
Grunt, że jakoś tak mocniej związałam się z myślą o drugim dziecku. Że jakoś realnie ono zaczyna dla mnie istnieć. Widocznie trzeba mnie było mocniej kopnąć. :P Hehe!
Cała rodzina jest pięknie opalona (mąż aż za bardzo, ma poparzone ramiona...), Dziabąg mógł w końcu wypróbować swoje wszystkie szorty i koszulki z krótkim rękawkiem, a także latać po plaży w wersji naturystycznej. Zjadł tonę lodów, wypił morze soków owocowych i widział palmy, wielbłądy i takie tam cuda, czyli doświadczył przez ten tydzień rzeczy, które na co dzień są mu niedostępne. Zresztą - my z Adamem robiliśmy dokładnie to samo, wszelkie diety i eko-żywienie poszło się paść. Ale nie żałuję, po to są wakacje.
Tym trudniej przestawić się na stare tory. Ech... Gdyby chociaż ta pogoda tutaj była jakaś sensowniejsza...
u nas tez leje jak z cebra. przeciez 10 upalnych dni z rzedu to zdecydowanie za wiele. :-/
OdpowiedzUsuńU nas w POlsce pogoda jak pazdziernik, a nie czerwiec;/
OdpowiedzUsuńehh u nas tez pogoda nie ciekawa, ale zazdroszcze wakacji ;)
OdpowiedzUsuńehh ale wam takich cudnych wakacji zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuńA kopniaki oj heheh widać faktycznie muszą być już konkretne hehehe skoro tak mówisz :) czekamy na fotorlacje :)
wakacje, eh nam w tym roku nie jest dane :( tzn jest - ale dopierow we wrzesniu, z ogromnym brzucholem...
OdpowiedzUsuńWcale sie nie dziwie ze nie chcialo Wam sie wracac, zimno jak nie wiem u Was :)