środa, 13 czerwca 2012

O nie-buncie nie-dwulatka

  Nasze dziecię weszło już mocno obiema nogami w fazę "NIE". Z braku mądrzejszej nazwy powiem, że jest teraz na etapie buntu dwulatka, choć nie postrzegam tego w kategoriach buntu, ale nagłego skoku rozwojowego do samodzielności absolutnej. :P
   Antoś chce wszystko SAM ("dzidzi"): kroić marchewkę, nalewać mleko z kartonu, mieszać gorącą zupę chochlą, latać samolotem, wchodzić do KAŻDEJ napotkanej kałuży, itd. Zobaczy, że ktoś ma coś lub robi coś i natychmiast pokazuje na siebie, woła "dzidzi" i już wiadomo - on TEŻ CHCE! On chce jeść wszystko to, co inni jedzą. Jeśli na śniadanie jest wybór - Antek chce WSZYSTKO, co realnie kończy się tym, że nie zjada nic do końca, tylko dziabnie tu troszkę, tam troszkę itd. Jeśli mam coś innego niż on - on chce moje. Zresztą jak mam to samo, to też chce moje. :P Nie wiem - może chodzi o to, że ta porcja u mnie większa i inaczej wygląda, bardziej atrakcyjnie? ;)
   Antoś chce oglądać bajki. Ciągle. W kółko. Czasem mają tylko lecieć w tle, a on w tym czasie zajmuje się czymś innym, ale spróbuj-no, matka, wyłączyć bajkę: foch, krzyk, dramat. Antoś chce tak wiele rzeczy, że czasem nie wie, za co się ma złapać, więc rozwala wszystko po kolei i w sumie nie bawi się niczym. Jak mu coś schowasz, zabierzesz, zabronisz - płacz, krzyk, bicie, dramat. On przecież CHCE!
   Chcenie jest teraz na zmianę z NIE-chceniem, trudno za tym nadążyć. Zwykle jest tak, że te rzeczy, które on chce, dla mnie są: zbyt brudzące, zbyt niebezpieczne, zbyt dorosłe dla niego ("On sobie nie da z tym rady przecież" - moja pierwsza myśl ostatnimi czasy) i jestem im przeciwna. To, czego bym chciała, jest na NIE dla Antka. Konflikt pomiędzy mną i moim pierworodnym jest nie do uniknięcia, z różnym rozwiązaniem.

   Bardzo to trudny etap dla mnie, bo nie chcę być "z tych", co to karają, biją i krzyczą, stosują "konsekwencję" czy cholera wie, co tam się jeszcze stosuje... aha! karnego jeżyka, time-outy i takie tam. Chcę go rozumieć i wspierać i wiem, że on też jest w tym swoim chceniu pogubiony czasem, że jak jest za duży wybór, to to nie jest dobre. Że jego NIE bywa automatyczne, bo on teraz określa swoje granice i na razie buduje mur wielgachny, na wyrost, zatacza te granice szeroko, żeby zobaczyć, gdzie kończy się on sam, a zaczynam ja i moje "chcę/nie chcę". Najśmieszniejsza sytuacja: jak pytam go, czy zje banana (bo wiem, że bardzo lubi), na co Antek bez zastanowienia kategorycznie mówi "NIE!", ale głową kiwa na "tak". No i zjada tego banana. :P
   Myślę sobie, że w głowie takiego niespełna dwulatka musi panować w tej fazie straszliwy chaos. On teraz próbuje ogarnąć tym swoim małym rozumkiem bardzo wielkie rzeczy, gubi się w tym, wkurza na to, że tego nie może pojąć, że mu nie wychodzi, że ja go dodatkowo ograniczam w tych jego próbach i tylu rzeczy mu zabraniam (tak sobie dziś pomyślałam, że jednak za wielu, muszę jakoś wyluzować...) Wtedy krzyczy, płacze, bije na oślep, wpada w histerię, nie chce nawet się przytulić i jest jedną wielką rozpaczą.
    I WIEM, że on tego nie robi mi na złość, że się nie buntuje, że to nie jest wymierzone w nas. Niemniej - to nadal cholernie trudne, przeżyć każdy dzień i nie zwariować. ;) Dużo tłumaczymy, sporo negocjujemy, czasem po prostu się wyłączam, bo nie mam siły (czytaj: mały płacze, a ja liczę w głowie do 20 albo i do 50, żeby nie wybuchnąć, milczę, przeczekuję, bo moje złe emocje są tuż pod powierzchnią i wcale ich nie chcę pokazywać). Czasem wręcz mówię do Antka: "Antoś, ja się Ciebie teraz nie pytam, czy ty chcesz się kąpać czy nie, tylko Ci mówię, że idziesz się kąpać i już." I on idzie. No bo, do cholery, to ja jestem matką i czasem po prostu decyduję za niego, bo mi się nie chce negocjować i pytać, i uwzględniać jego potrzeby. Ja też mam swoje potrzeby. I jak mam taką potrzebę, że chcę dziecko umyć, bo się tarzało pół dnia w ziemi i trawie, to ja się nie będę pytać dziecka, czy ono chce się kąpać, bo jak mi powie NIE (a na 99% tak powie), to co wtedy zrobię? Będę się zżymać? Przekonywać? Na siłę ciągnąc do łazienki, kłócić się z nim, toczyć bitwy? Nie chce mi się. Więc OZNAJMIAM: "Antoś, idziemy się kąpać". Adam nie do końca czai tą subtelną różnicę i ma manierę pytania dziecka o wszystko, a potem, jak dziecko ma dla niego inną odpowiedź, niżby tata sobie życzył, to się wkurza i zaczyna go przekonywać, sytuacja się przeciąga itd.
A ponoć to ojcowie są tymi surowymi. :P

12 komentarzy:

  1. to teraz ja Ci doradze: czytalas jespera juula? Nie z milosci Twoje kompetentne dziecko? Gordona wychowanie bez porazek w praktyce?? polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Julla mam "Twoje kompetentne dziecko". Płakałam, jak ją czytałam, bo wtedy mieliśmy bardzo zły okres w naszej relacji i ta książka jakoś mnie oczyściła ze złych emocji. Na szczęście. :)
    Mam ograniczony dostęp do tych książek, bom zagranicą (ty zresztą też, co nie? :)), a ja lubię mieć po polsku. Musi mi się uzbierać trochę, to sobie wysyłkę zbiorczą zrobię z merlina czy coś. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. na ebayu kupuje - w londynie jest polska ksiegarnia rewolucji u którego zamawiam ksiazki. poprosilam go o kazda ksizke z tych ktore ostatnio czytalam teraz czytam margot sunderland od niego. a w przyszlym tyg bede miec agnieszki stein dziecko z bliska. moze i Ty sprobuj?:
    http://www.ebay.co.uk/sch/rewolucja/m.html?_nkw=&_armrs=1&_from=&_ipg=25&_trksid=p3686
    poza tym jest jeszcze ta ksiegarnia:
    http://www.ebay.co.uk/sch/wiola_c/m.html?_nkw=&_armrs=1&_from=&_ipg=25&_trksid=p3686
    i ta:
    http://ksiazka.co.uk/index.php?p_id=17&gclid=CKbEl_G9zLACFUcKfAod2imnZQ

    OdpowiedzUsuń
  4. ps czytasz Moikę Żyrafę?
    pps witaaminka ma dwa egzemplarze gordona, moze Ci odsprzeda? pozdr x

    OdpowiedzUsuń
  5. BiG m: A pewnie, że czytam, nawet w linkowni ją mam od dawna. :) To dzięki niej natknęłam się na Juula i NVC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to podesle Ci linka jeszcze do mnie bo pewnie nigdy nie zauwazysz ze mam nowego bloga :-p
      http://uwolnicmysliniechciane.blogspot.co.uk/

      Usuń
  6. jak czytalam Twoja notke, to tak jakbym czytala swoja pare miesiecy temu;) u nas bylo doslownie tak samo, czasem teraz tez tak jest, ale to juz sa wtedy jednodniowe takie akcje;) ale doslownie z tym 'NIE' tak samo, z tym jedzeniem, z tym bananem, ze wszystkim hehe.. teraz jest juz troche lepiej, i wiem, ze u Was tez to minie ;);) cierpliwosci.. u nas jednak to ojciec jest tym bardziej surowym;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej ANiu,
    no to ja dołączam do klubu :) Na razie nie jest to aż tak uciążliwe, jak czasem czyta się na forach (histerie itp.), ale u nas też chyba się to zaczyna. Leo automatycznie odpowiada na prawie wszystko "nie". "Zjesz banana?" "Ne. (Po chwili namysłu) Ta." Prawie każda odpowiedź rozpoczyna się od "ne".. Też mam zamiar przyjrzeć się temu bliżej w kolejnym wpisie na blogu :)
    Muszę przyznać, że ja nie czytałam wymienianych przez Was ksiażek, na te nazwiska natykam się tylko przy okazji czytania artykułów dot. rodzicielstwa bliskości. Może skuszę się na "Dziecko z bliska", słyszałam, że rewelacja.
    Choć niektórych motywów polecanych np. przez Żyrafę z premedytacją nie stosuję, np. mimo uszu puszczam zalecenie, żeby nie chwalić dziecka (oczywiscie mam na myśli chwalenie przesadzone, np. rozpływanie się przez pół dnia w zachwytach nad zrobioną kupką itp), ale miłe słowo zawsze jest w cenie :-).

    OdpowiedzUsuń
  8. M_M: Dziecko z bliska sama planuję sobie zakupić, ale jak zwykle mam problem z przesyłką z PL. Mam wrażenie, że wydaję krocie ostatnio na książki: a to dla siebie,a to dla Antka (dla niego chyba nawet więcej :P). Więc próbuję to ograniczać, ale co chwila mi coś nowego wpada... ech... ;)
    Motyw z nie-chwaleniem też do mnie nie do końca pasuje. Chyba zależy, co chwalimy i jak. Np. ja mam autentyczną alergię, jak moja mama przez Skype'a chwali Antka za jedzenie. "Jak ładnie jesz!". Chryste - to można jeść brzydko??? O.O Ja nie wiedziałam, że taka naturalna czynność wymaga pochwały, jakby dziecko zrobiło coś nadzwyczajnego, a ono po prostu zaspakaja głód. :P Ale tak, to chwalę, gdy mnie coś autentycznie zachwyci. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. he he , podejrzewam, że te wypowiedzi naszych mam w stylu "jak ładnie jesz", albo (moja mama) "ale jesteś zły!" (gdy Leo akurat był podenerwowany i pokrzykiwał) to są po prostu tak utarte kalki wdrukowane do głowy przed laty, że teraz pewnie nawet nie zastanawiają się nad ich faktycznym znaczeniem. Ja tam moją mamę "zdjechałam" za to że mówi o Leo, że jest "zły", przypominając jej faktyczne znaczenie tego słowa. Poskutkowało - teraz się bardziej pilnuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj znamy to, znamy! U nas z kolei jest hasło: "Siama!" Aż zaczęliśmy się śmiać, że z niej jest Zosia Samosia, co z kolei doprowadziło do zmiany hasła z 'Siama" na "Samosia!" :) I teraz jak Pola coś chce sama to woła "Samosia!" :) I wkurza się jak jej coś nie wychodzi, jak nie udaje jej się zakręcić samodzielnie butelki z wodą mineralną, ubrać skarpetki, ułożyć wieży z klocków itp itd. Wtedy jest wrzask, rzucanie czym popadnie gdzie popadnie i ogólny foch pod hasłem 'bez kija nie podchodź'. Wtedy nie ma co jej tłumaczyć, bo ona i tak nikogo nie słucha/ nic nie słyszy.. Cieżki to okres, ale trzeba go przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Agrafko - Leo zachowuje się IDENTYCZNIE, jak coś mu się nie uda! Płacz i "ne udało się!" (a nigdy nie mówiliśmy mu, że jak coś się nie uda, to kaplica ;-) ). Ostatnio zaczęliśmy robić show polegające na tym, że gdy Leosiowi coś się "ne uda", to bijemy brawo i mówimy "Hurrra, nie udało się!" ;-)))

    OdpowiedzUsuń