Dzwony na wieżach okolicznych kościołów stały się w tym tygodniu fascynacją mojego dziecka. Bo tak fajnie dzwonią bim-bom (po antkowemu: bum-bam, a raczej jakieś bummam), bo to fajne, bo kojarzy się z domem babci i dziadka, gdzie staroświecki zegar wahadłowy bije na każdą pełną godzinę i na połówki głośne bim-bom.
Mieliśmy jakieś niesamowite szczęście, że ilekroć przechodziliśmy koło katedry czy kościoła, właśnie wtedy rozlegało się bicie dzwonu. Antoś mógł stać i słuchać bez przerwy, powtarzał pod nosem swoje "bum-bam" i pokazywał paluszkiem, że to tam jest, tam! Mamusiu! Słyszysz! Ale dzwoni! :D
Mieliśmy jakieś niesamowite szczęście, że ilekroć przechodziliśmy koło katedry czy kościoła, właśnie wtedy rozlegało się bicie dzwonu. Antoś mógł stać i słuchać bez przerwy, powtarzał pod nosem swoje "bum-bam" i pokazywał paluszkiem, że to tam jest, tam! Mamusiu! Słyszysz! Ale dzwoni! :D
Na coś się jednak kościoły przydają;)
OdpowiedzUsuńkurcze no super ;);) ze tak dzwony go ciekawią:D:D
OdpowiedzUsuńsuper, chociaz nowe slowka dochodza na rzeczy ktore Antos chce nazwac po swojemu :)
OdpowiedzUsuń