czwartek, 30 września 2010

Szczepienie: dalsze losy

Się zaszczepiliśmy. Znaczy Antolek się zaszczepił, ale mam tak od samego początku naszej drogi mama-dziecko, że zaczęłam nadużywać liczby mnogiej i mówię często, że "się karmimy, się kąpiemy, właśnie zasypiamy itd.", choć to tylko Antol zasypia, kąpie się lub je, a ja jestem tylko do pomocy albo do obserwacji. Więź między mną a moim synkiem jest silna i odbija się w języku mówionym. Czasem czuję, że jesteśmy z Antkiem nadal jednym organizmem, jesteśmy "my", a nie ja i on. Czy tylko matki tak mają, czy ojcowie też? Nie zauważyłam tej powtarzającej się jak mantra liczby mnogiej u mojego męża, gdy mówi o bobasku. Może to kwestia ciąży?
   W każdym razie szczepienie odbyło się wczoraj. Tak - to straszne, że takie maleństwa kłują, i to kilka razy. Skorzystałam z opcji szczepionek skojarzonych, bo im mniej tych wkłuć, tym lepiej dla mnie i dla Antka. Ale i tak dwa udka zostały "naznaczone", a Antol rozkrzyczał się okropnie. Trudno się dziwić - igłę wbijają w udko całą jej długością, aż po nasadę. Sama bym krzyczała, gdyby mi ktoś taki kawał metalu wbijał w nogę albo rękę. Poza tym bobas mi już tak słodko przysypiał na rękach, a tu nagłe przebudzenie w bólu. :/ Pielęgniarka przy drugim zastrzyku, na żółtaczkę, dodała jeszcze, że "ta druga szczepionka boli bardziej, to teraz może krzyczeć więcej". Ech... Krzyk był straszliwy, ale krótkotrwały.
   A potem szybkie ubieranie, zagadywanie Antka, żeby szybko zapomniał o bólu w nóżkach, i do domku (po drodze przystanek w aptece po coś przeciwgorączkowego dla małego, bo te szczepionki miewają niefajne skutki uboczne w postaci gorączki właśnie). Tu zadziałał smoczek: młody zassał się i leżał grzecznie w wózeczku całą drogę do domu, a tam dostał ciumka prawdziwego i było ok. Za to koło 17:00 zaczęło się dziać coś niedobrego, Antol płakał żałośnie, nie uspakajało go bujanie na rączkach, smoczek wypluwał z obrzydzeniem. leżeć nie chciał i ostatecznie podziałał znów maminy ciumek, przy którym Antolek odpłynął w sen. I sen ten trwał niemal do 24:00 nieprzerwanie. Kąpiel w dniu wczorajszym nie odbyła się zatem - bywa. Nikt nie płakał z tego powodu, choć wszystko już do kąpieli było naszykowane, a ja czekałam, aż bobas się przebudzi. :P Latałam z termometrem i mierzyłam mu temperaturę co jakieś 30 minut, która oscylowała w granicach 37,8 stopni. Cieszyłam się w duchu, że Antek przesypia w zasadzie całą sprawę i nie przeżywa tego bardziej drastycznie. Za to Adam bardzo przeżywał podwyższoną temperaturę synka: raz - był daleko i nie miał wglądu w to, co się dzieje, a wszelkie wieści "z frontu" dostawał przez telefon; dwa - to pierwsza taka chorobopodobna sytuacja w naszym życiu we troje. Na szczęście gorączka nie przekroczyła 38 stopni, a rano oboje z Antolem wstaliśmy w dobrych humorach. Tylko jacyś senni jesteśmy cały dzionek (znaczy: on jest, ja się wyjątkowo nawet wyspałam). Na kolejne 6 tygodni można zapomnieć o igłach.

23 komentarze:

  1. barbaras25@poczta.onet.pl, 2010-09-30 17:0319 lipca 2011 14:36

    To dobrze, że nie było najgorzej. Mój syn po pierwszym takim szczepieniu płakał całe popołudnie i gdy go nosiłam to przypomniałam sobie jak pielęgniarka mówiła, żeby podać Małemu paracetamol 80mg przeciwbólowo. I podałam i po kilkunastu minutach Mały był o wiele spokojniejszy. Teraz z każdym szczepieniem będzie lepiej, bo Antoś większy no i mniej wkłuć. Pozdrawiam! hania

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja właśnie kupiłam jakieś czopki 80mg i się nie przydały - temperatura nie wskoczyła powyżej 38 stopni na szczęście. :)
    I tak sobie właśnie tłumaczę, że kolejne szczepienia będą już lepsze, bo tylko jedno wkłucie + starszy Antoś = więcej spokoju. :)

    ~kaczuszka, 2010-10-02 09:07

    OdpowiedzUsuń
  3. esperanza, 2010-09-30 18:4619 lipca 2011 14:36

    Kurcze, ja to chyba umrę jak będę musiała patrzeć jak kują moją malutką:((

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez cały czas miałam Antoszka na rękach, także od razu po wkłuciu i krzyku z nim związanym mogłam go tulić i tulić, aż się uspokoił. Dasz radę, ja nawet nie płakałam, a wiem, że się matkom zdarza.

    kaczuszka, 2010-10-02 09:10

    OdpowiedzUsuń
  5. Olusia, 2010-09-30 19:2919 lipca 2011 14:37

    To mówienie w liczbie mnogiej u nas tez wystepuje :)) Znaczy u mnie u T. nie :) Antol lub Antolek to też jedna z form określania Okrucha:) Bo są jeszcze: Antusiek, Anto( to dwuletni syn mojej kuzynki) Antosiek, Antusiek i Antolunia, Tosiek, Tosiunia jednak najczesciej Antek lub Okruch :) Jak sie wkurzam na niego to mówię Antoni Janie :)

    My tez szczepimy skojarzonymi...pierwsza jest najgorsza, bo najwięcej wkłuć, potem już najwyżej dwa, potem jedno. U nas mały nie gorączkował, ale senny był bardzo. Jeszcze w 13 miesiącu szczepienie i na jakiś czas mamy spokój.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mąż z form poważnych imienia Antoszka wprowadził dostojne "Antoniuszu". :P

    ~kaczuszka, 2010-09-30 21:02

    OdpowiedzUsuń
  7. Krasnal, 2010-09-30 22:5019 lipca 2011 14:37

    Jakoś mi się Klaudiusz przypomniał, nie wiedzieć czemu;P

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie ja też nie wiem, czemu... :P

    ~kaczuszka, 2010-10-01 07:24

    OdpowiedzUsuń
  9. Olusia, 2010-10-01 08:1819 lipca 2011 14:38

    Antoniusz sie u nas tez pojawia, ale to mój brat używa :))

    Antoniuszu zostaw Feliksa! Normalnie boki zrywam:) Dwa maleństwa zajętę zabawą w kto kogo złapie i takie imiona! :)

    Feliks to dwumiesięczne kocię :)

    OdpowiedzUsuń
  10. olguska, 2010-09-30 21:4119 lipca 2011 14:38

    tak dobrze zniósł a jak zniósł ta pitna szczepionke??
    To miałas szczescie z ta szczypionka u mnie było znacznie gorzej

    OdpowiedzUsuń
  11. Żadnej pitnej szczepionki nie było. Tylko dwa wkłucia.

    ~kaczuszka, 2010-09-30 22:19

    OdpowiedzUsuń
  12. Rivulet, 2010-09-30 21:4219 lipca 2011 14:39

    Ja miałam takie mówienie per my na początku ale mój znajomy się z tego śmiał i przestałam - a raczej staram się tego nie robić:) Zresztą stwierdziłam, że niech młody się już zaczyna czuć sobą a nie częścią mnie, także językowo :P
    A szczepionki drastyczne, a mojego to nawet częściej kłuli bo różne badania były na początku :( Ale potem już coraz lepiej to znosił więc git, raz nawet się śmiał po szczepieniu :D O tyle dobrze że chyba dzieciaki szybko zapominają o tym. A gorączki odpukać jeszcze nie miał, za to pierwszy katar i przeziębienie już zaliczone...

    OdpowiedzUsuń
  13. Mi nikt jeszcze uwagi nie zwracał, sama się na tym złapałam. Jakbym nie miała już osobnej tożsamości... Ale widać takie prawa relacji z maleństwem. Kiedyś mi przejdzie, nie zwalczam tego. :P

    O przeziębieniu czytałam u Ciebie. Mam nadzieję, że zdrowie powróciło. :)

    kaczuszka, 2010-10-02 09:13

    OdpowiedzUsuń
  14. mama3serc, 2010-09-30 22:0319 lipca 2011 14:39

    :))) też gadałam w liczbie mnogiej:))) Mąż nie. To chyba właśnie kwestia ciąży..:)
    Zaprzestawałam używać formy "my" kiedy któregoś dnia zjawiłam się z dzieckiem w gabinecie lekarskim i mówię, że "przyszliśmy na szczepienie", lekarz-zaznaczę, że taki jakiś autentycznie niemiły, odparł: "To kogo pierwszego szczepić??!" - jakoś się powstydziłam (choć czego????), pamiętam, że potem uważałam jak mówię:)))
    A synio wysypiać się mamie daje widzę - to cudownie!

    OdpowiedzUsuń
  15. Mama, 2010-09-30 22:4919 lipca 2011 14:40

    Ojej to dobrze ze on tak dobrze to przezyl, dobrze ze goraczki nie mial bo bylby bardziej marudny, moze akurat ten sen mu pomogl...

    OdpowiedzUsuń
  16. Krasnal, 2010-09-30 22:5619 lipca 2011 14:40

    Fajnie, że już jesteście (w liczbie mnogiej) po i że nie było strasznej tragedii:) A w ogóle to pewnie po prostu posłusznie wpasowujesz się w Antkową fazę symbiozy;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja mam nawet wrażenie, że matki też tą fazę symbiozy przechodzą. :P

    ~kaczuszka, 2010-10-01 10:14

    OdpowiedzUsuń
  18. Krasnal, 2010-10-02 00:3019 lipca 2011 14:41

    No to by nawet logiczne było - bo taka symbioza jednostronna to żadna symbioza, co najwyżej pasożytnictwo;) Więc jak się nie chcesz czuć pasożytowana, to nie masz wyjścia;P

    OdpowiedzUsuń
  19. nena@onet.pl, 2010-10-01 18:0319 lipca 2011 14:41

    Iza, autorka bloga http://iza31.blog.onet.pl/ to fałszywa mamusia. Zdjęcie niby swojej córki Julii skopiowała ze strony: http://www.wczesniak.pl/galeria/showpict.php?pid=26
    Teraz pousuwała wszystkie zdjęcia z bloga ale na pewno każda z osób odwiedzających jej blog pamięta to zdjęcie.
    Więcej o tym napisane jest na stronie: http://c-bool-ka-i-inne.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  20. Werka, 2010-10-02 12:4219 lipca 2011 14:42

    No nareszcie ktoś właściwym tropem myśleniowym się wykazał! Otrząśnijcie się dziewczyny!!!! Ciebie kaczuszko czytam od dawna, bardzo Cię polubiłam i cenię każde Twe słowa wylewane w postach, ale wiary dać nie mogłam, że też jesteś tak naiwna, jak te wszystkie blogerki czytające tudzież komentujące z ogromnym współczuciem nijaką Izę?? Spójrz na styl pisania Izy i Małej:) O naiwności.... mnie to tylko dziwi bardzo fakt, że takim bajkopisarkom czasu nie szkoda..... Podobnie fałszywa była niejaka Kasia z maleństwami (www.dwa-skradzione-serca.blog.o net.pl) - się dziewuszka wreszcie tak powstydziła, że "się skasowała".

    OdpowiedzUsuń
  21. olunias0@poczta.onet.pl, 2010-10-01 20:2919 lipca 2011 14:42

    Witaj !
    Liczba mnoga to pewnie skutek ciąży :)
    Szczepionki..ogólnie zastrzyki to niezbyt miłe doświadczenie dla dorosłych , a co dopiero dla takiego maluszka..
    Życzę zdrowia i przespanych nocy :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. alex255@onet.pl, 2010-10-01 21:1219 lipca 2011 14:43

    Dzielny maly mezczyzna :)) Zeby byl taki dzielny cale zycie :)
    Tez myslalam o szczepionkach z mniejsza iloscia kluc dla malenstwa jak juz si urodzi - wszystko aby tylko ulzyc i bylo mniej lez...

    OdpowiedzUsuń
  23. Z pewnością warto szczepionki skojarzone rozważyć. Chcieliśmy się nawet pokusić na tą najfajniejszą opcję - tylko jeden zastrzyk, ale koszta nas zdecydowanie przerosły. Więc "idziemy" wg Programu na 5. :)

    kaczuszka, 2010-10-02 09:15

    OdpowiedzUsuń