piątek, 8 października 2010

Samotny tydzień

Pisałam o tym, że mąż mnie na tydzień "porzucił" i zostałam sama w domu z Antkiem. Wiedziałam, że będzie to ciężki tydzień, ale nie sądziłam, że aż tak. O.O Do czwartku jeszcze było całkiem fajnie: udawało mi się ogarnąć wszystko, nawet w miarę regularnie jadłam, były spacerki i cudne kąpiele Antoszka, potem spokojne kołysanki i czas dla siebie wieczorem. Ale chyba zmęczenie dało znać o sobie w piątek, gdy młody miał jakiś atak płaczu późnopopołudniowego i nie uciszało go nic, od ciumka, noszenia na rękach, po zabawki, masaże, leżenie na plecach/brzuszku itp. Wył i wył, a ja nie znajdowałam już w sobie żadnych pokładów czułości i empatii i chciałam, żeby Antek się po prostu zamknął. Albo chciałam go mordować albo uciekać gdzieś, gdzie go nie ma, a ja mam czas iść siku. Gdzie nie muszę 24h na dobę czuwać nad szczęściem i bezpieczeństwem mojego dziecka i mogę zająć się np. czytaniem książki. Gdzie nie jestem na godzinę uziemiona na kanapie z dzieckiem na ręku, bo Antol postanowił zasnąć przy cycu i wiem, że jak go odłożę do łóżeczka, to się od razu przebudzi i zacznie płacz... W sobotę byłam już bliska załamania nerwowego, bo płacze popołudniowe nie odchodziły, za to ja wychodziłam z siebie. Chronicznie niewyspana, z lekkim niedożywieniem (nie dość, że czasu brak, to jeszcze ta dieta pierońska) i kompletnym brakiem pomocy ze strony kogokolwiek: mąż daleko, rodzina i znajomi to samo... Dzwoniłam do Adama i żaliłam się na swój los, ale to nie przyspieszyło jego powrotu w żaden sposób. Mało tego - w niedzielę wrócił późnym wieczorem, o co byłam na niego zła, bo czekałam jego powrotu jak kania dżdżu. Liczyłam na godzinę 16:00... no może 17:00, a mąż wrócił ok. 20:30.
   Odchorowywałam ten samotny tydzień przez kolejne kilka dni. Popłakiwałam w duchu, jakie mam beznadziejne życie, że ciuchy za małe albo stare i brzydkie, że się ze mnie robi "mamuśka", a ja tu chcę być jeszcze młoda i fajna, że jest nudno i jałowo, i różne inne żale w podobnym temacie i kształcie. Jednego dnia w ramach remanentów w życiu i głowie, wywaliłam wszystko z szafy, a potem układałam i segregowałam. Część poszła do wyrzucenia, bo się jej należało, reszta leży zgrabnie poukładana w kosteczkę do dnia dzisiejszego - znak porządku w życiu w ogóle. We wtorek uciekłam wieczorem na salsę i nie było mnie do północy - ach, jakże oczyszczające duszę jest takie urwanie się z domu, zrobienie na bóstwo i spotkanie dawno nie widzianej wiary z Muchos. A w środę kolejna ucieczka na jogę (tak, zapisałam się na Ashtangę!). Wszystko razem plus obecność męża, plus obecność koleżanki, która stała się naszą lokatorką na czas studiów, sprawiło, że wróciłam do równowagi. Znów mogę gugać do Antosia z autentyczną radością w oczach i nie przeszkadza mi, że czasem wisi przy cycu i przysypia. Przecież jest wtedy taaaaaki słodki. :D

19 komentarzy:

  1. polkawuk@op.pl, 2010-10-08 22:0622 lipca 2011 04:29

    No niestety nie zawsze to macierzynstwo jest takie piekne i kolorowe... A najgorzej jest kiedy nie ma sie nikogo do pomocy ani chocby do wyzalenia sie... Tez to przechodzilam i nadal sie to zdarza. A teraz w drugiej ciazy - maz niby jest przy mnie a jakby go nie bylo, nie traktuje mnie tak jak w pierwszej ciazy czyli jak ksiezniczke, A ja tak czasem potrzebuje jego wsparcia, rozmowy, pomocy... :(
    polka-w-uk.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hania, 2010-10-08 22:1422 lipca 2011 04:30

    Dziś nie było mnie w domu dwie godziny, a jak wróciłam to miałam naładowane akumulatory tak, że szok! Jak nie wychodzę nigdzie to jestem okropnie nerwowa i krzyczę na te moje dzieci a przecież matka też człowiek;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. esperanza, 2010-10-09 09:3022 lipca 2011 04:30

    A co robisz z karmieniem jak wychodzisz na kilka godzin? Dajesz butelkę? Bo ty karmisz jeszcze piersią, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  4. Odciągam mleko laktatorem do butelki i mąż karmi Antka. :)

    ~kaczuszka, 2010-10-09 09:40

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze tylko dopiszę, że odciąganie pokarmu teraz trwa i trwa, muszę na 2-3 razy ściągać, bo laktacja już jest unormowana i się tak łatwo nie da, jak początku: że siądę, 5 minut i mam 100ml. :P A poza tym teraz to Antek już zjada ponad 125ml. :)

    ~kaczuszka, 2010-10-09 09:44

    OdpowiedzUsuń
  6. Rivulet, 2010-10-09 14:5822 lipca 2011 04:32

    Heh rozumiem Cię, mam to samo czasem. Najbardziej jestem padnięta z piątku na sobotę, w weekend ładuję akumulatory, bo się młodym mąż też zajmuje i mam trochę czasu dla siebie. I nieraz mam ochotę małego udusić jak ryczy, a potem mam wyrzuty sumienia :P Bo tak generalnie to przecież kochany jest... Najlepiej to zrobić coś dla siebie i poczuć się kobieco. Tudzież po prostu iść na spacer. A co za dietę masz? Pozdr :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No taką eliminacyjną, na potrzeby podejrzenia skazy białkowej. Na razie wprowadzone do jedzonka mam jajka i ryby, co i tak daje spore pole do popisu, ale np. wędliny jem w ograniczonych ilościach, bo do 99% wędlin dodaje się białko mleka, a to jest na razie podejrzany składnik. Więc mąż mi lata do LIDLa po taką wędlinę, która tego nie ma. Ale nie zawsze mu się chce tam jechać, bo tylko tą jedną rzecz tam kupuje. I wtedy jest słabo z kanapkami (czyli ze śniadankami i kolacjami). No nic, w przyszłym tygodniu wprowadzam kolejny składnik, chyba że te ryby go uczulają... ale mam nadzieję, że to jednak fałszywy alarm z tą skazą.

    ~kaczuszka, 2010-10-09 15:57

    OdpowiedzUsuń
  8. Rivulet, 2010-10-10 19:1822 lipca 2011 04:33

    Oj to współczuję... Ale może faktycznie alarm fałszywy i niedługo będziesz mogła jeść normalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Krasnal, 2010-10-09 22:4422 lipca 2011 04:33

    Przypomniało mi się, jak Pchełka w kilka miesięcy po porodzie mówiła, że chciałaby mieć bungee - żeby w razie potrzeby móc małego wyrzucić za okno, ale żeby zaraz wrócił;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A wiesz, że mi się ten txt co jakiś czas przypomina? :P Bo taki jest adekwatny. :)

    ~kaczuszka, 2010-10-10 09:16

    OdpowiedzUsuń
  11. Krasnal, 2010-10-10 14:4122 lipca 2011 04:35

    Indeed, Mr. Darcy, indeed:P

    OdpowiedzUsuń
  12. marysia, 2010-10-10 12:2122 lipca 2011 04:35

    Hej!

    Rozumiem Cię doskonale .Mała ma miesiąc , mąż pracuje i jest poza domem od rana do wieczora i też czasem mam ochotę uciec :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. olguska, 2010-10-10 21:4122 lipca 2011 04:36

    pfff... jeden tydien co to jest to przyjemnosc ale samotnie przez kilka miesiecy to juz nie wesoło... i bardzo ciezko wiem cos o tym

    OdpowiedzUsuń
  14. Madzia :), 2010-10-11 09:2122 lipca 2011 04:36

    Masakra tak zostań z Maleństwem na cały tydzień. Kiedyś to przerabiałam. Nie dziwię się, że sie podłamałaś. Najważniejsze, że Mąż wrócił i mogłaś się wyrwać z domu na tańce. Życzę fantastycznych chwil przy Antosiu i dużo czasu dla siebie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. bablowa, 2010-10-12 17:3822 lipca 2011 04:37

    oj cieżko jest samemu - tez czasem zostaje sama i jestem wykonczona! podziwiam wszytkie samotne matki!

    OdpowiedzUsuń
  16. justynafb@onet.pl, 2010-10-13 08:2622 lipca 2011 04:37

    Ech rozumiem Cię doskonale, ja czasami mam tak samo :-)
    justynafb.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. anka080@op.pl, 2010-10-13 13:3122 lipca 2011 04:38

    ahh ciezko jest byc na dluzsza metę sama w domu z dzieckiem.. nie wytrzyma sie nerwowo, zwlaszcza z takim malym dzieciątkiem, ktore duzo placze.. rozumiem Cię i mąż tez powinien zrozumieć..
    ja tez mialam lekkie zalamanie nerwowe na poczatku jak Kinga nie miala jeszcze 2 miesiecy, ale dzieki mezowi i rodzinie poradzilam sobie z tym..
    jednak takie wyjscie mamy z domu na kilka godzin oczyszcza jej organizm z roznych glupich mysli... to jednak prawda...
    pozdrawiam ;**

    aanulaa

    zapraszam do siebie ;**

    w-krainie-codziennosci.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Mama, 2010-10-13 17:4622 lipca 2011 04:39

    Ech moja tez przy cycu zasypia, tez czesto placze. Maz ja uspokaja smokiem, mimo ze jest czas na jedznie. Mala wtedy zasypia i budzi sie po kilku godzinach. Moze to i fajne, ale przeciez musi tez jesc a nie tylko smoka mamlac w buzi

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja BARDZO rzadko używam smoczka. Tylko w sytuacji, gdy naprawdę nie wiem, czemu młody "miągwi" i nic innego nie pomaga albo nie mam już sił go zabawiać. Zresztą smok działa na jakieś 5 minut. :P Antek nie zaprzyjaźnił się ze smoczkiem, ale płakać z tego powodu nie będę. :P

    ~kaczuszka, 2010-10-13 20:19

    OdpowiedzUsuń