czwartek, 8 grudnia 2011

Jak to działa?

   Dzieci to wspaniali odkrywcy, a przy tym społeczne do szpiku kości stworzenia. Zabawki? Owszem, bywają ciekawe na moment albo dwa, ale ponieważ dorośli raczej się nimi nie chcą bawić, dzieci większym zainteresowaniem darzą przedmioty codziennego użytku. Antek nie jest w tej materii żadnym wyjątkiem.
   Moje niespełna szesnastomiesięczne dziecko jest świetnym pomocnikiem/przeszkadzajką we wszelkich codziennych czynnościach. Fascynuje go krojenie nożem, jedzenie łyżką i widelcem (ale tylko łyżką lub widelcem mamy albo taty, czyli w rozmiarze BIG. Swoich mniejszych sztućców jakoś Antek używać nie chce.), picie z prawdziwego, dorosłego kubka (najlepiej, gdy kubek ten pomieści przynajmniej pół litra napoju, wtedy NA PEWNO wzbudzi żywe zainteresowanie Antonia. Małe kubeczki są kompletnie nieinteresujące.), wyciskanie soku z pomarańczy, ocieranie skórki z cytryny, obieranie ziemniaków, mielenie pieprzu, obieranie jajka ze skorupki (jedzenie tegoż jajka już jakoś mniej wciąga :P), wycieranie rozlanych napojów szmatką, odkurzanie (odkurzacz jest ostatnio na topie!), zamiatanie (ale tylko, jak szczotka jest na kiju i ma przynajmniej 1,5 metra długości :P) itp.
   W praktyce wygląda to tak, że Antek chce brać noże do buzi albo kroić nimi coś z całej siły naciskając daną rzecz szpikulcem (zanim nie wyrwę mu tegoż noża z ręki), walić jajkiem w stół aż skorupka rozpadnie się na miliardy maleńkich kawałeczków, które potem mama, czyli ja, sprząta ze stołu i spod niego (przy radosnym akompaniamencie "o-oł!" mojego dziecka, które nie omieszka zauważyć, że coś się rozsypało). Próbuje pić z kubków, które pomieściłyby niemal pół jego twarzy, przez co połowa zawartości rzeczonych kubków ląduje na koszulce, spodniach i na podłodze (a mama wyciera), wyrywa mi z ręki obieraczkę do warzyw i przykłada ją do ziemniaka albo marchewki, a gdy się samo nie obiera, to się wkurza i rzuca obieraczką przez pół kuchni (albo np. bierze ją do buzi, ku zgrozie mamy, czyli mojej). Ciągnie szczotkę na kiju z pokoju do pokoju, potykając się o nią i bijąc długim kijem od tejże wszelkich napotkanych po drodze dorosłych (czytaj: mnie i Adama). Wyrwaną mi z ręki szmatką "wyciera" podłogę, czyli rozrzuca okruchy po CAŁEJ kuchni i części salonu zamaszystymi ruchami. Ciągnie rurę od odkurzacza przez całe mieszkanie i się dziwi, że nie buczy, bo jak tata ją bierze do ręki, to wydaje dźwięk (idea prądu jest Antkowi nadal głęboko obca).
   Ogólnie - jest potem duuuuużo sprzątania i każda czynność trwa pięć razy dłużej, gdy mały człowiek chce pomóc. Ale jest też niesamowite patrzeć, jak dziecko na własną rękę i uparcie chce działać samo, odkryć to wszystko, co robią dorośli i po co oni to w ogóle robią. Słodkie. Czujność mamy (czytaj: moja) wzmożona po czterokroć, bo w okolicy przedmioty ciężkie, ostre i łatwo tłukące, ale jak dotąd strat nie zanotowałam. A satysfakcja ze współdziałania z Antkiem jest wielka. :) Za parę lat pewnie żadną siłą nie zagnam mojego dziecka do odkurzania albo zamiatania, to korzystam, póki okoliczności sprzyjają. :P

6 komentarzy:

  1. I to mi się podoba! Dzieci widzą, że wciskamy im jakieś "dzieciowe" substytuty, od plastikowych talerzyków i sztućców, poprzez zabawkowe - zminiaturyzowane - odpowiedniki "dorosłych" przedmiotów, po nocniki (tzn. my jeszcze nie proóbowaliśmy, ale mówię ogólnie :) oczywiście niektóre dzieci lubią korzystać nich korzystać, ale niektóre od razu optują za dorosłą ubikacją :) )... Ale dzieci widzą że to pic na wodę. Dlatego nie próbuję już na siłę wciskać zabawek wyglądających jak przedmioty domowego użytku, tylko daję prawdziwe przedmioty domowego użytku. Lepsza zabawa, większa trwałość takiej zabawki (zasadniczo...) no i ulga dla kieszeni :)))
    Fakt, że czasem ucierpi na tym nasze mieszkanie (np. poodpryskiwana farba z kuchennych szafek od uderzeń metalowym odsączaczem do makaronu :-/ ) ale cóż... koszt wkalkulowany... ;)

    Pozdrowienia! No i czekam na maila :)))
    Marysia/Luthien

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszę, napiszę, jak tylko znajdę moment na pisanie, bo ostatnio nawet z pisaniem bloga u mnie krucho - praca, dom, praca, dom i tak leci. ;) Ale wkrótce święta, jupi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh widzę że nie tylko mój dzień polega na zamiataniu i wycieraniu tego, co zostawi za sobą mały odkrywca :) Ale przynajmniej coraz mniej katastrof przy piciu herbaty z mojego kubka.. Za to nocnikowanie to jest problem na razie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak szkoda ze na razie, dopoki nie ma "doswiadczenia" w idealnym sprzatniu taki czyscioch Wam rosnie, niestety idea odkurzania za pare lat nawet mnie by odpowiadala niestety Emma boi sie odkurzacza jak nasze koty i "odkurza" trzymajac mame za noge

    OdpowiedzUsuń
  5. oj tak mojego synka własnie ucze sprzątania własnych zabawek. Bo podawanie Mamy butów ma opanowane do perfekcji no i zaczynamy się sami rozbierać długo to trwa ale już się uczymy a co :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba być czujną, bo dzieciaki lubią wszystko pakować do buzi i dotykać, nie wiedząc, że coś jest gorące. Im dziecko starsze, tym więcej będzie z nim niespodzianek, bo w końcu noże się znudzą, a do piaskownicy pójdzie sobie samo :P

    OdpowiedzUsuń