... są dni takie, jak dziś. Że się straszliwie nie wyspałam, bo poszłam spać późno, a moje dziecko niespodziewanie wstało już po 7:00 rano (a zwykle śpi do ok. 8:30-9:00). Że na śniadanie Antek chciał winogrona, bo tatuś przyniósł, a ja poprzedni wieczór spędziłam robiąc zapiekankę owsianą (bardzo fajnie wyszła, nota bene, nawet Adam tak mówi :P) i tej owsianki to on głównie podziubał widelcem i odłożył ze stanowczym "NIE". Że chciałam z nim porysować, ale Antek miał inne plany i rysować nie chciał, więc był płacz i rzucanie kredkami. I mój wku...w. Przebieranie pidżamy i pieluszki nerwowe i bez sensu, dziecko płacze. Potem moje dłuuuuugie milczenie do dziecka, bo czułam, że emocje grają pod samą skórą i jak się odezwę, to nie powiem nic miłego. W głowie wszystkie te paskudne txty, których nasłuchałam się, sama będąc dzieckiem, z ust mojej mamy. Więc milczę. Tak w jakimś-tam stopniu chronię moje dziecko przede mną samą, ale też cały poranek niejako ignoruję go i jego próby zwrócenia na mnie uwagi.
A potem wychodzę do pracy, wracam i już jest 16:00. Adam zabiera Antka na spacer, bo WYJĄTKOWO nie pada i jest ciepło, a ja sprzątam dom, myję stos garów, prasuję górę ubrań i to jakoś pomaga mi dojść do siebie.
Bobas wraca ze spaceru po 19:00. Cały dzień minął, a ja nie spędziłam go na niczym fajnym z moim dzieckiem. Okropne poczucie bycia fatalną matką. :(
Na szczęście była wesoła kąpiel i czytanie bajeczek przed snem. I cycuś + tulenie do snu. Tak na osłodę, że nie cały dzień jest do d...py.
No są czasem takie dni. Niestety.
A potem wychodzę do pracy, wracam i już jest 16:00. Adam zabiera Antka na spacer, bo WYJĄTKOWO nie pada i jest ciepło, a ja sprzątam dom, myję stos garów, prasuję górę ubrań i to jakoś pomaga mi dojść do siebie.
Bobas wraca ze spaceru po 19:00. Cały dzień minął, a ja nie spędziłam go na niczym fajnym z moim dzieckiem. Okropne poczucie bycia fatalną matką. :(
Na szczęście była wesoła kąpiel i czytanie bajeczek przed snem. I cycuś + tulenie do snu. Tak na osłodę, że nie cały dzień jest do d...py.
No są czasem takie dni. Niestety.
:-(
OdpowiedzUsuńgłowa do góry!
Bo ten deszcz przeniósł się dziś do nas:p
OdpowiedzUsuńNo i takie dni są czasem POTRZEBNE, żeby docenić te jaśniejsze!
OdpowiedzUsuńJakby nasze życie przez cały czas przepełniała słodycz, to byśmy umarli z mdłości :)))
Pozdrowienia z deszczowego Poznania!
ehh czasem tak jest, ja tez tak mam, ze Kinia ma wszystko na NIE i nic nie chce robic;/ Wtedy wszystko wkurza:/
OdpowiedzUsuńA mam pytanko.. co planujesz zrobic z Antkiem. a dokladniej z jego zamilowania do cycusia, jak urodzisz dziecko? ;p tak pytam z ciekawosci czy cos postanowilas.
Tak szczerze, to nic nie postanowiłam. :P Chociaż nie - postanowiłam nic z tym nie robić i zobaczyć, co będzie. Ciągle mam jeszcze taką cichutką nadzieję, że Antoś odstawi się ostatecznie sam, ale póki co cycuś do zasypiania musi być, poza tym już nie cysia.
UsuńA jak nie, to będę karmić dwójkę. Jakoś przeżyję, chyba. :P
Cześć to my :)Pamiętasz nas jeszcze? Jeśli masz ochotę zapraszamy ponownie.
OdpowiedzUsuńhttp://kacperkowy-pamietnik.blogspot.com/
Ja też mam takie dni, a czasami jeszcze go gorsze bo zdarza mi się wybuchnąć. Ale cóż jestem tylko człowiekiem.
Pamiętam was, właśnie byłam - jak u was wyładniało na blogu, bardzo ładny szablon. :) Dodałam już do linkowni. :)
UsuńMi się czasem też zdarza wybuchnąć, ale najczęściej się hamuję, bo wiem, jak takie słowa ranią. Chociaż to moje hamowanie się wygląda pewnie dla Antka, jakbym była z lodu, bo się nie odzywam, nie wchodzę w interakcję, zajmuję się sobą i kompletnie go olewam. Ale wybieram to jako "mniejsze zło". A ostatnio po wybuchu przeprosiłam i utuliłam moje dziecko, chyba drugi albo trzeci raz w życiu. Ciężko mi z tym "przepraszam", ale Antek łatwo wybacza. Dzieci nas tak mocno kochają, wszystko nam wybaczą.
oj sa i niestety jest ciezko jak dziecko wszyskiego odmawia a my mamy mamy ochote sie akurat "bawic" w co innego, i jeszcze jedno - ciaza nas wykancza, tak samo mnie jak i Ciebie, emocje goruja i zmeczenie nie opuszcza ...
OdpowiedzUsuń