czwartek, 9 sierpnia 2012

Gotuj z Kaczorkiem!

   Moje dziecko uczestniczy w życiu rodzinnym w pełni od zawsze. Je z nami, to co my, gotuje też z nami. Jak był jeszcze całkiem małym brzdącem, to świetnie mu było na moim biodrze, w chuście, obserwować, co też mama wyczynia tam, na blacie. Z podłogi kompletnie nic nie widać, to się dziecko denerwuje, że mama na nie nie patrzy, tylko tyłem stoi odwrócona... Ale jak u mamy na rękach - to już super! :D
   Więc tak sobie bobas patrzył i patrzył, aż zapragnął smakować. Dawaliśmy mu więc do łapki kawałki tego, co akurat było w przygotowaniu. Pojawiły się tak "niebezpieczne" rzeczy jak cytryna (w 8 lub 9 miesiącu, WBREW tabelkom!), ostra papryczka jalapenos i co tam kto sobie jeszcze zapragnie. Bobas się super rozsmakował w tych cudach i przeszedł płynnie na następny level - on chce POMAGAĆ. :)
   Więc od sama-nie-wiem-kiedy Antoś ze mną gotuje. Sadzam go na blacie w kuchni i wyciągam sprzęty, jedzenie. W użyciu są NOŻE, ale jakoś nigdy Antoś ich specjalnie nie chciał łapać, a jeśli chciał, to mówiłam, że to ostre, że "ała" będzie w paluszek, że to na razie tylko dla mamy, co Dziabąg przyjmował do wiadomości bez protestów. Za to mógł wrzucać pokrojone warzywa do garnka (część zjadając gdzieś po drodze), mógł wlewać wodę do miski, wsypywać mąkę lub płatki zbożowe, mieszać wielką łychą w garnku (byle powoli, żeby gorąca woda nie chlapała na wszystkie strony, bo będzie "ała") i w ogóle wiele rzeczy robić. I Antoś robi to całkiem dobrze, chociaż oczywiście cały proces przygotowania potrawy trwa wtedy dłużej...
   Na tapecie od dobrego miesiąca albo dwóch są naleśniki - absolutny faworyt mojego dziecka, ponieważ Antoś przygotowuje je niemal w 100% sam: wlewa mleko i wodę, sypie mąkę, trochę soli, jajko jeszcze ja mu wbijam, bo on wrzuca wraz ze skorupką, ale to tylko kwestia czasu i praktyki... a potem wyciągam dla niego robota kuchennego z mieszadłami, Antoś te mieszadła wsadza w stosowne otworki, wkładamy kabelek do kontaktu ("mama" - Antoś jeszcze nie umie, zawsze prosi, żebym ja to za niego zrobiła), a potem trzyma tego robota w rączce i miesza. Sam sobie umie go włączyć. Mieszanie nie jest może szczytem idealności i zwykle poprawiam po swoim pierworodnym, żeby konsystencja była cokolwiek bardziej jednolita, ale jednak dziecko miesza. :) I się cieszy, że mu tak śmiesznie rączka drży od wibracji robota. ;)
   Potem czas posmarować patelnię oliwą (ja leję oliwę, Antoś smaruje specjalnym pędzelkiem), Antolek nalewa ciasto na patelnię wielką (jak dla niego) chochlą i prawie nie rozlewa. Podrzucam ja. Zjada on. :) Sam sobie jeszcze oczywiście musi polać naleśnika syropem klonowym albo miodem. Czasem do tego jest rozgnieciony banan. Po dwóch naleśnikach moje dziecko mówi "nie-e" i wstaje od stołu. :)
   Mam wrażenie, że prosi o naleśniki tak często ostatnio właśnie dlatego, że fascynuje go i cieszy cały proces ich przygotowania, oraz fakt, że on w tym wszystkim na serio uczestniczy. Że ma poczucie sprawstwa. I że widzi, że ja go nie strofuję, nie ograniczam, a wręcz zachęcam, żeby zrobił to wszystko sam i wierzę, że on to zrobi. :)
   Drugą "flagową" potrawą mojego dziecka jest koktajl bananowo-owsiany, który w zasadzie też przygotowuje całkiem sam. Najbardziej lubi, jak już wszystkie składniki są w mikserze i można w końcu wcisnąć guzik i wtedy wszystko tak szybko wiruje i się miesza. :D
   Mały kaczor tak szybko uczy się tego wszystkiego, że na trzecie urodziny tort chyba sobie sam upiecze. :P A na razie ja muszę jakiś fajny przepis znaleźć...

10 komentarzy:

  1. Fajnie :)
    A ten koktail bananowo-owsiany, to z czego konkretnie robicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konkretnie to leci tak: szklanka mleka (ryżowego w naszym przypadku, ale pewnie na krowim też wyjdzie, czy na jakimkolwiek innym), do tego jeden cały banan, łyżka zmielonego sezamu (albo pasty tahini, jak ktoś ma - ja mam, więc się już nie bawię w mielenie sezamu), łyżka maku (opcjonalnie, ostatnio robimy bez maku), ze 3 pełne łyżki płatków owsianych (surowych, nie trzeba ich gotować). Wszystko wrzucasz do miksera i ziiuuuuu! Po minucie jest gęsty koktajl, naturalnie słodki i pełen cudowności odżywczych. :)

      Usuń
    2. Mmmm... brzmi nieźle.
      U nas ostatnio królują lizaki lodowe. Wypróbujemy jednak któregoś dnia :)

      Usuń
  2. A zamiast tortu może coś takiego: http://cafebabilon.blogspot.com/2012/06/ekspresowy-sernik-z-nutella.html

    Bardzo fajne coś wychodzi, no i Młody sporo rzeczy mógłby robić sam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dzięki za przepis na tort - ta Nutella mnie trochę przeraża, ale może uda mi się jakiś możliwe zdrowy zamiennik znaleźć. A jak nie, to trudno - raz w życiu wszak są drugie urodziny pierworodnego, to Nutellę też jakoś przeżyję. ;)

      Usuń
    2. Hmm... może masa krówkowa? Albo masło orzechowe? Ale nie wiem, czy to zdrowsze ;)
      Ja robiłam to z takiej paskudnej podróby Nutelli z Tesco, którą mój chłop dostaje za oddanie krwi i wyszło całkiem spoko ;)
      My też na co dzień nie jadamy takich rzeczy, ale czasami mozna ;)

      Usuń
  3. a ja jeszcze sie boje stawiac/ sadzac Emme przy patelniach, bo ona wszedzie pcha swoje lapki i nie wazne ze sie i ze nie wolno...
    Twoj Kaczorek moze za duzo nie mowi, ale robi inne rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie miec takiego malego pomocnika w domu. Kinia mi tak jeszcze nie pomaga, ale lubi sie przygladac;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czasem to jego pomaganie wygląda bardziej, jak przeszkadzanie, ale staram się go maksymalnie angażować, bo widzę, że to lubi i że się dzięki temu uczy wielu rzeczy. Ostatnio na topie są ZAPACHY: Antoś musi wszystko powąchać, nawet sól i oliwę z oliwek. :P

      Usuń