czwartek, 1 listopada 2012

Z rodziną najlepiej na zdjęciu

   Od ponad miesiąca mieszka z nami moja mama, która przyleciała tutaj pomóc nam w opiece nad dwójką dzieciaków. Bo wiadomo - początki są ciężkie, sytuacja nowa i trzeba jakiegoś wsparcia i dodatkowej pary rąk.
   I naprawdę dobrze, że ona tu jest, bo czasem to bym kompletnie nie dała rady, albo Antoś byłby straszliwie porzucony samopas, bo młoda ciągle przy piersi albo na rękach/w chuście. A tak ma się kto z nim bawić, ktoś z nim rozmawia cały czas i ogólnie jest zaopiekowany. I widać, że dobrze mu się relacja z babcią układa, chętnie się do niej przytula, całuje ją i woła do zabawy. Babcia nie ma tutaj żadnych "ważnych" spraw i na zabawę zawsze ma czas, nie to, co mama i tata. ;) Choć bywa to dla mnie też trudne - że teraz nie mam tego czasu tyle na zabawy z moim ukochanym starszym dzieckiem, że trochę jestem obok niego, a wiem, że on nadal mnie bardzo potrzebuje, bo ma ledwo 2 latka.

   Ale miesiąc z mamą to dla mnie już za długo. Jesteśmy straszliwie różne w poglądach na niemal każdy temat. Zaczynają mnie irytować jej txty do Antka, nagabywanie go do jedzenia, jakieś takie lekkie zawstydzanie w tematyce sikania do nocnika (bo nadal to są historie sporadyczne, zwykle ze 2 razy dziennie Antoś robi to siku na nocnik, reszta nadal w pampka idzie), wieczne namawianie do tego, czego babcia chce i nie liczenie się z tym, czego Antoś chce. Nie jest to jakieś hardcorowe, dlatego dopiero teraz mi to zgrzyta bardziej. Wiem, że ona chce dobrze, ale... Wczoraj miałyśmy jakąś pierwszą poważniejszą wymianę zdań, dziś mama jest na mnie obrażona i ostentacyjnie się nie odzywa. :/ Jak jakaś nastolatka z fochem, naprawdę. A chciałam porozmawiać i dojść do porozumienia, a przynajmniej wysłuchać, ale wbiła wzrok w podłogę, zacisnęła zęby i odmówiła dalszej rozmowy. I teraz w domu taka jakaś dziwna, napięta atmosfera. Na szczęście z Antolkiem bawi się dalej radośnie, tylko mnie ignoruje...

   W takich chwilach myślę sobie, że dobrze by było, żeby już poleciała z powrotem do PL. Że takie akcje mi tylko dodają stresu, którego i tak mi wystarcza póki co przy rozkrzyczanym starszaku i cycoholicznej młodej. Ale widzę też, że jej obecność jest póki co potrzebna. Chociaż, tak na dobrą sprawę, gdyby mojej mamy nie było, to MUSIAŁABYM jakoś ogarnąć się sama z Adamem z tym wszystkim, jak masa innych rodzin, i pewnie by się udało, ale może przy większej ilości nerwów, krzyków i pretensji... Nie wiem. Wiem, że ciąży mi już obecność mamy, jej ciche ocenianie mojego rodzicielstwa (pewnie w większości na "nie" jak ją znam), jej dezaprobata naszego stylu życia (za dużo szastamy pieniędzmi, jadamy na mieście czasem i w ogóle...), jej wiecznego niezadowolenia z tego, co jej ugotuję na obiad, bo ona nie lubi: kaszy żadnej, kminku, dyni, soczewicy, spagetti to jest "śmieciowe jedzenie" i jak to obiad bez ziemniaków? Ech... I takiego... zamknięcia w sobie z jej strony mam dość. Że próbujemy jej pokazać coś nowego, jakieś wycieczki proponujemy, wyjścia do kawiarni, żeby coś miała więcej z tego wylotu do Dublina niż tylko dom i dzieci, a za każdym razem słyszymy, że to takie "pierdoły niepotrzebne", że ona bez tego może żyć, że to kosztuje, a po co pieniądze na pierdoły wydawać itd. Mówimy o tym, co ostatnio czytaliśmy, słyszeliśmy, że są jakieś nowe fajne teorie o wychowaniu, żywieniu, że coś tam jest zdrowe albo bogate z białko itd., a ona to wszystko kwituje taką... obojętnością połączoną z irytacją: że dla niej to jest bez sensu, ale jak chcemy tak robić, to proszę bardzo, to nasze życie i możemy robić co chcemy, jej nic do tego.

   Chcąc nie chcąc znów stanęłam na pozycji dziecka wobec niej. Szukam akceptacji, aprobaty, jakiejś oznaki zainteresowania moim życiem, moimi pomysłami. W końcu jestem jej córką, chyba powinno ją to interesować, prawda? Ale rozbijam się o jakiś mur, który dookoła siebie zbudowała, chyba dawno już temu. Niby wiem, jaka ona jest, ale ciągle próbuję z nadzieją, że może dziś, może teraz, jak obie jesteśmy dorosłe i mamy swoje dzieci... że teraz uda się porozumieć, być bliżej. Nic z tego. Atmosfera się tylko zagęszcza z dnia na dzień.

   Więc choć wiem, że jej pomoc na co dzień mi się przydaje - liczę dni do momentu, gdy już jej tu nie będzie. Gdy znów będę mogła żyć na swoim, sama, z Adamem i dziećmi, a dziadków odwiedzać w PL raz do roku albo dwa razy max. Przykre, co nie? Wiem. Ale taką mam tą moją rodzinę, cholera.

10 komentarzy:

  1. Ja mam taką samą sytuację...I dlatego jak urodziłam, to nawet nie proponowałam mamie ani teściówce zamieszkania u nas,bo bym wybuchła. Sama na pewno dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tez bym z mama nie wytrzymała długo pomimo ze Mama mieszka parę ulic dalej to sama muszę sobie ogarniać dzień kiedy męża nie ma np.przez dwa tygodnie a Matiego do żłobka i ubrać dwójkę dzieci i w ogóle jak trzeba to się zawsze da radę

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z Mamą też się często różnię w kwestiach wychowania dzieci..i chyba jakbym urodziła drugie to, niestety, ale nie poprosiłabym Jej o pomoc, bo wiem że byłby to stres i dla mnie i dla Niej. A szkoda, bo zawsze żałowałam że ten kontakt między nami jest taki powierzchowny i na dobrą sprawę płytki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jak ja Cię rozumiem!
    Byłam miesiąc w PL z moją rodziną - przeżywałam dosłownie to samo z obojgiem moich rodziców.
    Na nowo przeżywałam swoje dzieciństwo bo Młody mały. Na nowo przeżywałam swój bunt nastolatka bo brat właśnie go przechodzi (identycznie jak ja :-()
    Koszmarny urlop - nikomu nie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. OJ..nie martw się , pomyśl sobie , że inni mają gorzej - czasem to pomaga . Co do Twojej mamy..to taka była i będzie , inne poglądy.. ja ze swoją rzadko się kłócę , albo w ogole więc nie wiem co to znaczy..
    a może Twoja jest zła , że wyjechaliście ..?
    POmyśl , że będzie lepiej !
    Pozdrawiam !
    olunias0@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. moja mama bedzie za tydzien na 2 tygodnie i tez juz boje sie jej rad, pomyslow na nasze zycie, niejedzenia obiadow bez ziemniakow i innych, a w ostatnich dniach juz bedzie zlosliwa i dokuczliwa bo bedzie jej przykro ze jedzie, ze ja nie-wiem-kiedy przylece itp. A ja sie wkurze tez niepotrzebnie i mimo ze sie ciesze ze ona bedzie, ze bede miala do kogo buzie otworzyc, ze z Emka bedzie sie bawic jak maly bedzie wisiec przy cycku to wlasciwie bede czekac az polecic, zeby na nowo radzic sobie z rozpieszczona Emka ...

    I Cie rozumiem baaardzo

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!

    Dawno mnie nie było .Po pierwsze gratulacje córeczki:)
    Po drugie...tak to własnie bywa z tymi Mamami :)
    Powiem szczerze ,ze ja się cieszę mieszkam 400 km od rodziców , chociaż wiadomo czasem logistycznie jest cięzko ( a mam tylko jedną Marysię )

    Siły życzę !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej
    nominowałam Cię do nagrody Liebster Blog Award ;)
    http://mama-kangurzyca.blogspot.com/2012/11/liebster-blog-award-cd.html
    Podejmiesz wyzwanie i podasz dalej ten łańcuszek? ;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Już dawno temu miałam się wypowiedzieć na ten temat ale ciągle brakowało mi czasu.U mnie to było tak.Kiedy pojawiła się moja pierwsza córa naświecie moja mama , która jeszcze wtedy mieszkała w PL przyleciała do nas na 2 tyg żeby nam pomóc.Ogólnie nie było zle , bo w ja się super dogaduje z mamą.Natomiast teściowa wtedy przyleciała do nas na 5 tyg.I to był koszmar! Okazało się ,że przyleciała i chciała żebyśmy z dnia na dzień żyli według jej regół.Cieszę się ogromnie ,że miała zakupiony bilet w drogę powrotną bo chyba bym oszalała.Kiedy przyszła na świat moja druga córcia moja mama mieszkała już tutaj w UK i też pomogła przez pierwsze 2 tyg.Robiła dosłownie wszystko.Gotowała, sprzątała, prała , prasowała a ja jedynie spałam i akrmiłam Nastule.Teraz pod koniec grudnia ma się pojawić 3 księżniczka.I moja mama ma urlop na 2 tyg.Już nie mogę się doczekać. Teściowa przy drugiej nawet nie miała ochoty przyjechać i zobaczyła ją jak miała rok i 5 miesięscy.Teraz chciała przylecieć by pomóc przy 3ciej ale tylko dlatego ,że jej syn zrobił jej afere.Ale całkiem zgrabnie podziękowałam pamiętajac to co było przy pierwszej! Prawda jest taka,że może dlatego ja się jakoś nie wkurzam jak moja mama jest bo jest krótko i dlatego,że my się dość dobrze dogadujemy. Ale Tobnie współczuję ! Trzymaj się .A jak nie to wierz mi dasz rade!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana na moim blogu nominacja do zabawy dla Ciebie Buziaki

    OdpowiedzUsuń