Poszliśmy dziś z Adamem do teatru na "Riverdance", bo do końca miesiąca grają go w Dublinie. Bilety kosztowały dość sporo, ale kiedy to ja ostatnio byłam GDZIEKOLWIEK??? ;)
Dzieci odstawiliśmy do znajomej, gdzie bawiły się szczęśliwe 3h, a my myk - w samochód i do centrum. Nawet się wystroiłam z tej okazji niepowtarzalnej, mejkap sobie strzeliłam i ogólnie poczułam się na chwilę kobietą.
Spektakl cudny, taki klimatyczny, pełen energii, czasem nostalgiczny. Piękna muzyka. Niesamowity solista! I tancerka flamenco! <3
Teraz przez kolejne parę lat pewnie nigdzie nie pójdę. :P Chociaż w sumie... takie wyjście zrobiło mi smaka na częstsze wypady bez dzieci, tylko z mężem: kino, teatr albo tylko kolacja razem, może spacer po parku... Jejku, jak mi tego potrzeba.
Dzieci odstawiliśmy do znajomej, gdzie bawiły się szczęśliwe 3h, a my myk - w samochód i do centrum. Nawet się wystroiłam z tej okazji niepowtarzalnej, mejkap sobie strzeliłam i ogólnie poczułam się na chwilę kobietą.
Spektakl cudny, taki klimatyczny, pełen energii, czasem nostalgiczny. Piękna muzyka. Niesamowity solista! I tancerka flamenco! <3
Teraz przez kolejne parę lat pewnie nigdzie nie pójdę. :P Chociaż w sumie... takie wyjście zrobiło mi smaka na częstsze wypady bez dzieci, tylko z mężem: kino, teatr albo tylko kolacja razem, może spacer po parku... Jejku, jak mi tego potrzeba.
Riverdance! Woooow.... Zazdroszczę, moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńSzalej, szalej, ja nawet przy trójce co chwilę gdzieś wybywam, bo jak nie to mnie trafia ;)